:: Anglia i Walia :: Inne miejsca :: Festiwal muzyczny "Sonorus"
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Konta Specjalne
▲ 20.11.20 21:18 | Event: Namiot zespołu Panika na smoku
Bardzo szybko rozeszły się szepty. Po całym polu namiotowym ludzie rozgłaszali, że  Finnick Tremlett pojawił się na miejscu. Nie było takich, którzy nie wierzyli w tę plotkę. Zeszłego wieczora mężczyzna wpadł na scenę jednego z ważniejszych koncertów, ulubieńców tłumu, Wrzeszczących Jędz i wydał swoje wzruszające oświadczenie, używając zaklęcia Sonorus. Wyciągnął dłoń przed siebie i ze wzruszoną twarzą wypowiedział słowa:
Z zachodu nadlatuje stado hipogryfów, oświetlają je promienie słońca złote i błyszczące, nie zgińcie pod chmarą kopyt przyjaciele.
Stan mężczyzny nie był jednoznacznie określony, aczkolwiek zdecydowanie daleki był od trzeźwości. Wielu poznało go po głosie, jako byłego wokalistę Paniki na Smoku, manierze i wyglądzie, jednak nim ochrona zdążyła złapać mężczyznę, ten deportował się i zbiegł. Nie wiecie, czy policja znalazła jego magiczny ślad, jednak wiedzieliście, że musicie działać szybko, inaczej ubiegnie was policja. Wtedy, nieważne jaki cel wam przyświecał, nie będziecie w stanie spotkać Finnicka Tremletta, słynnego zabójcy. Tego, który wysłał do zaświatów Caleba Mulcibera, znanego ze swojej długoletniej przyjaźni z Casparem Averym.


Spotkaliście się pod namiotem słynnego Szamana - zapuszczonego mężczyzny, który chodził po terenie festiwalu w brudnym, brązowym szlafroku, a na piersi nosił naszyjnik z łapaczem snów. Wiele plotek was tu skierowało. Podobno Tremlett był tutaj widziany przez kilka osób, a Szaman stanowił duże źródło informacji - znał tutaj właściwie wszystkich. Trzeba było tylko odpowiednio dobrać pytania. I być może dogadać się ze wspólnikami.


W tym wątku biorą udział: @Viola Rosier @Cyril Woodward @Marianne Ahn @Alice Norton @Katherine Venitius @Charles Parkinson

Z powodu nieobecności niektórych graczy drużyny uległy zmianom.
W temacie tego wątku należy zwracać się do @Saint oraz @Bernice Diggory

Jeśli ktoś z nieobecnych chciał dołączyć, niech pisze na pw do jednego z Mistrzów Gry.

Czas na odpis trwa 48 godzin (do 22 listopada godzina 21)
Marianne Ahn
Marianne Ahn
Neutralni
▲ 22.11.20 1:05 | Re: Event: Namiot zespołu Panika na smoku
Nie potrafiła nawet określić jakim cudem stoi teraz przed namiotem w celu zdobycia przydatnych informacji w znalezieniu Finnicka Tremletta. Wszystko stało się dość szybko, a za każdym razem jak próbowała to przeanalizować i odtworzyć w głowie, zwyczajnie nie mogła. Wydarzenia były nieco chaotyczne, więc uznała, że może lepiej nie będzie już tak się nad tym rozwodzić, a przynajmniej nie teraz, kiedy miała swego rodzaju misję.
Od zawsze była fanką Paniki na Smoku. Od zawsze chciała kiedyś być obecna na ich koncercie. Jednak nie spodziewała się pewnego obrotu zdarzeń. Wokalista tak jakby kogoś zabił. No, cóż, teraz przynajmniej zrobiło się bardziej intrygująco podczas słuchania ich kawałków, prawda? Mimo wszystko ciekawsze były plotki o tym, że morderca pojawił się na Sonorusie. Początkowo podeszła do tego na chłodno - raczej nie zagłębiać się w temat, zostawić to, odpuścić. Tak, i właśnie dlatego stała sobie tutaj z grupą obcych jej ludzi aby go poszukać. No, nie do końca obcych, była tu Kath. Nieco ją pocieszał fakt, że ona tu jest. Poza tym będą miały o czym plotkować w przyszłości.
Rozejrzała się po twarzach innych osób. Ponoć w środku znajdowała się skarbnica wiedzy, muszą tylko wszystko sprawnie rozegrać.
- Czy ktoś osobiście zna... Tego szamana? - zerknęła na namiot. - Byłoby łatwiej z nim się dogadać. Tak myślę. - ona sama jako rzadka bywalczyni na tego typu imprezach musiała zdać się na innych.
Nie wiedziała czy powinna się przedstawić, ale jak ktoś chciałby znać jej imię to o nie spyta, prawda? Zresztą to nie było kółeczko zapoznawcze. Na kawkę i ciasteczko mogą się umówić jak znajdą Finnicka przed policją i będą świętować - innej opcji nie chciała przyjmować do wiadomości. Jak już zdecydowała się na to, to teraz musi się udać, przecież nie zamierzała tu przychodzić na darmo. Ona już była nastawiona na to, że go znajdą.
Viola Rosier
Viola Rosier
Neutralni
▲ 22.11.20 3:41 | Re: Event: Namiot zespołu Panika na smoku
wyposażenie: różdżka

Co ja tutaj jeszcze robię? pytanie krążyło po jej ciężkiej głowie. Viola długo zastanawiała się nad tym czy powinna zjawić się na festiwalu. Nie była wielkim fanem aż tak dużych zgromadzeń, wolała małe bary gdzie rzadko spotykało ludzi w swoim wieku. Ostatnio zachodziło bardzo wiele zmian w jej życiu i postanowiła dać szansę temu festiwalowi. Mogła jednak zostać w domu. Już po pierwszych minutach swojej obecności pożałowała, że opuściła domowe zacisze. Pięć lat ukrywania się trwale zmieniało twoje podejście do takich tłumów. Może gdyby to była grecja lub włochy to by się czuła bardziej swobodnie. Oczywistym było, że pierwsze czego się podjęła to było upicie się. Nie było jej to jednak dane. Przez ostatnie wydarzenia i ponowne spotkanie z siostrą została zmuszona do przeczytania gazety. Czytając o wszystkich wydarzeniach jakie niedawno miały miejsce była w nieopisanym szoku. Może przez to wizja festiwalu wydawała się jej obecnie tak absurdalna? Czy to przez to wciąż zastanawiała się co tu robiła i czemu nie próbowała się schować?
Była w połowie konsumowania swojego piwa gdy wśród ludzi zaczęły rozchodzić się szepty. Z początku to zignorowała myślała, że to tradycyjnie jej głowa znów świruje.  Chwilę jej zajęło przypomnienie sobie, że dzisiejszym głosem rozsądku była jej własna siostra. Od ich ostatniego spotkania nie mogła zapomnieć jej głosu mówiącego o tym co mogłaby poprawić w swoim zachowaniu. To jej głos nakazał zostawić piwo i zapytać się kogoś o czym tak namiętnie dyskutowano między sobą. Finnick Tremlett padało z ust każdego. Zebrany tłum wskazywał na każdy możliwy kierunek, cytowali jego wypowiedź co jedynie myliło już zgubioną Viole. Czarownica była wcześniej tylko skupiona na swoim piwie, każdy dźwięk wpadał jednym uchem i wypadał drugim, kompletna dysocjacja. Czuła się jak bezradna owca w stadzie, którą zapędzał pies. Czuła tą potrzebę ruchu, nie mogła stać na środku. Wzięła kilka głębokich wdechów i przypomniała się w jaką stronę najczęściej była kierowana. Rozejrzała się upewniając, że miała wszystkie swoje rzeczy. Była przygotowana na dobra zabawę, a nie takie zamieszanie to nie miała z sobą jak jej się wcześniej wydawało zbędnego ekwipunku. Ruszyła w skazaną stronę, najpierw spokojne tempo bez żadnego pośpiechu aż w końcu przyśpieszyła, by szybciej się znaleźć na miejscu.
Viola widząc zgromadzone towarzystwo wiedziała, że trafiła w dobre miejsce. Jeszcze raz, co ja tutaj właściwie robię? zadawała sobie to pytanie. Głos Genevieve namawiający do przykładnej postawy obywatelskiej powrócił w jej głowie jak widmo. Nie mogła go zignorować, a póki stała w miejscu i nie rozglądała się za opcjami szybciej ucieczki to siedział cicho. Nadal była jak zagubioną owcą, ale nie mogła tego w jakikolwiek sposób okazać. To było wbrew jej charakterowi. Odgarnęła włosy, które jeszcze miała ładnie pokręcone.  Na zgromadzonych spojrzała spod różowych okularów, wygładzając materiał męskiej, za dużej o kilka rodzajów marynarki. Następnie skrzyżowała ramiona ciężko wzdychając. Takiej postawy jej siostra wcale, by nie poparła, ale nie mogła powstrzymać swoich wewnętrznych instynktów, była za trzeźwa na bycie towarzyską. Wypić więcej nie mogła, bo by tutaj nie było z niej większego pożytku. Nie żeby na trzeźwo była dobrym wsparciem. Zastanawiała się co, by Gen teraz zrobiła, ale nie widziała jej na takim wydarzeniu kulturowym. W końcu zmusiła się, by podejść bliżej do grupy.  Tylko jak już tutaj była co miała zrobić? Nie mogła wylecieć hej często tu bywasz? gdy sprawa dotyczyła mordercy. Słysząc pytanie zadane przez jakąś dziewczynę skrzywiła się w widocznym zdziwieniu. Skąd ona miała go znać? Słyszała o nim był przecież słynnym Szamanem, ale nigdy z nim nie rozmawiała, sytuacja nigdy tego nie wymagała. Była tylko zgubioną owcą w tłumie. Najwięcej na co mogła od siebie dodać to byłe zwykłe przywitanie. Tylko tyle i aż tyle.
- Hej. Przyłączam się do pytania na temat tego Szamana.
Charles Parkinson
Charles Parkinson
Neutralni
▲ 22.11.20 20:42 | Re: Event: Namiot zespołu Panika na smoku
Przywiodła go tu ciekawość, główny powód dla którego notorycznie pakował się w kłopoty... lecz nie tylko - kiełkujący gdzieś w zakamarkach żołądka niepokój, nie pozwoliłby mu biernie oczekiwać na dalszy rozwój wydarzeń. Nie, kiedy w tłumie bawiących się tu czarodziei, znajdywała się jego najmłodsza siostra. Jego oczko w głowie. Kruszyna, która choć butna charakterem, niewiele byłaby w stanie zdziałać w starciu z szaleńcem.
Bernice.
Myśl o harpii zmusiła go do ponownego rozejrzenia się po mijanych w tłumie twarzach. Była gdzieś tutaj. Mniej lub bardziej świadoma otoczenia, jednak równie narażona na atak zbiegłego wokalisty, jak każdy tu obecny.
Usta pałkarza ściągnęły się w wąską linię. Gdyby tylko mógł dowiedzieć się, czy towarzyszący mu mężczyźni zdołali odnaleźć chociażby jedną z nich, byłby w połowie spokojniejszy. Zaufanie stanowiło jednak jeden z ważniejszych elementów fundamentu ich przyjaźni - nie pozostawało mu więc nic innego, niż wierzyć, że wykażą się równą szybkością i efektywnością w działaniu, co na boisku.
Tak czy inaczej, skuteczność policji była kwestią sporną - zwłaszcza w ostatnim czasie - a uciekający czas działał na niekorzyść wszystkich tu zebranych. Stary szaman wydawał się być najroztropniejszą z wielu opcji, jaką do tej pory udało mu się zasłyszeć wśród powtarzanych przez ludzi plotek na temat poszukiwanego zabójcy - a tych, jak można było się domyśleć, z każdą minutą przybywało w zastraszającym tempie.
Ciemne tęczówki Charliego, opięły wzrokiem wpierw nieznaną mu dziewczynę azjatyckiej urody, by zatrzymać się nieco dłużej przy dobrze znanej mu twarzy panny Rosier. Zarówno jedna, jak i druga wygląda na dość podenerwowaną.
- Drogie panie - zaczął teatralnie, nie mogąc odmówić sobie zmarnowania takiej okazji. Nieczęsto można było ganiać za przestępcą ramię w ramię z (daleką bo daleką ale) rodziną. - Wolałbym, żebyśmy spotykali się w mniej intensywnych okolicznościach - tym razem zwrócił się bezpośrednio ku Violi, czyniąc w jej kilka kroków. Myśl, by spodziewać się tu kogokolwiek, była śmieszna już sama w sobie, jednak widok dalekiej kuzynki, wiekiem zbliżonej do jego własnej siostry, jedynie potęgował towarzyszące mu uczucie niepokoju.
- Co tu robisz? - Szepnął niewiele ponad wysokość jej ucha, tak, by tylko ona mogła usłyszeć wypowiedziane przez mężczyznę słowa. Pytanie było natury retorycznej, od kiedy cel przyświecający każdemu z nich był powszechnie znany, jednak Charles oczekiwał od Rosierówny umiejętności czytania pomiędzy wierszami. Chciał wiedzieć jakie diabły przywlekły ją na poszukiwania mordercy.
Katherine Venitius
Katherine Venitius
▲ 23.11.20 11:54 | Re: Event: Namiot zespołu Panika na smoku
Skłamałaby mówiąc, że nie czekała na taki obrót spraw. Wiedziała, że coś jest na rzeczy od kiedy w ostatniej wróżbie wyczytała poszukiwanie drogi do niebezpiecznego mężczyzny i jej mózg nie do końca chciał zinterpretować to metaforycznie, na przykład – bo ja wiem – że czeka ją długa i kręta ścieżka, aby lepiej poznać Korbu. Miałoby to perfekcyjny sens, w końcu kto raz stanął naprzeciwko niego ten musiał się zastanowić przynajmniej dwa razy czy w ogóle się odzywać, bo nie sprawiał najprzyjemniejszego wrażenia, a masa też swoje robiła. W każdym razie nie, Katherine postanowiła wypatrywać przygody na miarę swoich potrzeb, więc gdy będąc na tym jednym koncercie zobaczyła na własne oczy Finnick Tremlett prezentuje spektakl stanu wyższego upojenia czuła, że to jej chwila. W tempie ekspresowym widziała oczami wyobraźni plan idealny – wypełnia wróżbę pozwalając, aby przeznaczenie działało swoim torem, na dodatek robi to na tyle sprawnie, że ciężko będzie tego nie nazwać powodem do dumy. Może to jej pomoże odzyskać nieco animuszu w starciu z mężem? Niby nie byli w żadnym konflikcie, nawet nie umniejszał jej zbytnio, ale ona i tak miała kompleks młodej siksy, która niewiele potrafi, bo przecież nie osiągnęła pucharu Mistrzostw Świata w quidditchu. Tak, niezbyt logicznie funkcjonowało obecnie jej postrzeganie świata.
Bardzo szybko odnalazła Marianne, która najwyraźniej podzielała zapał rudowłosej do robienia za samozwańczych detektywów. Nie wiedzieć kiedy miejscem zbiórki stał się namiot szamana. O tak, ten typ był ekscentryczny, a to i tak w miarę łagodne określenie. Opowieści o specyficznych druidach zaczynały tracić na znaczeniu, gdy się chociaż raz zobaczyło uduchowionego jegomościa o aparycji władcy butelek i poskramiacza procentów.
Na moment zostawiła Marianne, gdyż była święcie przekonana, że zobaczyła w tłumie starego znajomego, który mógłby im pomóc. Niestety, albo miała omamy z ekscytacji, albo bardzo sprawnie wmieszał się w kolorową masę uczestników festiwalu. Lawirowała sprawnie między ludźmi, aby w końcu odszukać wzrokiem przyjaciółkę, która nagle znalazła sobie towarzystwo. Katherine uniosła brew i podeszła żwawym krokiem, stając obok Azjatki. Nie znała za bardzo „nowych”, chyba że z widzenia, ale ciężko jej było nawet dopasować twarz do imienia. Grunt, że dosłyszała fragment wymiany zdań, co nie było łatwe w takim miejscu. Brawo Kath.
- Jestem za porozmawianiem z Szamanem. – rzuciła bez najmniejszego „dzień dobry”, za to skinęła głową pozostałej dwójce. Wizja sytuacji, w której mogłaby zaimponować Korbu stanowiła całkiem niezły motor napędowy i o ile sam mąż ją peszył, tak z nowymi osobami nie miała problemu. Na swój sposób można to nazwać syndromem protagonisty – drużyna jest? Jest.
- Prawdopodobnie nie będzie to najprostsze, takie osoby bardzo często mówią w taki sposób, że w sumie to odpowiedzą na twoje pytanie, ale ty możesz się nawet nie zorientować, że to, co mówi było na temat. Jak wróżbici. – westchnęła z uśmiechem wyrażającym pewien sentyment. O tak, jej dar sprawiła, że człowiek stawał się specyficzny, nawet jeśli stara się zachować pozory normalności – co nie zawsze wychodzi, a wie o tym każdy kto chociaż raz próbował jak najdokładniej interpretować karty.
- Mogę wziąć to na siebie, chociaż trzeba dobrze dobrać słowa i pytania. Coś jak z dżinem lub pewną przypowieścią o kielichu, który spełniał życzenia zdecydowanie zbyt dokładnie. Jakieś sugestie? – rozejrzała się po zgromadzonych, a przez adrenalinę nawet nie zapytała pozostałych o personalia, aby chociaż wiedzieć jak się do nich zwracać. Dopiero po paru sekundach ją tknęło. – A właśnie. Waszej dwójki nie kojarzę, a przynajmniej nie pamiętam imion. Katherine. Może być Kath, bez różnicy.
Sprawdziła jeszcze raz zawartość sakwy, którą zawsze ze sobą nosiła. Różdżka? Jest(w końcu głupotą byłoby się ruszać gdziekolwiek bez niej). Talia kart po bracie? Jest(dobrze mieć jej najbliższe medium wróżbiarskie, kto wie czy się nie przyda). Dwa jeże? Nie ma(i chwała im za to, ale wolała sprawdzić, bo umiały się wkręcić na prawie każdą imprezę, szczególnie gdy nie powinny).
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Konta Specjalne
▲ 23.11.20 20:53 | Re: Event: Namiot zespołu Panika na smoku
Podczas tej krótkiej przyjacielskiej pogawędki między bardziej i mniej znajomymi trudno powiedzieć czy ktokolwiek zwracał uwagę na to, co działo się w namiocie. Pozornie niewiele, dopiero podczas obszernej analizy Szamana padającej z ust Katherine rozległo się dosadne beknięcie spomiędzy pół materiału.
- jestem dżinem! - dało się słyszeć zza materiału - Uuu-uuuu! - potem dość debilny chichot, z pewnością męski wskazujący na stan konsumpcji, choć niekoniecznie alkoholu- Albo kielichem, uuu-huuu! - chcieliście Szamana, oto preludium całej z nim zabawy.
Wiedzeni ciekawością wstępujecie do magicznie zaklętego namiotu. Jest to przestrzeń, którą można by było nazwać typową dla artystów w podróży. Pamiętajcie, włażenie do namiotów zespołów podczas ich nieobecności jest uznawane raczej za przestępstwo, miejcie się więc na baczności.
Waszym oczom ukazuje się nieład połączony z tanim alkoholem, rock'n'rollem i dużą ilością różnego towaru. Od merchowych koszulek i płyt winylowych, popakowanych względnie schludnie - w porównaniu z resztą namiotu - w kartony gdzieś pod ścianą, po autentycznie towar. Na chwiejnym stoliku znajdują się zarówno butelki wypełnione różnymi smakowitymi dobrodziejstwami, jak i apetycznie wyglądające ciasteczka (tylko część z nich wygląda jakby ktoś na nich usiadł) oraz, zdawało się, puzderko pełne niewątpliwie średnio legalnych, ale jakże trudnych do uniknięcia na festiwalu muzycznym używek.
Napawajcie oczy blichtrem i blaskiem bogactwa wypełniającego tę przestrzeń. Dywany-kiedyś-latające, kilka dziwnie wyglądających instrumentów, rozbebeszone łózko. Kto wie co jeszcze można tu dostrzec?
- Dobry wieczór. - dziad borowy w szlafroku uśmiechnął się do Was z drugiego końca namiotu, choć był środek dnia to sprawiał wrażenie, jakby w jego świecie była zupełnie inna nie tylko pora, ale i dekada - Och zapraszam, proszę proszę... - wskazał stolik ze skromnym poczęstunkiem sugestywnie kiwając brwiami. Pogładził się po brodzie przyglądając pannie Rosier, słodkiej Ahn, a także dość lubieżny uśmieszek posyłając drużynowej wróżbitce. Paletę tych pastelowych barw szczęścia skwasił jedynie grymas na widok Charlesa, Szaman wierzył bowiem, że o to przyszły jego fanki zabawiać się z nim w obcesowy i bardzo ekscytujący sposób. Zmarszczył brwi, odchrząknął rzeczowo i uniósł dłonie by zafalować palcami w powietrzu - najpewniej sądząc, że w taki sposób będzie przypominał dżinna - a był to okropny błąd. Gdy uniósł ręce poły szlafroka rozchyliły się niebezpiecznie i na brodę Merlina niech co wrażliwsze dziewczęta zasłonią oczy bo za chwilę całe towarzystwo ujrzy szamański kostur.

Szaman zaprasza Was do poczęstunku. Jak to rozegracie? Jeśli zdecydujecie się na konsumpcję pod swoim postem napiszcie czy to jedzenie, picie, czy narkotyki, oraz rzućcie k6.



@Viola Rosier @Marianne Ahn @Katherine Venitius @Charles Parkinson

W razie pytań piszcie do @Saint albo @Bernice Diggory

Czas na odpis trwa 48 godzin (do 25 listopada godzina 21)
Marianne Ahn
Marianne Ahn
Neutralni
▲ 24.11.20 18:09 | Re: Event: Namiot zespołu Panika na smoku
Miała szczerą nadzieję, że ktoś wyleci z czymś w stylu: "O tak, ja przychodzę tu niemal codziennie, w ogóle to znam się z tym człowiekiem od dziecka, załatwię to w 3 sekundy". Oczywiście taki scenariusz nie mógł się spełnić, i nawet ona zdawała sobie z tego sprawę. Mimo wszystko wolała nie tracić wiary i spodziewać się chociaż odrobiny szczęścia, w końcu to też nie było tak, że Szaman był nieosiągalny, i nikt go nie znał. Wręcz przeciwnie.
Spojrzała na dziewczynę ubraną w męskie ubrania, która odezwała się po niej. Wewnętrzny głosik Marianne nie mógł uwierzyć, że można się tak ubrać, sama była zwolenniczką eleganckich spódnic i sukien. Jednak wiedziała, że nie każdy musi podzielać jej opinii na temat wyglądu, poza tym nie przyszła tu aby dawać porady modowe. Uśmiechnęła się do niej lekko, wyglądała na zagubioną - pewnie równie jak ona sama. Kto wie co wydarzy się po tej przygodzie? Może kiedyś się zaprzyjaźnią i wtedy będzie mogła porozmawiać o jej ciekawym doborze ubrań. Albo już nigdy w życiu się nie zobaczą.
Z dziewczyny jej wzrok powędrował na mężczyznę, jedynego tu obecnego, który zabrał głos. Mrugnęła kilkukrotnie.
- Toooo raczej nie była odpowiedź na moje pytanie. - powiedziała bardziej do siebie niż do niego.
Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale najwyraźniej nie był tym zainteresowany, gdyż skupił się na nieznajomej. Nie bardzo wiedząc co powinna zrobić czy powiedzieć jej wzrok poleciał na Katherine. Nie wiedziała nawet, że straciła ją z oczu, pewna, że ta jest cały czas za nią. Dopiero teraz zauważyła, że ta akurat doszła.
Wysłuchała jej. Rudowłosa mogła mieć rację. Nawet dużo tej racji. Ona sama nie przemyślała tego. Sądziła, że wejdą, zadadzą kilka pytań, dowiedzą się tego co trzeba i sobie pójdą tropem Finnicka. Doszło do niej, że pod górkę to oni dopiero będą mieć.
Chwyciła się za podbródek jak rasowy detektyw, który zastanawia się nad poszlaką... Prawda? Czyli sama znajomość Szamana - choć najwyraźniej nikt go tu nie znał - nie wystarczy, jeśli go nawet nie zrozumieją. Na samą myśl poczuła, aż dreszczyk emocji i lekką podnietę. Nabrała jeszcze większej ochoty aby znaleźć mordercę. Chęć pomocy zanikała na rzecz rządzy przygód i sprawdzenia się w nowej roli. I tak jak wcześniej miała wątpliwości czy w ogóle powinna tu przychodzić, tak teraz nie mogła się doczekać przebiegu zdarzeń.
Długo nie myślała, gdyż Katherine się odezwała. Oh, czyli po kłopocie. Z jakiegoś powodu ufała jej w tej kwestii i skoro mówiła, że weźmie to na siebie i sobie poradzi, to nie pozostaje jej nic innego jak zostawić to w jej rękach.  
-  Ciężko tak od razu wpaść na to. Pewnie trzeba precyzyjnie dobierać słowa. Coś w stylu, żeby nie tylko powiedział gdzie może znajdować się Finnick, ale też jak tam dotrzeć... - próbowała coś wymyślić, jednak nie szło jej to tak dobrze. Zdecydowanie wolała przyrządzanie eliksirów i siedzenie w domu z matagotem. - Oh, ja jestem MarianN-
Pisnęła i odskoczyła na bok. Można powiedzieć, że nie spodziewała się niespodziewanego ataku zza materiału. Musiała złapać oddech aby spokojnie spojrzeć przed siebie. Poczuła lekki wstyd kiedy okazało się, że to tylko głupi żart. Zapowiada się, że będzie ciekawie. Rozejrzała się po pozostałych. Nie ma innego wyjścia, trzeba wejść do środka. Upewniła się tylko, że w torebce ma różdżkę i eliksir czyszczący rany, który zawsze wolała nosić przy sobie. Nie wiedziała co ich czeka, ale po wejściu do namiotu nie będzie już odwrotu.
Weszła i od razu zaczęła się rozglądać dookoła. To miejsce, aż krzyczało, że tutaj przebywa znany rock'n'rollowy zespół. Gdyby nie okoliczności w jakich się znalazła pewnie piszczałaby z radości. Ochoczo rozglądała się po wnętrzu - starała się jak najwięcej zapamiętać, bo wiedziała, że już pewnie nigdy taka okazja się nie zdarzy.
Z zachwytu wyrwał ją głos mężczyzny. Jedyny widok w tym pomieszczeniu, od którego z chęcią odwróciłaby wzrok, jednak, o ironio, akurat tam musiała patrzeć. Nie była to zachwycająca opcja, ale mus to mus, w końcu przyszła w konkretnym celu. Powoli podeszła do niego, a następnie zwróciła uwagę na zaprezentowaną przez niego ucztę. Najchętniej nie brałaby nic stąd, kto wie co mogło jej po tym być? Jednak może starego dziada dopadnie kaprys i jak nikt się nie poczęstuje to tupnie nóżką. Niepewnie wzięła najmniejsze ciastko jako mogła znaleźć, i do tego aby było w jak najlepszym stanie. Zresztą co się może jej stać? W razie czego się sama wyleczy. Odwróciła się w stronę starca, musieli zacząć swój wywiad. Nie wiedziała nawet, od której strony zacząć. W momencie kiedy chciała włożyć smakołyk do ust Szaman postanowił zgrywać śmieszka. Momentalnie wypuściła ciastko z dłoni i odwróciła głowę. Może i była uzdrowicielką i czasami zdarzało się się widzieć goliznę pacjenta, jednak można to zaliczyć na atak z zaskoczenia. Całe jedzenie jej obrzydło, więc nawet nie próbowała sięgać po kolejny wypiek. Rządza przygód zaczęła z niej uciekać i pozostał tylko niesmak.
Viola Rosier
Viola Rosier
Neutralni
▲ 25.11.20 9:53 | Re: Event: Namiot zespołu Panika na smoku
Viola miała ogromne szczęście spotykając tutaj swego kuzyna. Nie widziała się z nim wieki, przez zaistniałą sytuację nie mogła sobie nawet  przypomnieć jaką relację mieli wcześniej. Wspomnienia związane z rodziną matki były od kilku dla niej bardzo mgliste, powoli zanikały pozostawiając zdezorientowanie, ale i pewien komfort. Dopóki nie nabierała świadomości o tym, że jej pamięć plotła jej figle to było dobrze, przecież nie pamiętała to czym się miała przejmować? Obecnie każdy sojusznik był dla niej jak na wagę złota. Chociaż dwie panie, które im towarzyszyły wcale nie wydawały się wrogo nastawione. Ruda miała plan, a ta druga nie wydawała się jakkolwiek szkodliwa. Viola nieco się uspokoiła, ale swej postawy nie zmieniła, trzeba było sprawiać pozory. Na pytanie Charlesa się zmieszała. Właściwie co ja tutaj jeszcze robię? zastanawiała się. Biła się z swoją bezczelną postawą, której nabrała jako pewnego rodzaju mechanizm obronny. Lepiej się żyło w totalnej niewiedzy na temat otaczającego cię świata w pełni skupionym na własnej osobie. Jak na razie tylko jedna osoba poza jej rodziną była wstanie sprawić, że odsunęła egoizm na bok.
- Staram się być dobrym obywatelem, a ty? - odpowiedziała kuzynowi. Zrobiła to równie cicho i dyskretnie jak on.  Zdecydowanie chciała z  nim porozmawiać po zakończonej misji poszukiwawczej. Musiała zweryfikować kilka informacji w dodatku Gen kazała jej się socjalizować. Pierwszy raz odkąd żyje jej słuchała w czymkolwiek.
Nerwy powoli zaczynały zamieniać się w podekscytowanie. To oczywiście działało na jej korzyść. Chciała już przedstawić siebie i Charlesa, ale przerwał jej szaman o którym wcześniej była rozmowa. Zaśmiała się na jego zachowanie, a widząc reakcje Marianne  to już nie mogła zachować powagi. Przed przyjściem pod namiot sama wypiła trochę piwa. Stan szamana był dokładnie taki jaki Vi chciała dzisiaj osiągnąć. Spodziewała się nie wiadomo czego. Chociaż później pomyślała, że mogła wyjść na niegrzeczną jakby się śmiała z niego, a nie  z  nim.
- To było zabawne- mruknęła pod nosem kompletnie zmieszana - Viola jestem, a to Charles - dokończyła to co mężczyzna  jej przerwał.
Do namiotu weszła bardzo chętnie. Na jego wnętrze aż jej się oczy zaświeciły, a szczęka opadła. Namiot wyglądał jak jej dom podczas jej pracy, nie powiedziałaby, że panował tu jakikolwiek nieład, podobało jej się tu. Było tu tyle przedmiotów na jaki temat chciała zadać pytanie. Kompletnie nie interesował ją jakiś zespół, a dywan. Zapomniała, że była na jakimś festiwalu. Aż kusiło żeby zabrać ten dywan, pożegnać się z grupą i cofnąć całą akcję z cofnięciem wyroku. Sam wygląd czy zachowanie szamana ani trochę jej nie gorszyło. No normalnie się zachowywał jakby się zachowywała osoba pod wpływem pewnych substancji. Dziewczyna trochę odpłynęła, uważnie zaczęła się przyglądać wszystkiemu co przykuło jej wzrok. Robiła to jednak z bezpiecznej odległości, ręce miała splecione na plecach. Zawsze tak robiła gdy chciała pokazać, że jest zwyczajnie ciekawska, a nie wścibska i nie zamiaru nic dotykać. Teraz była naprawdę zaciekawiona, oczy jej się świeciły na widok poszczególnych przedmiotów. No i alkohol. Miała do niego słabość. Byli na festiwalu prawda? Wypadałoby się napić, nie szło jej tak łatwo upić plus brak poczucia wstydu swoim zachowaniem pod wpływem sprawiał, że nigdy nie czuła limitu. Bo co? Zrobi coś głupiego po alkoholu? No trudno, nie pierwsza i nie ostatnia taka sytuacja. Ręce już kusiło żeby sięgnąć po trunek, ale pozostały splecione na plecach. Opanuj się, szukasz mordercy przywróciła się do porządku. Nie zamierzała jednak odmówić poczęstunku, podobnie jak Marianne chciała spróbować ciastek. Mężczyzna był ponownie szybszy od niej i tym razem zamiast udając kielich to postanowił ją zaskoczyć swoim przyrodzeniem. Kolejny raz, absolutny brak wzruszenia. Widząc reakcję Marianne zrobiło się  jej szkoda. Stanęła przed nią tak, że brunetka mogła najwyżej podziwiać włosy Rosier, ale szaman był dla niej niewidoczny. Uśmiechnęła się do niego i wskazała na ciastka.
- Które najlepsze? - zapytała. Zje co jej wskaże, że jest smaczne. Uznała, że tak będzie najlepiej. Co może pójść nie tak? No co? Mieli tutaj uzdrowicielkę chociaż Vi o tym nie wiedziała to i tak mogła ryzykować. Uczono ją, by nie brać jedzenia od obcych, ale nie bez powodu była zakałą rodziny.
Charles Parkinson
Charles Parkinson
Neutralni
▲ 25.11.20 20:20 | Re: Event: Namiot zespołu Panika na smoku
Pomiędzy ściągniętymi brwiami wykwitła dość głęboka zmarszczka. Nie podobał mu się fakt udziału Violi w poszukiwaniach zbiegłego mordercy, które to już za paręnaście sekund miały nabrać dość żenującego kierunku. Zanim jednak dane im będzie podziwiać hojność natury względem innego szaleńca czekało ich - typowe dla panującego wokół chaosu - zderzenie z nieświadomością szarych obywateli magicznej społeczności.
- Pilnuję buntowniczych dam, podejmujących się samobójczych misji. - Skwitował jakby od niechcenia, swą uwagę przerzucając na wyraźnie zainteresowaną przejęciem inicjatywy, rudowłosą kobietę. Arystokrata nie miał zamiaru oponować - jeśli miała ochotę na starcie z tym starym ćpunem, proszę bardzo. Jej następne słowa, wzbudziły w nim jednak pewnego rodzaju rozbawienie.
Kim byli?
Usta Charliego ugięły się w szelmowskim uśmiechu. Był gotów do szybkich wyjaśnień zaistniałego nieporozumienia, lecz brunetka stojąca u jego boku uprzedziła go w tej przyjemności. Sięgnął więc do wewnętrznej kieszeni kurtki w celu odnalezienia złotego puzderka, po czym wyłuskał z niego magicznego papierosa. Niechętnie, bo niechętnie, jednak zaczynał przyzwyczajać się do ludzkiej impertynencji.
- Zapytajmy go ile chciałby w zamian za informacje i po sprawie - wtrącił w końcu swoje pięć knutów, zaciągając się trzymanym między ustami zwitkiem tytoniu. Nie traktował Szamana poważnie. Szczerze mówiąc, nie traktował poważnie nikogo i niczego, co choć w odrobinie nie wpasowywało się w sztywne ramy przyjętych przez niego norm - to co wydarzyło się następnie, jedynie utwierdzało go w ów przekonaniu. Widok dyndającego na wietrze niczym psidwaczy ogon przyrodzenia mężczyzny, przyprawił go o ledwo stłumione, ciche chrząknięcie i przymuszoną wycieczkę wzrokiem po wnętrzu namiotu. Wyglądał on równie schludnie i bezpiecznie, co jego beztroski właściciel, to też Charles wręcz zmuszony był odmówić gościnności gospodarza.
- Dziękuję, już dziś wymiotowałem - rzucił z uprzejmością godną jedynie arystokraty, po czym wrócił do kontynuowania swej wzrokowej wycieczki. Miał szczerą nadzieję, że Katherine zdążyła poukładać w głowie dalszy plan działania i uwzględniał on konfrontacje z obnażonym mężczyzną, proponującym nieznajomym szeroką gamę używek wprost ze swojego straganu obłąkania.
Katherine Venitius
Katherine Venitius
▲ 26.11.20 10:52 | Re: Event: Namiot zespołu Panika na smoku
Doborowa kompania, nie ma co – przemknęło Katherine przez myśl rozglądając się po ich wąskim gronie poszukiwaczy zaginionego mordercy, samozwańczych Holmesów i psów gończych rangi premium. Nie było tak źle, choć o dziwo w ich zaszczytnym składzie znalazł się tylko jeden mężczyzna. Spodziewała się, że z Marianne będą jedynymi przedstawicielkami płci pięknej, no bo jednak pogoń za przestępcą prędzej powinna zatrząść testosteronem i kopnąć ego samców alfa, a przynajmniej tych łasych na nagrody i zaszczyty. Najwyraźniej się myliła, ale to na swój sposób ją pocieszało. Skinęła głową w stronę dopiero co poznanej dwójki, obdarzając ich przelotnym uśmiechem, jednakże nie miała czasu na szereg zapewnień jak miło było ich poznać, albowiem obiekt ich niekulturalnego obgadywania postanowił dać o sobie znać z wnętrza namiotu. Może była dziwna, ale na swój sposób ją bawił ten szaleniec. Nie był niebezpieczny, a przynajmniej nie słyszała o żadnych doniesieniach na ten temat, a co jak co, pracując w banku słyszy się codziennie taka ilość plotek, że wszystkie brukowce tyle nie wyprodukują w ciągu tygodnia.
Westchnęła z lekkim rozbawieniem, po czym bez najmniejszego wahania przekroczyła „próg” namiotu, zatapiając się w świecie, który sam w sobie mógłby być już majakami po środkach odurzających. Cóż, jacy protagoniści, taka Kraina Czarów. Rozejrzała się dookoła chłonąc jak najwięcej szczegółów, starając się zapamiętywać, wręcz wyryć w umyśle niektóre obrazy jakimi atakowało ją to specyficzne wnętrze. Bądź co bądź mieli szukać poszlak, a wszystko mogło stanowić potencjalną wskazówkę. Inna sprawa, że Kath odznaczała się nieprzebranymi pokładami ciekawości, był otwarta na prawie każdy rodzaj nowych doświadczeń, co w czasach szkolnych najlepiej prezentowała jako godny członek domu Lwa.
W pierwszym odruchu wzdrygnęła się, gdy szaman pojawił się przed nimi, ale szybko wrócił jej animusz, co przy tak drobnej, filigranowej wręcz osobie mogło wyglądać komicznie. Była jednak wróżbitką, a to niosło pewne przyzwyczajenia. Spotkała wiele dziwnych osób na swej drodze odkrywcy przyszłości, próbowała różnych środków odurzających, aby próbować wejść w trans czy po prostu czasem same sny potrafiły wywoływać u niej po przebudzeniu reakcję z gatunku „co, do stu łat na gaciach Merlina”. Dyskretnie nawet udało jej się odwrócić wzrok, aby nie musieć podziwiać szamańskiego warzywniaka w pełnej okazałości. Nie dość, że mężczyzna definitywnie nie był w jej guście to jeszcze była mężatką, na litość wszystkich bogów.
Odchrząknęła przyglądając się oferowanym im smakołykom i nie tylko. W jej głowie z miejsca rozbrzmiały słowa matki – „nie jedz niczego od nieznajomych”. Niby tak, niby nie. Katherine mimo wszystko była czarownicą jak w ryjek strzelił, jej ciekawość była wiecznie niezaspokojona, a przede wszystkim miała cel. Nie powinna dopuszczać do tego, aby urazić potencjalnego informatora, nawet jeśli ten był dosyć ekscentryczny.
- Gościnny z pana dżinn. – rzuciła w pierwszej kolejności jak gdyby nigdy nic, przyglądając się ciastkom. Chociaż w tym wypadku wszyscy wolelibyśmy, abyś był niematerialną chmurą od pasa w dół, dodała w myślach. Była z siebie dumna, perspektywa zaimponowania Korbu dodawała jej nieco pewności siebie. Głupia gęś, miała nadzieję, że Marianne doceni kiedyś jej starania wobec własnego męża.
- Lub kielich. Lub dżinn z kielicha, do wyboru, do koloru. – dodała, wybierając w końcu jedno z ciastek, które ocalało w jednym kawałku, co było niczym wygrana na loterii, biorąc pod uwagę, że większość chyba doświadczyła tanecznego maratonu lunaballi. – Nie wypada odmówić gospodarzowi. Mam nadzieję, ze równie chętnie pan z nami porozmawia na temat Finnicka. Uprzejmości za uprzejmości, to całkiem uczciwy układ.
Wgryzając się w ciastko naprawdę liczyła na to, że szaman był po prostu ekscentrycznym, acz użytecznym jegomościem, a nie zwykłym szaleńcem, który co najwyżej mógł zaciekawić niektórych badaczy.
- Finnick pojawił się i zniknął z miejsca imprezy - ale czy na pewno? Gdzie można go szukać? Jakim typem osoby prywatnie był?
Naprawdę liczyła, że to rzuci im jakieś światło na model zachowania poszukiwanego, czasami ślady są dookoła, a pod latarnią pusto.

(Melduję konsumpcję ciastka, które zachowało swój pierwotny kształt)[/i]


Ostatnio zmieniony przez Katherine Venitius dnia 26.11.20 16:13, w całości zmieniany 2 razy
Fiendfyre
Fiendfyre
Konta Specjalne
▲ 26.11.20 10:52 | Re: Event: Namiot zespołu Panika na smoku
The member 'Katherine Venitius' has done the following action : Kości


'k6' : 4
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Konta Specjalne
▲ 26.11.20 19:31 | Re: Event: Namiot zespołu Panika na smoku
Szaman czuł się w tym miejscu jak ryba w wodzie, wyglądał bardzo swobodnie, nawet częstował się łakociami, co zrobił właściwie od razu, kiedy zaświecił przed swoją nową publicznością swoimi najpewniejszymi klejnotami, odwrócił się wtedy zamachując się połami szlafroka niczym pewien znany w mugolskim świecie bohater utożsamiany z pewnym czarnym nietoperzem. Pożarł jedno z ciastek, po czym odwrócił się do zebranych ponownie. Zupełnie stracił zainteresowanie zarówno Marianne, jak i Charlesem. Nawet nie uraczył ich swoim spojrzeniem, po prostu zostali zupełnie zignorowani przez mężczyznę, nieważne, czy dotykali czegokolwiek w namiocie. Za to skupił się na dwójce ślicznych dziewczyn - jednej ciemnowłosej, która nadal nie była zdecydowana. Do niej powiedział tylko. - Wszystkie tak samo dobre, wszystkie świetne. Wszystkie próbowałem, wspaniałe. - odpowiedział dziewczynie, jednak już nieważne czy spróbowała ciastka czy nie, skupił się w pełni na rudowłosej wróżbitce. Stanął bardzo blisko niej, niemal dysząc na głowę kobiety, uśmiechając się przy tym, niby sympatycznie, ale nie do końca. Jeśli zdecydowała się na niego spojrzeć, mogła dostrzec, że miał mocne zmarszczki wokół oczu, brodę, która choć wyglądała na zaniedbaną, włosy wydawały się raczej bardzo zdrowe i bardzo ciemne. Brązowe. A oczy miał niebieskie, rozbiegane, trochę rozbłyskane. - Napij się herbatki, kochana. - Podsunął rudowłosej filiżankę. Płyn w środku miał kolor i klarowność jak herbata, jednak pachniał bardzo alkoholowo. - Interesuje Cię Finnick. Powiem Ci, ale to tajemnica. - Pochylił się nad dziewczyną bardziej. - On nadal tutaj jest. Czeka i słucha. Możecie go szukać, ale i tak go nie znajdziesz. Ale ma tu sprawę. On nie spocznie. Nigdy nie spocznie... Spytaj przyjaciela. - Nie wydawał się do końca trzeźwy w tej chwili. Odsunął się powoli, po czym odszedł kilka kroków i wsunął papierosa (prawdopodobnie) w usta. - Fajny był z niego facet. Lubił się zabawić. Ale od kiedy odeszła Catherine już nie był sobą. Nigdy nie był... - Gdy mężczyzna wymówił imię kobiety, wyglądał jakby posmutniał. Jego ręce opadły wzdłuż ciała. - Nie szukajcie Finnicka. Narobicie sobie tylko kłopotów... - powiedział, po czym wszedł za jeden z dywanów, który okazał się kotarą, prowadzącą zaraz za namiot. Jeśli zdecydowaliście się spojrzeć w to miejsce, nie znaleźliście tam szamana - musiał się deportować.

Katherine:
Do zaliczenia rozgrywki musisz rozegrać jeden, dowolny scenariusz z podanych poniżej. Jeśli jednak zdecydujesz się w kolejnych postach kontynuować efekty ciasteczkowe i odegrasz wszystkie z proponowanych efektów - przy zamknięciu sesji otrzymasz bonus!

1 - artysta: tak całkiem szczerze, tylko między nami, taką mam wenę na mówienie rymami,
2 - surrealizm: czy to krasnoludek? A może latająca cieniopłaszczzka? Omamy wzrokowe to zawsze świetna przygoda.
3 - calineczka: Twój wzrost magicznie zmienia się! Stajesz się karzełkiem!
4 - szczery Jerry: masz nieodpartą chęć mówienia ludziom co myślisz więc gadasz cały czas mówiąc samą prawdę i dokładnie to, co siedzi w Twojej głowie!

Na czas działania tego ciastka (do końca wątku) Katherine dostaje bonus +5 do kreatywności. Mieszanka substancji psychoaktywnych w ciasteczku sprawia, że bardziej masz ochotę wprowadzać w życie ryzykowne pomysły.


@Viola Rosier @Marianne Ahn @Katherine Venitius @Charles Parkinson

W razie pytań piszcie do @Saint albo @Bernice Diggory

Czas na odpis trwa 48 godzin (do 28 listopada godzina 20)
W razie opóźnienia proszę powiadomić MG przed upływem tego terminu.
Marianne Ahn
Marianne Ahn
Neutralni
▲ 26.11.20 21:45 | Re: Event: Namiot zespołu Panika na smoku
Jak bardzo ona była wdzięczna Violi! Natychmiastowo poczuła do niej większą sympatię. Niby drobny gest, mimo wszystko wystarczył aby Azjatka mogła się wziąć do kupy. Czy było jej wstyd, że zareagowała jak nastolatka? Ani trochę. Nie zamierzała udawać, że ten widok nie zrobił na niej wrażenia. To było, aż nadto jak na jej nerwy. Wiedziała, że prawdopodobnie swoim zachowaniem mogła zrazić do siebie Szamana. I tak też było, kiedy zauważyła, że ją kompletnie olał. Zresztą nie tylko ją. Skupił się na brunetce i Kath, która dość sprawnie wzięła się do roboty. Pomyślała, że skoro na nią nie zwraca kompletnej uwagi to pokręci się to tu, to tam. Oczywiście, nie w celach osobistych, chociażby chciała. Nawet bardzo. Jednak wiedziała czym musi się zająć, więc przyjemności na bok, jest morderca do schwytania. Na to określenie wróciły jej chęci do dalszej przygody. Niepewnie zaczęła się kręcić po namiocie szukając wzrokiem jakiejś poszlaki. Czegokolwiek co mogłoby wskazać trop byłego wokalisty. Cały czas ukradkowo patrzyła na starego dziada, jednak ten w pełni zainteresował się Katherine. Drgnęła. Nie podobało jej się, że jest, aż tak blisko niej. Rzuciła poszukiwania i podeszła bliżej nich podejrzanie patrząc się na filiżankę. W razie czego była tu i czuwała. Nie powinno się nic złego stać, jednak jej syndrom nadopiekuńczej matki się włączył i nic nie mogła z tym zrobić. I tak dobrze, że powstrzymywała się od odezwania słowem. Nie byłyby one najrozsądniejsze.
Słuchała tego co mówi do rudowłosej. Nic z tego nie rozumiała, czyli tak jak przewidzieli już wcześniej. Albo była po prostu na to za głupia. Tak też mogło być. Mnóstwo pytań kłębiło się w jej głowie i nawet nie wiedziała, które zadać, a którego nie wypada.
- Przyjaciela? - udało jej się tylko wydukać.
Spojrzała na twarze pozostałych, a w tym czasie Szaman wypowiedział kolejne słowa. Za dużo informacji. I nim zdążyłaby powiedzieć cokolwiek jeszcze, ten człowiek sobie poszedł. Tak o. Westchnęła głośno. Natychmiast podeszła do kotary i ją uchyliła z impetem. Oczywiście, że go nie było. Odwróciła się do pozostałych.
- Chcemy podsumować to co teraz usłyszeliśmy? - uśmiechnęła się dla pokrzepienia. Nie najszerzej, ale starała się.
Viola Rosier
Viola Rosier
Neutralni
▲ 27.11.20 7:07 | Re: Event: Namiot zespołu Panika na smoku
Tak jest przez pierwszą chwilę mężczyzna wydawał się nieszkodliwy, całkiem zabawny tak obecnie jego zachowanie przestało pasować Vi. Im bliżej był rudowłosej tym bardziej dziewczyna miała rękę bliżej różdżki. Zacisnęła zęby żeby się za wcześnie nie odezwać. Kat jej nie wyglądała na taką co by się dała wykorzystać, ale to nie znaczy, że Vi miałaby stracić czujność. Mężczyzna zaczął bełkotać. To co już mówił to była dla niej absolutna abstrakcja. Przewróciła oczami. No uprzedzała ich Kat, ale nie sądziła, że będzie przy tym tak irytujący. Zapewne gdyby się tak nie zbliżył to by inaczej zareagowała na jego słowa. Gdy sobie w końcu poszedł to wcale nad tym nie ubolewała. Jej postawa się poluzowała, nie musiała chwilowo być gotową do ataku, bo nie musiała, prawda? Nie wiedziała jeszcze co tutaj robi. Ekscytacja zmieniała się w irytację, która jedynie sprawiała, że chciało szybko wykonać zadanie. Już była zmęczona i zdecydowanie zbyt trzeźwa przez zbyt długi czas. Szamana już z nimi nie było to pozwoliła sobie na dotknięcie wszystkiego co wcześniej przykuło jej uwagę. Musiała to dotknąć, dokładnie obejrzeć, ale odkładała wszystko na swoje miejsce. Miała przecież zmienić styl życia, tak? No i naprawdę to jedynie ją interesował teraz jeden z dywanów. Nie miała pojęcia jak miała schować dywan, a trochę głupio kazać go nosić Charlesowi.
- Z jego bełkotu zrozumiałam, że Finnicka rzuciła laska, wielkie mi halo, zdarza się - zaśmiała się na własne słowa - No i wciąż jest na tym festiwalu, ma jakąś misje wewnętrzną. Pewnie znów kogoś zabić, kto wie. To taki klasyk no nie, faceta rzuci laska  i postanawia kogoś zabić...albo cię śledzić w środku nocy. - rzuciła pod nosem. Orientując się co powiedziała, blado podniosła głowę, bo przez cały czas była wpatrzona w stertę płyt. Uśmiechnęła się blado i wróciła do przeglądania płyt. Coś zaczęła marudzić pod nosem, głównie to narzekała na siebie samą. Dzisiaj to był raczej bełkot, bo nawet nie zdała sobie sprawy z tego, że mówi do siebie. Nie szukała poszlak przyglądając się wszystkiemu co tutaj leżało, ale uważnie oglądała wszystko. Ciekawość była w niej silna.
- W ogóle powinniśmy już chyba sobie pójść. Nie wydaje mi się, że możemy tak o po prostu przebywać, a jeśli chcemy skutecznie znaleźć tego wariata to lepiej nie hmmm nie ryzykować złapaniem w namiocie jakiegoś tam zespołu. - odezwała się ponownie. Chociaż nikt ją o zdanie nie pytał. Czy to była jednak jakaś opinia? W sumie to nie. Chciała jedynie się zastanawiać na zewnątrz na przykład w trakcie już szukając jakiś poszlak. To by zdecydowanie zaoszczędziło im tylko czas.
Katherine Venitius
Katherine Venitius
▲ 27.11.20 17:19 | Re: Event: Namiot zespołu Panika na smoku
Na początku czuła się nieswojo z taka ilością uwagi jaką poświęcał jej szaman używek, kustosz otępienia i patron chorób psychicznych w jednym. Musiała się naprawdę wysilić, aby nie dać ponieść się speszeniu i trzymać przed oczami cel nadrzędny – a raczej cele, które łączyły się ze sobą. Nikt nie mówił, że tropienie Finnicka będzie spacerem po łące pełnej kwiatów, a podejrzewała, że spotkanie z tym ewenementem społecznym to tylko początek atrakcji dla fanklubu Sherlocka Holmesa. Na szczęście jegomość postanowił się odezwać, więc mogła skupić się na jego słowach zamiast oparów alkoholów, którymi emanował. Niekoniecznie było to aż tak wyczuwalne, aczkolwiek stał tuż przy niej, nie mogła nie zauważyć, a przede wszystkim nie poczuć bryzy procentów. Pomyśl, że to statek piracki, tam pewnie wszyscy korzystają z perfum monopolowych, tłumaczyła sobie.
Słuchała go uważnie i chyba jako jedyna z całego towarzystwa nie wydawała się zdegustowana czy w pełni zagubiona sposobem wypowiedzi szamana. W gruncie rzeczy wizje, wróżby czy inne wróżbiarskie eksperymenty wcale nie były bardziej czytelne – ba, czasami dałaby się pokroić za taki poziom klarowności, bo mimo wszystko były to słowa, a nie potencjalnie losowe obrazy, dźwięki czy hasła interpretowane z kart.
Catherine. Nie uszło to jej uwadze, zapewne przez zbieżność imion, aczkolwiek nie była na tyle butna czy głupia, aby sądzić, że to ma jakieś znaczenie. Z resztą nigdy nie poznała Finnicka, nie zamieniła z nim nawet słowa, a samo jej imię nie należało do najrzadszych. Lekki dyskomfort jednak pozostał, przeplatany nitkami wzmożonej ciekawości.
I zniknął, ulotnił się i to w tak sprawny, pasujący do niego sposób, że w pierwszej chwili nie była pewna czy w ogóle mieli okazję go spotkać. Rozejrzała się jakby wyrwana z letargu, po czym spojrzała na Violę z lekkim niesmakiem.
- Rzucić – być może, to jakaś poszlaka. Mogła też umrzeć i zostawić biedaka. – sprostowała i zaraz zmarszczyła brwi. Od kiedy obudził się w niej poeta? Przypadek? Ukryty talent? Wątpiła, prędzej ukryte w ciastku środki, których mimo wszystko się spodziewała. Doszła do wniosku, że nie trafiła tak źle. Póki nie biega nago recytując Shakespeara to mogło być nawet zabawne. Grunt, że pozwoliła na takie spłycenie tematu.
- Zastanawia mnie to, jeśli mam być szczera. Jakiego na myśli mógł mieć przyjaciela? Sam Finnick po śmierci swego marzenia może już nie mieć nic do stracenia. Gdy tracisz sens życia i spokój swej duszy przekraczasz granice i wpadasz po uszy. Ma jakiś cel, nie mamy wątpliwości – obojętnie czy to zemsta, czy proste gruchotanie kości. Mówią – znajdź motyw, a znajdziesz winnego, jednakże najpierw musze porozmawiać z kolegą.
Westchnęła. Było to co najmniej dziwne i w jakiś sposób męczące. Jej mózg zdawał się nie przyjmować do wiadomości, że można jakkolwiek inaczej mówić niż w stylu szkolnego kółka poezji klasy G. Aczkolwiek, faktycznie zastanawiało ją wspomnienie o przyjacielu. Jakim przyjacielu? Znała różne osoby, ale nie przychodził jej do głowy nikt, kogo powinna spytać o sprawę Finnicka. Pocieszało ją to, że poszukiwany nie ulotnił się stąd całkowicie i wciąż mają szanse. Było dużo opcji na to, co nim kieruje – zemsta, szaleństwo, mógł równie dobrze zostać zmanipulowany przez kogoś kto umie wykorzystać jednostkę ze słabym punktem w postaci utraty ukochanej. Dużo opcji, za dużo. Nagle coś jej zaświtało w głowie i wyciągnęła swoje ukochane karty.
- Mam plan, który każdych pieniędzy jest wart – mam talent wróżbiarski, więc zapytam kart! – rzuciła podekscytowana, bo oto mogła podreperować nadszarpnięta renomę wróżbitów. Już domyśliła się, że znajduje się pod wpływem środków odurzających, a przecież w tylu technikach stosuje się trans. Może to niekoniecznie przeszkoda? Nie czekając na pierwsze oznaki niezadowolenia czy kpiące uśmieszki przykucnęła i ścisnęła mocniej talię kart, które towarzyszyły jej od początku drogi z tym talentem. Nie można być zachłannym, więc nie zamierzała kusić losu i zapytać o samego Finnicka. Może być w ruchu, ewentualna podpowiedź mogła okazać się zbyt chaotyczna i niepotrzebne zmarnują sporo czasu. Przyjaciel. O jakiego przyjaciela chodziło? Szaman nie wygląda na osobę w pełni świadomą otaczającej go rzeczywistości, ale też nie bełkotał czy nie próbował ich zbyć. Coś było na rzeczy, a przeczucie Katherine podpowiadało, że znajdzie tu zastosowanie stara zasada – po nitce do kłębka. Skupiła się, przymknęła oczy i zebrała wszystkie myśli dookoła tego jednego pytania rzucanego w eter – eter, który nie raz już jej odpowiadał.

(Melduję skorzystanie z talentu wróżbiarskiego, a przynajmniej próbę uzyskania reakcji „kosmosu”)
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Konta Specjalne
▲ 29.11.20 22:24 | Re: Event: Namiot zespołu Panika na smoku
Wyposażenie namiotu było na tyle bogate i zdawać by się mogło, że przypadkowe, że obie dziewczyny zignorowane przez Szamana mogłyby spędzić kilka dobrych godzin na analizowaniu tego, co tu można było znaleźć. Spojrzenie Marianne, jako szanującej się uzdrowicielki, mogły przyciągnąć puste fiolki po eliksirach upchnięte niedbale w kąt tak, jakby ktoś chciał je przed czymś schować. Niestety, nawet jeśli zawartość miała jakiś kolor, zapach czy smak - wywietrzał on już na dobre. Nie było jej dane roztkliwiać się nad nimi bardziej, w końcu kto wie co za świństwa lubi sobie Szaman golnąć kiedy nikt nie patrzy, całkiem słusznie zresztą wolała pilnować konsumpcji członkini swojej drużyny.
Jak na zawołanie, tuż po słowach Violi, dało się słyszeć za namiotem jakieś rozmowy o tym gdzie podział się Szaman, o tym, że chyba ktoś jest w namiocie, choć nie mogła dokładnie dosłyszeć intencji rozmawiających jak każdy sprytny i rozsądny złodziej umiała wyczuć kiedy atmosfera robi się niesprzyjająca. Choć dywan kusił... może jakieś zaklęcie zmniejszająco-zwiększające póki nikt nie patrzy?
Rymowanki Kath wypełniły namiot, tak kreatywnie jak tylko jej umysł mógł zareagować na odurzające środki w ciastku, tak zareagował, jednocześnie podbijając jej wrażliwość na sztuki wróżbiarskie. Zdawało się, że talia robi się ciepła w jej dłoniach, a może to efekt przyjętego narkotyku? Spomiędzy palców, nim jeszcze zdołała zaplanować układ kart, wyślizgnęły się z niej cztery karty objawiając swoje rewersy.

Odwrócona dziewiątka kielichów.
Odwrócony głupiec.
Mag.
Rydwan.

Choć pojawienie się pierwszych dwóch w takim układzie mogło być złowróżebne, to przecież Rydwan symbolizował próbę osiągnięcia celu zakończoną sukcesem, a Magiem? Mógł być ktokolwiek. Im bardziej skupiała się na wizji tym wyraźniej widziała postać. Przyjaciel? Czy Finnick miał przyjaciół? Wizja przeplatała się pomiędzy postacią, a obrazem Finnicka przyczajonego w tłumie, Katherine czuła w opuszkach palców intencje mężczyzny, widziała świat jego oczyma, był on odurzony, ale miał jasno określony cel - morderstwo. Pomarszczone dłonie zasłoniły widok z finnickowych oczu, krótki urywek zaprezentowały poszukiwanego leżącego w krzakach o świcie, krótki urywek popołudniowej konsumpcji eliksiru, a potem już tylko bujną, bujną brodę Szamana. Może stał zbyt blisko i wpłynął swoją szamańską aurą na wizję?

@Viola Rosier @Marianne Ahn @Katherine Venitius

W razie pytań piszcie do @Saint albo @Bernice Diggory

Czas na odpis trwa 48 godzin (do 1 grudnia godzina 23:00 )
W razie opóźnienia proszę powiadomić MG przed upływem tego terminu.
Marianne Ahn
Marianne Ahn
Neutralni
▲ 30.11.20 22:20 | Re: Event: Namiot zespołu Panika na smoku
Cały czas patrzyła na zebranych. Najpierw chciała wysłuchać tego co mają oni do powiedzenia. Swoimi przemyśleniami mogła się podzielić na końcu nie widziała w tym żadnego problemu. Nawet wolała taka opcję.
Przekręciła głowę na uwagę Violi, a zaraz później spojrzała na Kath. Nawet nie zauważyła, że ta zrymowała. Możliwe, że była zbyt przejęta tym co się dzieje, żeby zauważyć to w jaki sposób ktoś mówi.
- Na pewno wiadomo, że to nieszczęśliwa miłość. Czemu to zawsze chodzi o nieszczęśliwą miłość? - zapytała jakby samą siebie.
Było to dość zastanawiające. Jednak szybko wyrwała się z tego głupiego zamyślenia, jej myśli nie powinny odbiegać od głównego toru. Już miała się odezwać kiedy uprzedziła ją rudowłosa. I dopiero teraz Marianne zauważyła, że ta rymuje. Zmarszczyła brwi. Ciężko było jej się skupić na tym co mówi kobieta kiedy niezłe rymowanki bardziej zwracały jej uwagę.
- Kathie, słonko, ty rymujesz. Całkiem nieźle, jeśli chcesz znać moją opinię, aleee... - zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech. - To pewnie wina ciastka. Dobra, nieważne, nieważne, skupmy się na czymś ważniejszym. Finnick zabił przez złamane serce. Ma tu coś do załatwienia, może zabić, może pobawić się w stalkera, nie wiemy. Musimy znaleźć osobę, która może nam powiedzieć coś o tym. Może nie chodzi o naszego przyjaciela, ale o jego? Ktoś kto był blisko z Finnickiem, na tyle blisko, że on mu o wszystkim powiedział, łącznie z tym gdzie się znajduje, bądź co chce zrobić. - powiedziała.
Viola chciała stąd spadać. I Azjatce też to odpowiadało, nawet bardzo. Nie powinno ich tu być, zwłaszcza, że zostali sami i równie dobrze mogą być odebrani jako złodzieje lub ktoś w tym stylu. Już chciała iść w kierunku wyjścia kiedy jej przyjaciółka wyskoczyła ze znakomitym pomysłem z kartami.
- Talent wróżbiarski? - to nie było to czego się spodziewała i była lekko zdziwiona. Nie była pewna do tego pomysłu, jednak jej nie powstrzymała. - A mogłabyś to zrobić... Szybko? Nie powinniśmy tutaj być za długo. - mruknęła widząc, że ta i tak się rozkłada. - Zobacz co masz zobaczyć i zwijamy się, okej?
Rozejrzała się po namiocie, a później wzrok spoczął na wyjściu. W razie gdyby ktoś wszedł weźmie to na siebie. Jakoś załatwi tę sprawę. Chyba, że uda im się wyjść przed tym.
Charles Parkinson
Charles Parkinson
Neutralni
▲ 01.12.20 13:42 | Re: Event: Namiot zespołu Panika na smoku
Wzrokowa wycieczka nie opiewała w większe atrakcje, to też mimowolnie Charles przysłuchiwał się starczemu bełkotu. Na dźwięk słów o śmierci jego ukochanej, mężczyzna zaprzestał przyglądania się jednemu z dywanów i pokusił się o spojrzenie w kierunku przemawiającego. Gorzki uśmiech wpełzł na usta Charliego tylko po to, by zniknąć z jego twarzy równie szybko, co ich gospodarz.
- Pięknie - skwitował, wyrzucając prawą dłoń ku górze w geście rezygnacji. - To nam facet pomógł.
Arystokrata mógłby przysiąc, że słyszy dźwięk wskazówek zegara, bezlitośnie podliczającego im kolejne sekundy spędzone na bezczynności. Czas działał na korzyść Finnicka - brak konkretnego planu ze strony jego grupy również. Sceptycyzm Charlesa zdawał się eskalować, nawet wtedy - lub zwłaszcza wtedy - kiedy Katherine postanowiła spytać kart o kierunek w którym powinni stawić swe następne kroki.
Pięknie.
Wypalił, tym razem zachowując komentarz dla siebie. Jego wzrok powędrował w kierunku Violi, którą wyraźnie pochłonęły myśli, po czym przeskoczył na Azjatkę - tu zatrzymując się na dłuższą chwilę, spowodowaną rozbawieniem rzuconych przez dziewczynę słów.
- Nikt nie lubi szczęśliwych zakończeń - wtrącił z typową dla siebie nonszalancją. - Są nudne. - Dodał, puszczając do niej oczko. Wątpliwym było, by Marianne takowej odpowiedzi od niego oczekiwała, jednak sytuacja w jakiej się znaleźli nie zobowiązywała ich dłużej do zachowywania pozorów - zupełnie tak, jak gdyby Charlie starał się je zachowywać na co dzień. Nie pozostawił jednak miejsca na jakąkolwiek reakcję dziewczyny, bowiem jego uwagę przyciągnęły głosy dochodzące zza namiotu.
- I to by było na tyle z naszej dzisiejszej wizyty tutaj. - Zaczął, podchodząc bliżej Violi i bez większych oporów zamykając jej ramię w stanowczym uścisku. - Proponowałbym się ewakuować - rzucił, posyłając spojrzenia każdej z osobna, finalnie zawieszając swe ciemne tęczówki na pannie Rosier. - Panie przodem.
Viola Rosier
Viola Rosier
Neutralni
▲ 01.12.20 15:07 | Re: Event: Namiot zespołu Panika na smoku
Viola chciała już stąd wyjść. Po pierwsze dywan ją kusił, ale nie mogła go ukraść. Serio gdyby nie było tyle ludzi plus gdyby się nie śpieszyli. A śpieszyli się bardzo. Znaczy nie była pewna czy reszta czuła taki pośpiech jak ona. Usłyszała szepty. Czy na pewno je usłyszała? Może to już jej paranoje?
- Słyszeliście to? - wyszeptała - Musimy się stąd zmywać i to już.
Viola zaczęła panicznie szukać drogi ucieczki. To był przecież tylko namiot. Nie mogli wyjść tak, by zostali nakryci. Zajrzała za dywan za który wlazł szaman i zniknął. Go dalej nie było. Całe szczęście. Akurat chciała się stąd zwijać to Kath poczuła zew wróżbiarstwa. No kurcze kobieta z misją, nie powie, jeszcze rymowanki strzelała, cudownie.
- Piękne masz te karty, ale należy się zbierać kochaniutka - powiedziała. Spojrzała na to co jej wyszło, iloraz inteligencji jej uszami uciekał. Spojrzała na Marianne szukając u niej jakiegoś ratunku. Nie mogła się dać przyłapać na czymkolwiek. Przecież zaraz będzie jakiś kolejny skandal i nigdy nie zdejmą z niej tego wyroku. Spojrzała na Charlesa również bardzo wymownie. Wtedy on postanowił ją objąć. Jej pierwszym odruch to był atak, bo jednak mężczyzna ją objął, ale się powstrzymała. Pierwotny odruch, nie kontrolowała tego.
- Nie musisz mi mówić dwa razy - odezwała się do Charliego. Naprawdę zależało jej na tym żeby stać zniknąć bez zauważenia bez kogokolwiek. Westchnęła ciężko. Podwinęła rękawy swojej marynarki. Podeszła do ściany namiotu, ciągnąc za sobą Charlesa. Ściany nie były połączone z podłoga. Zależało jej jedynie, by nie wyjść czasem na właścicieli namiotu to wybrała przeciwną stronę do wejścia. No i wyszła dołem. Odetchnęła ulgą będąc na świeżym powietrzu, nie żeby tam było jakieś złe. Zwyczajnie poczuła się bezpieczniej. Zależało jej na zdjęciu wyroku, nie mogło nic pójść źle. Gen, by ją przecież zabiła za to. W sumie za sam pomysł szukania mordercy skopie jej dupę. Uniosła materiał namiotu żeby reszcie było łatwiej przejść.
- Charles, Marianne psst! - syczała za nimi agresywnie - Zabierajcie Kath i idziemy stąd, ale już.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Konta Specjalne
▲ 05.12.20 16:24 | Re: Event: Namiot zespołu Panika na smoku
Cała grupa zastanawiała się nad zawinięciem się z tego miejsca, kiedy to Kath wróżyła, aczkolwiek nie podzieliła się wynikami swojej wizji z całą resztą, nie wiedzieli więc co w niej ujrzała. W namiocie nie było już bezpiecznie. Mogli zacząć słyszeć coraz głośniejsze rozmowy, jeszcze bardziej wspierające wszystkie niepewności, które nimi wstrząsały oraz wzmagające chęć szybkiej ucieczki z tego miejsca. Docierały one nie z podwórza, ale z wnętrza namiotu, co mogło oznaczać, że za którąś ze ścian jest więcej prowizorycznych pomieszczeń. Magiczne namioty w końcu były zdecydowanie większe niż mogłoby się wydawać.
Nim Viola zdążyła złapać mocniej za materiał, wszyscy usłyszeli słowa, które brzmiały bardzo wyraźnie:
- Myślałem, że gorzej już być nie może, ten idiota kazał mi znaleźć starty korzeń mandragory. Mój dostawca tego nie miał, a kosztowało to u jakiegoś zielarza więcej niż szczeźnika na pięć lufek. - Tylko Marianne była w stanie rozpoznać ten głos. To zdecydowanie był Daniel Carpenter, perkusista zespołu Panika na Smoku. I był blisko. Bardzo blisko. I nie sam.

@Viola Rosier @Marianne Ahn @Charles Parkinson

W razie pytań piszcie do @Saint albo @Bernice Diggory

Czas na odpis trwa 48 godzin (do 7 grudnia godzina 17:00 )
MG przeprasza za opóźnienie i obiecuje, że nie zapomni tej cierpliwości.
Zaznacza też, że podjęta teraz decyzja jest dosyć ważna, jeśli zdecydujecie się opuścić namiot, musicie w poście powiedzieć, które miejsce wybraliście - wyjście główne (południe), ściana zachodnia, ściana północna, ściana wschodnia.
Marianne Ahn
Marianne Ahn
Neutralni
▲ 06.12.20 22:43 | Re: Event: Namiot zespołu Panika na smoku
Kompletnie zignorowała wypowiedź mężczyzny. No, prawie. Zwyczajnie wywróciła oczami. Gdyby sytuacja była inna pewnie by sobie pogadała na ten temat. Uwielbiała prowadzić zażarte dyskusje o czym co kompletnie nie ma znaczenia.
Czuła jak atmosfera w namiocie gęstnieje. Ona wraz z Violą i Charles'em chciała się stąd zwijać jak najszybciej. Myślała, że jak poczeka jeszcze chwilkę to Kath powie co ma powiedzieć i najzwyczajniej się zwiną. Jednak ta chwila nie nadchodziła. Zobaczyła jak Rosier tylko czeka na nich, aż wyjdą. W tym samym momencie usłyszała dobrze znany głos. Normalnie pisnęłaby z radości. Jednak teraz bała się wydać jakikolwiek dźwięk. Nie było co czekać. Natychmiastowo rzuciła się ku Katherine, wzięła ją pod pachę i pognała w kierunku ich jedynego wyjścia.
- Dzięki, skarbie. - szepnęła kiedy przechodziła tuż po materiałem, który trzymała brunetka.
Byli na zewnątrz, bezpieczni. Miała tylko nadzieję, że nikt ich nie zauważył. Stojąc w namiocie na siłę można wymyślić wymówkę, która w jakiś sposób by ich uratowała, jednak trudno wymigać się od ucieczki z niego. Tylko winni uciekają, prawda?
- Czy wszyscy są bezpieczni? - powiedziała to w miarę cicho aby nikt nieodpowiedni jej nie usłyszał.
Charles Parkinson
Charles Parkinson
Neutralni
▲ 07.12.20 16:01 | Re: Event: Namiot zespołu Panika na smoku
W końcu działali jednomyślnie. Wprawdzie Charles nawet nie brał pod uwagę możliwości stawiania oporu przez którąkolwiek z jego towarzyszek, jednak ich faktyczny brak napawał go pewną dozą nadziei. Może jednak nie byli tak fatalnie dobraną drużyną, jak z początku przepuszczał?
Kąciki ust drgnęły mimowolnie, gdy dłoń Violi złapała materiał namiotu, jednak dochodzące z pobliża głosy zburzyły chwilowe poczucie bezpieczeństwa.
...ten idiota kazał mi znaleźć starty korzeń mandragory.
Pomiędzy ściągniętymi brwiami arystokraty wykwitła drobna zmarszczka. Właściciel głosu - kimkolwiek był - znajdował się o wiele za blisko, by móc choćby pomarzyć o tym, że znajdował się poza wnętrzem namiotu.
Mniej wybredne przekleństwo zatańczyło na końcu języka, nim usta zacisnęły się w wąską linię. Ponaglającym gestem machnął w stronę Katherine, mając cichą nadzieje, że dziewczyna zdążyła ocknąć się już z transu i podobnie jak oni, zniknie za ciężką kotarą, opiewającą północną stronę magicznego tworu.
Powietrze na zewnątrz - wbrew pobożnemu życzeniu - zdawało się być równie ciężki jak te, które otaczało ich jeszcze parę sekund temu. Obrzucił krótkim spojrzeniem zarówno Violę, jak i Marianne, jakby chciał się upewnić, że spot grubych nici nie wyrządził im żadnej krzywdy, po czym zerknął przez ramię w celu odnalezienia tam ich czwartej towarzyszki - na próżno. Wrócił więc wzrokiem do pozostałych dwóch dziewcząt, skinieniem głowy odpowiadając na pytanie Azjatki.
Zostali sami. Pozbawieni większych poszlak czy wskazówek do obrania dalszej drogi poszukiwań.
Cichy świst towarzyszył wypuszczeniu powietrza, kiedy arystokrata zataczał kółko wokół własnej osoby.
- Jakieś pomysły?
Viola Rosier
Viola Rosier
Neutralni
▲ 07.12.20 16:51 | Re: Event: Namiot zespołu Panika na smoku
Ile można było czekać aż reszta wyjdzie do niej? To była chwila, a zdążyła sobie wszystko przeanalizować. Wszystkie złe decyzje jakie podjęła w swoim życiu przeleciały jej przed oczami. Myślała, że zejdzie tam czekając na nich. Mogła wybrać sobie inny cel. Powinna pomagać staruszkom w eliksirach czy coś, ale nie szukać mordercy. Próbowała pozostać skupiona, nie poddać się swoim własnym myślom. Była na zewnątrz, należało uciec i zostawić tą sprawę, ale no nie mogła zostawić Charlesa i Marianne samych. Nie wierzyła, że stanowi dla nich jakiekolwiek wsparcie, bo nawet na mięso armatnie się nie nadawała. Za chude to było. Najpierw wyszła Marianne, a następnie Charles. Ucieszyła się, że wyszli stamtąd nie zauważeni. Przytaknęła na pytanie Azjatki, a na pytanie Charlesa westchnęła. Nie było pomysłów, nie wiedziała co robić mieli mało wskazówek. Wyszli z tego namiotu, mogła zebrać myśli chociaż było to trudne.
- Czy oni mówili coś o korzeniu mandragory? - zaczęła średnio skupiona na nich, bardziej jakby mówiła do siebie - Mam złamane serce, raz zabiłam, mogę zrobić to drugi raz. Przyszłam na festiwal, wśród ludzi mimo morderstwa. Gdzie bym się schowała? Jak bym się nie dała złapać? - zastanawiała się na głos. Spojrzała na tą dwójkę, która była z nią. Mętlik w głowie robił się coraz więcej. Chyba zbyt długo nie piła. Nie mogła zrozumieć co tak ważnego do zrobienia mógł mieć Finnick, by wciąż pozostać tutaj. Jego przemówienie, wzruszające naprawdę, cudowny artysta żegna fanów uciekając się do szaleństwa. Tylko co tu dalej robił?
- Co może być tak ważnego do roboty, że on dalej tutaj siedzi? Ja na jego miejscu po tym jak kogoś zabiłam w ogóle bym się nie pojawiła na festiwalu. To nic nie ma sensu. Muszę się napić, zbyt długo jestem trzeźwa.

ściana północna
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Konta Specjalne
▲ 10.12.20 20:06 | Re: Event: Namiot zespołu Panika na smoku
Wszyscy wyszli już z namiotu, dokładnie na jego tyłach. Materiałowa ściana za wami załopotała lekko. Pojawiliście się w miejscu tuż przy dosyć wysokim, jednak zniszczonym kamiennym ogrodzeniu. Zapewne zespół rozbił się tuż przy jakiejś pozostałości po kamiennej posiadłości. Mógł na to wskazywać kawałek kamiennego chodnika tuż pod waszymi stopami. W tym miejscu namiot zataczał kształt litery U, niczym dziedziniec, zaś wy utknęliście w środku tego niewielkiego terenu. Nie wyglądał on też jakby był zupełnie nieużywany. Zaraz obok dopalało się ognisko, nad którym zawieszony zaklęciem był mały pojemniczek na kadzidło, pachnące bardzo podejrzanie. Ten zapach uderzył w was jako pierwszy. Każdy, kto choć raz palił marihuanę mógł wyczuć jej wyraźną woń, ale z pewnością nie była to jedyna substancja znajdująca się w ów pojemniczku.
Kolejnym zapachem, który szybko mogliście poznać był silny zapach siarki, jednak nie pochodził on z ogniska. Pochodził z małego pagórka, który podejrzanie rozpościerał się obok ogniska. Miał kolor intensywnej zieleni i w półmroku wieczora mógł przypominać trawę, ale byliście na tyle blisko by móc stwierdzić, że jest to powierzchnia gładka. A wręcz... Łuskowata. Wasza obecność zaś sprawiła, że górka poruszyła się lekko. Dostrzegliście, że to coś zwiększa się. Bardzo intencjonalnie. W końcu zaczął przypominać wielką, zieloną jaszczurkę, gdy tylko stworzenie wyprostowało się i wlepiło w was swoje wielkie ślepia.
Nie bez powodu zespół nosił nazwę Panika na Smoku. Mieliście przed sobą młody okaz smoka walijskiego zielonego.
Katherine natomiast zaraz po wyciągnięciu z namiotu, upadła bez sił prosto w ramiona Marianne, która z powodu swojej słabej kondycji fizycznej nie była w stanie jej utrzymać i obie upadły na ziemię, wprawiając smoka w leciutkie drganie.

@Viola Rosier @Marianne Ahn @Charles Parkinson

W razie pytań piszcie do @Saint albo @Bernice Diggory

Czas na odpis trwa 48 godzin (do 12 grudnia godzina 20:00 )
MG przeprasza za opóźnienie i obiecuje, że nie zapomni tej cierpliwości.
Katherine z powodu oddania postaci staje się postacią NPC kierowaną przez Mistrza Gry.
Marianne Ahn
Marianne Ahn
Neutralni
▲ 12.12.20 19:12 | Re: Event: Namiot zespołu Panika na smoku
Była lekko... zestresowana. Omal nie otarli się o poważne kłopoty. Zaraz potem przypomniała sobie, że bawią się w chowanego z mordercą i uznała, że to pewnie nie jedyne problemy jakie ich czekają.
Nie myślała też zbytnio o tym co mówi Viola. Ona po prostu wszystko analizowała, natomiast sama Marianne musiała jeszcze odetchnąć zanim cokolwiek do niej dotrze. Korzeń mandragory? Z kontekstu wypowiedzi brzmiałoby to tak jakby ktoś tu miał kłopoty. Nic zaskakującego.
Zmarszczyła brwi.
- Chyba, że to nie była jego jedyna ofiara. - przełknęła ślinę. - Możliwe, że planuje kolejne morderstwo.
Po tym zobaczyła jak coś drgnęło, i dopiero w tym momencie rozejrzała się po otoczeniu. Ognisko z kadzidełkiem nie zwróciły zbytnio jej uwagę. W sumie to wcale. Zrozumiała dlaczego w powietrzu było czuć zapach siarki. I zrozumiała, że to wzniesienie obok to nie pagórek. I nie mogła uwierzyć, że dopiero teraz to zauważyła. Omal nie krzyknęła. Jednak powstrzymała ją Kath, która wpadła w jej ramiona. Oczywistym było, że Azjatka się nie utrzyma, i chwilę później patrzyła z parteru na gadzinę. Nawet już nie myślała o tym, że jej spódnica będzie brudna. Szok. Już wolałaby być w namiocie, przyłapana na gorącym uczynku.
Sponsored content
▲ | Re: Event: Namiot zespołu Panika na smoku