:: Anglia i Walia :: Londyn :: City of Westminster :: Hyde Park
Fiendfyre
Fiendfyre
Konta Specjalne
▲ 04.10.20 21:35 | Gołębie drzewo


Gołębie drzewo

W pobliżu jednej ze ścieżek rośnie nieszczególnie wysokie, owocowe drzewko, które każdej wiosny obsypuje się barwnym kwieciem. Latem daje przyjemny cień i sprawia, że często po jego baldachimem można spotkać rodziny bądź pary, odpoczywające na kocach. To jednak nie to sprawia, że ta okolica jest aż tak popularna. Choć bowiem gołębi nie brakuje w całym Hyde Parku to właśnie w tym miejscu zbierają się ich największe stada. Szare i brązowe, czasem jednookie bądź jednonogie. Duże i mniejsze, niektóre wyraźnie otyłe. Te popularne ptaki czekają tylko, aż któryś z przechodniów podzieli się z nimi ziarnem bądź okruszkami z precla. Są też częściowo oswojone. Zachęcone jedzeniem, wchodzą na dłonie i ramiona, bez większego lęku zbliżając się do ludzi. Niechętnie jednak pozwalają się dotykać. Mimo wszystko, dalej pozostają ptakami, które bardzo dbają o swoje pióra.
Antonius Octavianus
Antonius Octavianus
Zakon Feniksa
▲ 13.11.20 0:30 | Re: Gołębie drzewo
24.07.78 
kontynuowany wątek z dziurawego kotła


Saiorse wprawiała mnie w najlepszy humor. Bez robienia niczego niepobożnego bawiłem się z nią lepiej, niż na jakiś seks randkach i innychw  wyjściach. Musiałem jej dobrze wytłumaczyć, że naprawdę jezioro było zamknięte. Z pięć różnych wersji podałem, że konserwator, impreza zamknięta i na bank coś mówiłem o przyjęciu bożonarodzeniowym. No nic nie poradzisz, pierdoliłem trzy po trzy, a ona była nawalona. Rozmowy o ślubie przypomniały mi o sytuacji rodzinnej. Czyli o matce co chce wnuków, a ojciec przedłużenia linii rodu. Nie zrobiło mi się z tego powodu smutno, ale poczułem że będę chciał się wyżalić.
Tak w ogóle to ja nie jestem odpowiedzialny za bardzo, więc i wtedy nie byłem. Na szczęście się szybko zgodziła, a przynajmniej obyło się bez krwi i łez. Na końcu zamówiliśmy jeszcze po szklaneczce, co było gwoździem do trumny. Oczywiście ja nas teleportowałem, bo przecież inaczej to by się skończyło jej rozszczepieniem, albo innym cudem. Na miejscu, jak już dzieliło może nas ze sto metrów od drzewa, dałem radę jej odpowiedzieć.
- Spanie w skarpetkach jest słabe. Okropne. Ale no nogę trzeba rozdzielić. Nie ufam ludziom, którzy nie rozdzielają nóg do snu. - Mówiłem zaaferowany. Wziąłem Sai pod rękę i tak razem szliśmy. Jednak ja nie zamierzałem kończyć mojego wywodu, o nie nie. Ja się szykowałem na cały wywód filozoficzny. - W ogóle, kto jak śpi jest bardzo ważne. Bo patrz, noge rozdzielasz, jest super. Ale jak śpisz na plecach to już jest coś dziwne. Rzecz trochę taka abstrakcyjna, bym powiedział. - Zbliżaliśmy się już pod moje ulubione miejsce, gołębie drzewo. No może nie było to ulubione, jednak uważam że w Hyde Parku to nie ma niczego lepszego. Położyłem się pod drzewem i wystawiłem do niej rękę, żeby się przyłączyła. Świetnie tam się czułem, jakbym był zadowolonym człowiekiem. Zimno mi trochę było, mokro zresztą też, bo rosa była na trawie i w sumie wszędzie. A moja koszula w kwiaty nie miała właściwości ocieplająco-asekuracyjnych. Efektowna to była, wiadomo. Sama klasa i styl.  
- Wiesz słońce, jak tak mówiłaś o tym ślubie to mnie tak trochę wzięło. No bo sama wiesz, moja rodzina pierdoli o tym weselu, że wnuki i w ogóle ułożenie życia. No, ale nie ma szans, żebym ja do trzydziestki znalazł miłość. Żonę może i tak, ale miłość? No nie ma szans. -  Lekko mi w głowie szumiało od alkoholu i pewnie było to słychać, ale czułem się dobrze. W przeciwieństwie do mojego życia romantycznego, które de facto nie istniało. Jakieś tam miotły się ostatnio poprzewracały, ale to tam skok w bok na któtką chwilę.  
- A twoje życie? Jak idzie? - Spytałem ciężko wstając z trawy. Zbliżyłem się do drzewa, stanąłem pod nim jak głąb i zacząłem rozmyślać. Wspiąć się, czy nie. Ryzykować połamaniem kończyn? Czy nie? Początkowo pomyślałem, że stary jestem to sam zdecyduję, czy ryzykować wspinanie się. Jednak w ostatniej chwili mój rozum wrócił, bez godności ale do tego to ja już byłem przyzwyczajony. Wróciłem w stare miejsce na trawie i spojrzałem w gwiazdy. Nie znałem ich nazw, nigdy za bardzo się tym nie interesowałem. Ale ładne były. Romantyk by powiedział,  że gwiazdy świeciły prawie tak mocno jak Panna koło mnie. Ale ja ani nie jestem, ani nie byłem romantykiem. Więc nic nie powiedziałem, a  nawet zamknąłem oczy. 
- Trochę korci, żeby iść spać. - Rzuciłem od tak. Byłem świadomy, że spanie w miejscu publicznym to dno dna. Jednak chwilę kusiło.