:: Anglia i Walia :: Londyn :: City of Westminster :: Pokątna
Fiendfyre
Fiendfyre
Konta Specjalne
▲ 25.10.20 2:43 | Sklep zoologiczny S. Starling



Sklep zoologiczny S. Starling

Niewielki pasaż handlowy specjalizujący się w sprzedaży ptaków. Pierzaści podopieczni Starling zerkają na przechodniów praktycznie z każdego okna i wystawy co jakiś czas próbując komunikować się z nimi wysokimi piskami. Co godzinę można zaobserwować grono sprzedawców, którzy zaopatrzeni w miotły obchodzą sklep ze wszystkich stron by odstraszać kłębiące się przy parapetach chmary kotów, nierzadko bardziej zainteresowanych ptakami niż ich potencjalni nowi właściciele. Nie ulega wątpliwości, że zwierzyniec S. Starling pochodzi z najwyższej półki i to nie tylko dlatego, że sam tam wleciał. Wszystkie okazy posiadają własny rodowód, kraj pochodzenia, oraz historię wszystkich magizoologów odpowiedzialnych za jego sprowadzenie lub hodowlę w Wielkiej Brytanii.
Vivienne Parkinson
Vivienne Parkinson
Neutralni
▲ 06.12.20 10:38 | Re: Sklep zoologiczny S. Starling
|14 lipiec

Cóż może powiedzieć? Nie ma nic na swoje usprawiedliwienie. Faktycznie była pracoholiczką. Swoje aktualne stanowisko lubiła średnio, ale wiedziała, że musi się przyłożyć, aby awansować, a później zaistnieć w politycznym świadku. Z tego też powodu jej życie przez ostatnie lata toczyło się między Ministerstwem Magii, a jej domem, bo przecież gdzieś spać musiała. Życie prywatne? A po co to komu potrzebne? A tak całkiem poważnie, to jej relacje i tak praktycznie zamykały się wyłącznie na te z pracy i te w rodzinie, więc nikogo nie zaniedbywała. Poza tym, wszyscy istotni dla niej ludzie byli już dorośli i mieli swoje własne obowiązki. Hobby? No cóż, rzeczywiście nie miała jak się usprawiedliwić.
Zaciągnięcie jej przez Charlotte na zakupy było jednak miłą odmianą. W życiu się do tego nie przyzna, ale stęskniła się nieco za siostrą i jej dwulicowym charakterkiem. Jakoś szczególnie nie zdziwiło jej, że koniec końców skończyły w sklepie zoologicznymi. Taki już jej okrutny los.
Niech jej nikt źle nie zrozumie, Vivienne lubi zwierzęta, łatwo z nimi nawiązać relacje, dużo nie mówią, przynajmniej nie do niej, wiadomo czego chcą. Gdyby tylko z ludźmi było tak łatwo, to jej życie byłoby o wiele piękniejsze. Tak, czy owak, nie miała jednak zamiaru spędzać tu pół dnia.
- Przyszłyśmy coś kupić, czy tylko pooglądać? - Zapytała wchodząc wraz siostrą do budynku, gdzie powitał je dość charakterystyczny zapach i równie charakterystyczne odgłosy. W porównaniu do siostry akurat co do ptaków miała mieszane uczucia. Z daleka piękne oczywiście, ale z bliska ich dzioby nieco ją odstraszały. Plus, zawsze wydawało jej się jakoby te patrzyły się na nią spod oka. Jej sowa była wyjątkiem - ona na wszystkich patrzyła się spod oka. Viv w porównaniu do siostry też i nie otrzymała w spadku zwierzęcioustności, co z jednej strony było minusem, bo była to zdecydowanie ciekawa umiejętność, a z drugiej strony plusem, bo nie musiała wysłuchiwać jeszcze i ich, a miała dziwne wrażenie, że te z natury były dość irytujące. Ale kto wie? No cóż, Charlotte, ale akurat w tym aspekcie średnio ufała jej bezstronnej opinii.
- A może po prostu znudziło cię już moje towarzystwo i szukasz nowych przyjaciół?
Charlotte Parkinson
Charlotte Parkinson
Neutralni
▲ 07.12.20 11:40 | Re: Sklep zoologiczny S. Starling
Charlotte po prostu potrzebowała czasem zupełnie zapomnieć, że lata w których nie musiała podejmować żadnych decyzji się skończyły.
Ten jeden specyficzny sklep pozwalał jej na tak pożądane zapomnienie. Miała tu dostęp do różnego rodzaju gatunków ptaków, z którymi mogła się porozumieć, jednak obecność tak wielu pozamykanych w klatkach, myślących, czujących stworzeń, które w dodatku często mogły jej się zwierzyć, że tęsknią za pełną swobodą, wzbudzało też współczucie. Czuła, że potrzebuje czasem po prostu z nimi porozmawiać, pobyć, posłuchać ich świergotu i wrzasków.

Nadal nie wiedziała czy wybrała dobrze. Owszem, wyrażając zainteresowanie magicznym jubilerstwem zyskała uwagę ojca, której tak bardzo łaknęła za dziecka. Której tak bardzo łaknęło, i może nadal łaknie, każde z jej rodzeństwa, może nawet bardziej niż ona sama. Ale nie wiedziała czy to jest droga którą chce wybrać. Od paru już lat pracowała dla ojca, i z każdym dniem liczyła na to,że obudzi się w niej jakieś tajemnicze powołanie. Bardzo lubiła wykańczanie klejnotów, zaklinanie ich by pełniły specyficzne, magiczne funkcje jako amulety, ale cały proces którego się uczyła, od szorstkiego kamyka po pierścień czy broszkę nie był dla niej aż tak "magiczny", dosłownie i w przenośni, jak by tego chciała.

Potrzebowała spędzić czas z kimś kto zawsze wydawał jej się, mimo wszystko, pewnym autorytetem. Kobiecą figurą w jej życiu po tym jak ich matka zmarła. Nie dziw więc, że zaprosiła Vivianne by wraz z nią przeszła się na zakupy na Pokątną. Do teraz jednak nie poruszyła nawet napomknięciem tematu, o którym chciała otrzymać poradę. Stała właśnie naprzeciw klatki z czarnym ptakiem, o pięknym długim ogonie, który przedstawił się jej jako Uni, a zgodnie z plakietką, był baletnikiem afrykańskim. Oderwała od niego wzrok gdy jej siostra zapytała, czy zamierza coś kupić.

— Gdybym mogła, kupiłabym wszystkich w tym sklepie. Przynajmniej tych, którzy mają za ciasne klatki — odparła, odwracając się znowu do małego, upierzonego na czarno stworzonka. Miała w zwyczaju odnosić się do ptaków jak do ludzi, bo ciężko tego nie robić, gdy zdajesz sobie sprawę jak rozumne i jak ludzkie niektóre z nich się wydają — Powiedzmy jednak, że siostrę mam jedną. I nie wszystkie ptaki mogłyby ją zastąpić — uśmiechnęła się do niej promiennie, odwróciła się w pełni do swojej siostry — Chciałabyś się przejść gdzie indziej?
Vivienne Parkinson
Vivienne Parkinson
Neutralni
▲ 09.12.20 20:18 | Re: Sklep zoologiczny S. Starling
Bycie dzieckiem, czy nawet nastolatką, było zdecydowanie łatwiejsze od dorosłego życia. Każde z nich od zawsze miało swoje obowiązki, ale wraz z wiekiem ich ilość się powiększała, a dziecinna beztroska gdzieś w międzyczasie zniknęła. Charlotte wciąż jednak miała w sobie nieco z tej naiwności, czy to przez fakt, iż była najmłodsza z rodzeństwa, czy po prostu z powodu jej charakteru. Vivienne nie miała zamiaru tego stanu zmieniać. Charlotte nie była głupia i oby to właśnie w kluczowym momencie przeważyło.
Każde z nich było ewidentnie upośledzone emocjonalnie jeśli chodziło o niezdrową chęć udawadniania swojej wartości i zwracania na siebie uwagi. Ich najstarszy brat zrobił z siebie praktyczną kopię ojca, Charles robił wszystko kompletnie na opak, ona próbowała zaistnieć, to samo tyczyło się i Charlotte. Dziwne jak można kogoś jednocześnie nienawidzić, a ubiegać się o jego miłość. Bo nie okłamujmy się to właśnie robili, uzależnili od tego całe swe życie, a jaki był w tym cel? Szczerze wątpiła, że ojciec kiedykolwiek poklepie ich po plecach i z uśmiechem na ustach powie, że jest z nich wszystkich dumny. Na swoim łożu śmierci by się na to nie zdobył, a jednak dalej tkwili w tym chorym układzie.
- Kupić je i wypuścić, co? Większość z nich nie przeżyłaby długo na wolności. - Nie wyobrażała sobie takiego życia - w klatce. To był zdecydowanie największy lęk rudowłosej czarownicy. Ojciec już się zabrał za Charlesa i tylko siedziała jak na szpilkach w oczekiwaniu na list, który oznajmiałby jej odnalezienie dla niej idealnego kandydata na męża. Pal licho jeszcze z tym. Viv było daleko do bycia romantyczką, napatrzyła się już wystarczająco na "miłość" między swoimi rodzicami. Może i faktycznie to mistyczne, szczere uczucie pojawiało się między dwojgiem ludzi, ale nawet przez chwilę nie pomyślała, że mogłoby to przydarzyć się jej. Nie oczekiwała więc, że mogłoby się zrodzić ono między nią, a jej przyszłym mężem. Na czym zdecydowanie bardziej jej zależało był szacunek i traktowanie jej jako partnera, a nie podwładną, czy jeszcze gorzej - za dekoracje.
Zaśmiała się krótko na słowa siostry. - Powiedzmy? To fakt. - A przynajmniej miała taką nadzieję. Ojciec miał kochanki, ale chyba nie był na tyle głupi, aby dopuścić do przyjścia na świat bękarta. Oh, ugodziłoby to jego reputacje, a jeszcze bardziej jego własną dumę.
- Sklep ze starociami ma dziś dostawę. Może znajdziesz coś dla siebie? Ja to bym przygarnęła jakieś stare księgi. - Nijak to zakurzone i przesiąknięte wilgocią miejsce nie kojarzyło się z Viv, ale naprawdę można było znaleźć tam prawdziwe skarby. A o starociach mówiąc...
- Powiedz, ojciec nie rozmawiał może z tobą o ożenku? Moim, bądź twoim. - Wątpliwe. Ojciec uwielbiał niespodzianki, z których nikt się nie cieszył. I o ile martwiła się o siebie, tak o samą Charlotte w szczególności. Była za młoda by wychodzić za mąż i Merlin może tylko wiedzieć kogo by jej ich kochający ojczulek mógł wybrać. Wolała się jeszcze przez bardzo długi czas tego nie dowiedzieć.

zmiana lokum
Sponsored content
▲ | Re: Sklep zoologiczny S. Starling