:: Anglia i Walia :: Mieszkania :: Mieszkanie na Marshfield Street, Londyn
Rowan Greyback
Rowan Greyback
▲ 16.12.20 1:55 | Kuchnia
13 sierpnia 1978

Rowana tak naprawdę szczególnie nie obchodziło, jakie życie prowadzi jego kuzyn, ani o której wraca do domu. Nie. Inaczej. Rowana nie obchodziłoby to, o której Sammy wraca do domu, gdyby nie ten drobny fakt, że było już cholernie późno, a jego jeszcze nie było. Mieszkali ze sobą na tyle długo, by Greyback zdawał sobie sprawę, że w przeciwieństwie do niego samego, jego współlokator raczej nie odwalał takich akcji. To on zazwyczaj włóczył się do późnej nocy po ulicach Londynu, nie raz pakując się przy tym w większe lub mniejsze kłopoty. Sammy natomiast nie miał w naturze takich akcji. Czy martwił się? Trochę. Może i Clearwater był jedynie młodszy od niego rok, ale w oczach Rowana było to przynajmniej lat pieć, jeśli i nie więcej. Greyback próbował zająć się swoimi sprawami, ale nie potrafił. Ten pieprzony niepokój był większy. A co jeśli coś mu się stało? Może postanowił pobiegać po parku w swojej zwierzęcej postaci, zaczepił jakiegoś znacznie większego od siebie psa, ten się zirytował i go pogryzł? Albo jacyś debile postanowili go pomęczyć dla zabawy? Przecież nawet nie musiał być corgim, by znaleźć się w niebezpiecznej sytuacji. Równie dobrze mógł zostać napadnięty, albo i gorzej. Kurwa. Przez to, że Sammy mógł się zmieniać czarnych scenariuszy było pierdolone dwa razy więcej.
A mówił mu, że powinien nauczyć się bić!
- Jasna cholera - walnął ręką o stolik, tak, że stojący na nim kubek ze świeżo nalaną kawą zadrżał. Może i nie powinien pić tego napoju o tak późnej porze, ale zapach kawy od zawsze go uspokajał. Zresztą i tak nie wyglądało na to, aby miał szybko zasnąć. Leżący na kanapie, obo niego, Malfoy przyglądał mu się z zaciekawieniem, aczkolwiek nie wyglądało na to, by pies podzielał niepokój swojego człowieka. Wręcz przeciwnie. Zamiast tego popatrzył się jeszcze chwilę na Greybacka, ziewną i wrócił do snu. Niektórzy to mieli w życiu dobrze. Zerknął na zegarek i znowu zaklnął. Zbliżała się już pierwsza w nocy, a ten dureń dalej nie wracał.
- Mógł po prostu zostać dłużej w pracy, nie? - rzucił do Malfoya - Coś mu mogło wypaść. Jeden ze zwierzaków mógł się rozchorować, albo nie wiem... Cokolwiek
On sam przecież pracował z magicznymi stworzeniami i wiedział, że czasem występowały nieprzewidywalne okoliczności. Na przykład jakieś dwa tygodnie temu musiał zostać po godzinach, bo podczas rutynowych badań jeden młody smok, nagle postanowił poćwiczyć zionięcie ogniem i podpalił szafkę. Tylko, że psidawki nie miały w zwyczaju zionąć jebanym ogniem. Gwałtownie wstał z miejsca poszedł do swojego pokoju. Tego było za wiele. Wyciągnął z szuflady gotowego już skręta.
- Zabije go jak wróci. Zamorduję go- wymamrotał pod nosem, wyciągając różdżkę, by podpalić przedmiot. W tym momencie usłyszał dźwięk przekręcanych drzwi, a Prewett momentalnie zerwał się ze swojego miejsca. Rowan szybko rzucił zarówno różdzkę, jak i skręta na stół i ruszył do przedpokoju.
- Gdzie ty kurwa by... - nie zdążył dokończyć zdania, bo zobaczył w jakim stanie znajdował się jego kuzyn. Od razu do niego doskoczył - Co ci się kurwa stało? Zderzyłeś się z Błędnym Rycerzem? Ja pierdolę. Wyglądasz paskudnie. Kto co to zrobił?
Czy mordercze myśli ustały w Greybacku? Nie do końca. Teraz po prostu zostały skierowane na inne tory.
- Chodź. Opatrzymy cię - powiedział i bez wyczucia szarpnął ramię Sammy'ego, by ten udał się za nim do kuchni. Malfoy cały czas kręcił się im przy nogach, próbując powitać drugiego, a raczej trzeciego, lokatora mieszkania.