:: Anglia i Walia :: Londyn :: City of Westminster :: Pokątna
Fiendfyre
Fiendfyre
Konta Specjalne
▲ 24.10.20 21:13 | Sklep ze starociami



Sklep ze starociami

Figurki bez jednej nogi, zardzewiałe bibeloty, albo wątpliwej jakości obrazy nieznanych szerszej publiczności malarzy. Wszystko to można nabyć w mieszczącym się na pierwszym piętrze starej kamienicy sklepie. Już od samego wejścia każdego wita charakterystyczny zapach przesiąkniętego wilgocią i kurzem powietrza. Układ pomieszczeń jest tak samo chaotyczny jak ich zawartość oraz właścicielka, zazwyczaj niepanująca nawet w najmniejszym stopniu nad swoim asortymentem. Jeśli ktokolwiek przychodzi tu z konkretną rzeczą do kupienia, szanse są że wyjdzie dwie godziny później z tobołem zupełnie niepotrzebnych drobiazgów, z których spora część nie ma konkretnego zastosowania w życiu codziennym. Co jakiś czas jednak, jeśli pogrzebie się wyjątkowo pilnie, na pokrytych warstwą szarego pyłu stojakach da się znaleźć wartościowe obiekty zapomniane przez czas, a nawet starsze edycje dawno już nieobecnych na rynku książek.
Charlotte Parkinson
Charlotte Parkinson
Neutralni
▲ 13.12.20 11:37 | Re: Sklep ze starociami
przeniesienie ze sklepu zoologicznego s. starling

Po usłyszeniu propozycji siostry Charlotte skinęła głową i odwróciła się z powrotem do baletnika zamkniętego w klatce.

— Poczekaj, muszę się pożegnać — powiedziała i pochyliła się lekko by być na poziomie Uni. Włożyła palec między kraty i pogłaskała malutkiego ptaka po czarno-upierzonej główce
— Wrócę jeszcze wieczorem, jeśli nadal tu będziesz, obiecuję Cię ze sobą wziąć… — powiedziała, ale z jej ust wydobył się tylko świergot, który dla osoby niewtajemniczonej zmieszałby się perfekcyjnie ze szczebiotem wszystkich innych stworzeń w sklepie. Po tym odwróciła się z powrotem do swojej siostry — Dobra, możemy iść


Wspomnienie sklepu ze starociami nawróciło myślenie Charlotte z powrotem na jej, niezbyt pasjonującą dla niej samej, ścieżkę zawodową. Skoro już wybierały się do sklepu w którym z pewnością znajdzie jakąś starą biżuterię, powinna wypatrywać “inspiracji”. Była co prawda, artystyczną duszą, ale o wiele bardziej wolała śpiew, nawet rysunek, niż gięcie metalu i ciosanie kamieni szlachetnych.
Zwróciła wzrok na swoją siostrę gdy ta zadała jej pytanie.

— Ba, oczywiście, że rozmawiał — zaśmiała się gorzko — Dlatego już z nim nie mieszkam. Jeśli jeszcze raz powiedziałby, że “niedługo ktoś się znajdzie”... — tu zrobiła cudzysłów w powietrzu, i obniżyła nieco barwę głosu, próbując imitować ojca —… to chyba puściłabym chatę z dymem. Na jego oczach.

Obie bały się losu ich starszych braci. Charlotte tym bardziej, bo będąc najbliżej świętej pamięci pani Parkinson, najbardziej odczuwała nieprzebrany smutek jaki się w niej zbierał po tylu latach spędzonych w zaaranżowanym małżeństwie. Może nie była osobą zdecydowaną, nie wiedziała czego chce od życia, co chce robić czy kim chce być, ale wiedziała jedno, nie chciała pójść w ślady swojej matki. Żadna z nich nie chciała.

Dotarły przed zasypaną różnymi przedmiotami witrynę sklepu do którego zmierzały. Dzwonek na framudze graciarni zadzwonił cicho gdy weszły do jej wnętrza. Zapach kurzu i wilgoci zdawał się młodszej Parkinson tak gęsty, że niemal dałoby się go kroić. Zwróciła się jeszcze raz do swojej siostry, chcąc odpowiedzieć do końca na pytanie.

— Ale o tobie za bardzo nie wspominał. Chyba nie chciał żebym Ci paplała, bo wybacz ale nie wierzę żeby ci odpuścił — skrzyżowała ręce na piersi.
Vivienne Parkinson
Vivienne Parkinson
Neutralni
▲ 13.12.20 18:53 | Re: Sklep ze starociami
Kto o zdrowych zmysłach pragnąłby aranżowanego małżeństwa? Nawet ich najstarszy brat nie mógł być aż tak szalony. Oczywiście, spełnił swój obowiązek, ale rudowłosa nigdy nie uwierzy, że ta cała szopka mu się uśmiechała. Chciałaby w jakiś sposób uwolnić siebie i Charlotte od tego obowiązku, ale nie było innego wyjścia. Co? Miała porzucić swoją rodzinę i nazwisko, kiedy jedyne na czym zależało jej w życiu to, aby być dumą rodu?
Szczerze rozbawiła ją odpowiedź siostry czego dała upust nieco za głośnym śmiechem, czego zaraz pożałowała widząc kilka osób odwracających się w ich kierunku. Oddałaby ostatniego knuta, żeby zobaczyć reakcje ojca na widok płonącego dworu, a to wszystko za sprawą jego najmłodszej pociechy.
Już od wejścia można było wyczuć przytłaczający wręcz zapach wilgoci, a i wszem otaczający kurz wcale nie czynił tej sytuacji lepszą. Z doświadczenia jednak wiedziała, że już po jakimś kwadransie spędzonym w ponury pomieszczeniu można było się do tego wszystkiego przyzwyczaić. Zresztą, przeważnie była na tyle zajęta wertowaniem nijak posegregowanego towaru, że wcale już nie zwracała na to uwagę. Nie była też i typem osoby, która miała w zwyczaju narzekać oh, eh, jak tu brudno, ubrudzę sobie sukienkę. Pierwszy raz jej noga przestąpiła próg tegoż przybytku jeszcze w czasach szkolnych, gdy całkowicie zafascynowała ją jedna z przedziwnie przerażających figurek na wystawie. Obawiała się początkowo, że wraz z jakimkolwiek kupionym tu przedmiotem przypląta się jeszcze do niej jakaś klątwa, ale odpukać nigdy do żadnego podobnego incydentu nie doszło. Figurka okazała się kroplą w morzu rzeczy, które tu kupiła, a były to w większości książki, których nie spotkać było już gdziekolwiek indziej niż w miejscach jak to. Z takim też planem chciała zawędrować tu i dziś mając cichą nadzieję na jakiś nowy egzemplarz książki o legilimencji, bądź magii ofensywnej, tak przecież niezbędnych w ich nauce.
- Dziwie się, że w ogóle dajesz rade z nim pracować. - Gdy tylko trafiła się do tego sposobność Vivienne uwolniła się ze szpon ojca, Charles jeszcze szybciej. Oczywiście, była to tylko złudna wolność. Tak długo jak chcieli być częścią tej rodziny i nie skończyć jako zdrajcy wciąż musieli być mu posłuszni. Miała dziwne wrażenie, że albo ojciec wyjątkowo się nią nie interesuje albo minimalnie jej ufał. Nigdy go nie zawiodła. Czy jeśli chodziło o charakter, wyniki w nauce, pracę, bądź reputacje. Wciąż tańczyła tak jak on jej grał, choć chciałaby myśleć inaczej. Tak, czy owak, na wieść o jej wyprowadzce ojciec zareagował nijak. Zapytał wyłącznie gdzie chce się przeprowadzić, aby upewnić się, że okolica jest godna Parkinsona i za ile chce kupić, bądź wynająć mieszkanie by z kolei mieć pewność, że żyje w warunkach godnych Parkinsona. Pieprzyć takie "zaufanie".
Jej tok myśli przerwał widok jeszcze nie usłanego taflą kurzu kartonu z książkami, na którego rzuciła się jak wygłodniały psidwak. - Nawet nie przeszło mi to przez myśl. Ojca możemy nazwać na wiele sposobów, ale zdecydowanie nie jest sklerotykiem. Pytam bo się niecierpliwie. Nie to, że chcę, aby podjął jakiekolwiek działania w tej sprawie, ale niecierpliwe się czekaniem, niewiadomą, rozumiesz? - Nienawidziła niewiadomych, zawsze starała się mieć ułożony plan. Miała dwadzieścia trzy lata, według ojca była już niemal starą panną, więc nie rozumiała na co ten czekał.
Charlotte Parkinson
Charlotte Parkinson
Neutralni
▲ 31.12.20 13:58 | Re: Sklep ze starociami
Charlotte często myślała o tym jak to byłoby, gdyby wyszła za kogoś wbrew woli ojca. Prawdopodobnie skończyłaby się jej dobra passa, pozwalająca na dostatnie życie, przy niewielkim wysiłku. W pewnym sensie, bała się takiej straty, bo odkąd ojciec pozwolił jej się wyprowadzić jej życie nabrało więcej koloru, czuła się wolna. A przynajmniej na tyle wolna, na ile wolny czuje się pies, który od urodzenia był trzymany na krótkim łańcuchu i nagle pan pozwolił mu biegać wolno po zamkniętym podwórku.

— Też się sobie dziwię. Chyba po prostu przywykłam. W pracy i tak nie mówi wiele, poza “podaj to” i “podaj tamto” — wymruczała dziewczyna pochylając się lekko nad jedną z szafek.

Na półce której wysokość sięgała jej pasa, siedziała porcelanowa lalka, z twarzyczką okoloną blond lokami. Jej buzia wyblakła nieco, farby imitujące czerwony rumieniec i krwiste usteczka przybrały kolor bladego różu, a na małym nosku widać było ślady, prawdopodobnie po przypaleniu, tak samo jak na prawej rączce i krawędzi falbaniastej, błękitnej sukienki. Mimo to Charlotte podniosła swoje znalezisko i przyjrzała mu się. Przypominała jej zabawkę którą dostała od matki w dzieciństwie. Tak bardzo tęskniła za czasami w których mogła z nią porozmawiać. Tęskniła za nią. Czasem łapała się na rozmyślaniu jak wyglądałoby życie, gdyby nigdy nie odeszła. W najmroczniejszych momentach, wręcz przeciwnie, zdawało jej się że śmierć była dla niej potrzebną ucieczką, najskuteczniejszą ze wszystkich. Jej matka chciała uciec od swojego męża i było to widać, ale nie miała odwagi. Choroba zrobiła to za nią. W głębi serca, Charlotte nienawidziła ojca. Nie za to że pcha ją i jej siostrę w aranżowane małżeństwa, nie dlatego że już zrobił to jej dwu starszym braciom, nie dlatego, że zdaje się nie dbać o nikogo i gardzić ludźmi. Dlatego, że skrzywdził jej matkę. Dziewczyna zacisnęła dłoń na talii laleczki którą trzymała w dłoni, aż poczuła na opuszkach palców chłód porcelany przez cienki materiał fartuszka. Z zamyślenia wyrwał ją głos siostry .

— Rozumiem — powiedziała, mimo że w rzeczywistości usłyszała tylko końcówkę. Z niej mogła wywnioskować o czym mówiła wcześniej Vivienne — Mnie przynajmniej zapewnia, że jednak kogoś szuka. Gdybym była na twoim miejscu, bez żadnych wieści, też bym się niecierpliwiła.

Charlotte jeszcze przez chwilę milczała, przeczesując lalce włosy palcami a potem zwróciła się z powrotem do Viv, uśmiechając się.

— Jeśli znalazłabyś kogoś, zanim on zrobi to za ciebie, problem by zniknął. No i nieźle byś go wpieniła. Jak dla mnie rozwiązanie idealne, szkoda tylko że tak trudno znaleźć tego kogoś… — westchnęła, wracając wzrokiem do lalki którą trzymała w dłoniach.
Vivienne Parkinson
Vivienne Parkinson
Neutralni
▲ 04.01.21 20:32 | Re: Sklep ze starociami
Sprzeciwienie się ojcu zawsze wiązało się z konsekwencjami. Jak dużymi, to już zależało od kontekstu. Niezgodzenie się przez nie na wyjście za mąż definitywnie wiązało się z wydziedziczeniem, czego Vievienne nawet nie dopuszczała do myśli. Nie chodziło w tym wszystkim o utratę wyłącznie nazwiska i dostępu do majątku. Wiązało się to również z utratą powiązań, reputacji, rodziny w większym, bądź mniejszym stopniu. Może inne czystokrwiste rodziny zaczęły zmieniać w tej sprawie swój stosunek, ale Parkinsowie do nich nie należeli.
- Brzmi za dobrze, żeby mogło być prawdziwe. - Odpowiedziała prześmiewczo wertując definitywnie starszą od siebie księgę o legilimencji. Już dawno wyparła ze świadomości fakt, iż mogłaby wyjść za mąż za kogoś ze swojego wyboru. Taka opcja po prostu nie wchodziła w grę, więc nie miała najmniejszego zamiaru się okłamywać.
- Przyjmijmy, że faktycznie znajdziesz kogoś takiego, tego kogoś, zakochasz się w nim, a ojciec i tak znajdzie w nim jakąś skazę, bądź będzie chciał ubić z kimś interes, gdzie to ty będziesz kartą przetargową, na Merlina, może jeszcze przed naszymi narodzinami zostałyśmy komuś obiecane? - Wcale by jej to nie zdziwiło... - Co więcej, ojciec może chcieć zrobić ci po prostu na złość.  I co wtedy? Naprawdę nie wiem czy złamane serce jest tego warte. - Vivienne już dawno zwątpiła w koncept miłości. Wierzyła w zauroczenia, wzajemny szacunek, przywiązanie, pożądanie, ale nie w mistyczną formę uczuć, o której wyłącznie słyszała i czytała, a nigdy nie była jej bezpośrednim świadkiem, nie mówiąc już nawet o doświadczeniu go przez nią samą. Daleko było jej do bycia romantyczką, była realistką, która myślała praktycznie. Według niej angażowanie się w jakiekolwiek relacje było bezcelowe w ich sytuacji, przez co nijak była w stanie zrozumieć to co wyprawiał Charlie. Związki to po prostu zbędna komplikacja. Charlotte jednak wciąż miała nadzieję, która oby nie obróciła się przeciw niej.
- Mogłoby to się sprawdzić jednak w przypadku, gdy nie jesteś z kimś głęboko zaangażowana uczuciowo, możesz znać tą osobę, ufać jej, szanować ją, przyjaźnić się z nią. Wtedy nie masz tak naprawdę niczego do stracenia wychodząc z tego typu propozycją. - Sama by w takim przypadku nie pogardziła taką opcją. Byłaby to na pewno przyjemna alternatywa w porównaniu z tym co szykował dla nich ojciec. Przynajmniej dałoby to im namiastkę możliwości wyboru, władania własnym pieprzonym losem.
- Ale tak jak wspomniałaś, ciężko jest znaleźć kogoś takiego. No chyba, że ty masz już kogoś na myśli? Powinnam o czymś wiedzieć? - Zapytała w końcu odwracając się w stronę Charlotte bacznie obserwując mowę jej ciała mając nadzieję na negatywną odpowiedź. - Uważaj siostrzyczko, na igraniu z uczuciami można się łatwo sparzyć. - Ale co ona mogła o tym wiedzieć...
Sponsored content
▲ | Re: Sklep ze starociami