:: Postacie :: Wspomnienia i sny
Marianne Ahn
Marianne Ahn
Neutralni
▲ 17.11.20 18:39 | Szalone lata szkolne [Marianne & Rowan]
05.10.'73r.
Czy jest coś gorszego od odwołanych zajęć z alchemii? Jeśli ktoś spytałby Marianne, to nie. Zdecydowane nie, niezaprzeczalne nie, niepodważalne nie. Czasami zastanawiała się czy nie lubiła tych lekcji bardziej od eliksirów, a to już były poważne rozważania, jak na życie nastoletniej kujonki. Chociaż, czy mogła się nazwać kujonką? Może i bardzo zakuwała w czterech pierwszych latach życia, ale teraz już tylko skupiała się na trzech przedmiotach, które ją interesują. Jednak niektórzy zgryźliwi towarzysze jej domu uważali inaczej i bardzo często lubili jej dogadywać. Stało się tak odkąd nie robi za nich pracy domowej. Kiedyś płakała, teraz ma ich w nosie i uważa ich za całkiem żałosną zgraję, która jeśli nie zmieni swojego podejścia do niektórych rzeczy to skończy bardzo źle. A przynajmniej miała taką cichą nadzieję. Nie lubiła się do tego przyznawać. Czasami nie wiedziała skąd u niej tyle wrogości, co prawda nie bezpodstawnej, ale wciąż wrogości. Jakoś nigdy poważnie się nad nią nie znęcali, zawsze były tylko głupie odzywki, jednak czasami każdy ma dość.
I znów do tego doszło. Powiedziała tylko jedno zdanie. Coś w stylu "A niech to", a może to było "Na Merlina, serio?", w każdym razie taka była jej reakcja na brak alchemii dzisiejszego dnia. Naczelni idioci od razu to usłyszeli i zaczęli szczekać coś w jej kierunku, jednak ona nawet ich nie słuchała. Widząc to niemal od razu przestali i zajęli się sobą. To coraz częściej działało, mało tego, nawet już mniej jej dokuczali. Eureka. W związku z ogłoszeniem miała już wolne. A raczej jej klasa miała. Ona sama udała się do biblioteki czytać. Nie chciała mieć utraconej godziny lekcyjnej? Sama sobie taką załatwi, a co. Jednak nie przewidziała, że jej się przedłuży. I zamiast wyjść po godzinie, wyszła po trzech. No, może po dwóch i pół. Co mogła poradzić na to, że ją to interesowało?
Nie chciała od razu wracać do dormitorium. Uznała, że jest to idealna okazja na spacerek. Wędrówka po błoniach po zasiedzeniu się nad książkami zawsze brzmiała dobrze. Wróci idealnie na kolacje, może jakaś partyjka szach z przyjaciółmi po, a przed snem jeszcze poplotkuje w pokoju wspólnym. Plan miała wybitnie prosty, jednak nie przewidziała żadnych niespodzianek. Na przykład takiej siedzącej gdzieś w krzakach, poszarpanej i lekko zakrwawionej. O mateczko. Szybko podbiegła do chłopaka i z poślizgiem zatrzymała się przed nim na kolanach.
- Nic ci nie jest? Nie chcę być niemiła, ale wyglądasz okropnie. W sensie, nie z wyglądu, ale tak jakby krwawi ci, o tu, i tu, a tu to masz siniaka, dość sporego jak na moje. - zaczęła wskazywać poszczególne miejsca gdzie nieznajomy był ranny. Kojarzyła go. Wiedziała tylko, że jest gryfonem młodszym od niej o rok, i że dość często wplątuje się w takie bójki. Choćby z bandą z jej rocznika, która lubiła sobie rzucić do niej nieprzychylnym tekstem. Westchnęła. - Z kim to poszło?
I nawet nie czekając na odpowiedź zaczęła grzebać w torbie, w której miała parę nowo wypożyczonych książek. Szukała różdżki dzięki której mogłaby jakoś pomóc.
Rowan Greyback
Rowan Greyback
▲ 26.11.20 3:58 | Re: Szalone lata szkolne [Marianne & Rowan]
To nie tak, że on planował wdawać się w te bójki. Serio. Nie budził się każdego dnia z myślą: Mam nadzieję, że ktoś mnie dzisiaj zaczepi, a ja od razu dam mu w ryj.
W większość dni po prostu liczył na święty, kurwa, spokój. Niestety w Hogwarcie byli idioci, przez których to marzenie nigdy nie mogło być spełnione. No i nie oszukujmy się. Greyback nie był uzdolniony pod kątem unikania konfliktów. Wystarczyło naprawdę niewiele, aby się wkurzył i dał sprowokować. Tak było i tym razem. W ciągu swojej kariery jako uczeń Hogwartu zdążył popaść w niejedne kłótnie i znaleźć ludzi, których nie tyle nie lubił, ale wręcz nie trawił. Na przykład ta grupka durnych Ślizgonów z roku wyżej. Jakiś czas temu zaczęli rzucać wkurzające uwagi pod adresem Rowana i jego rodziny, na co ten nie był oczywiście im dłużny. Dzisiaj, po skończonych lekcjach udał się na błonia, nieco dalej od miejsca, w którym teraz siedział, by w spokoju od innych ludzi, poczytać wypożyczoną z biblioteki książkę o wschodnich rasach smoków. Pech chciał, że w drogę weszła mu akurat trójka z tej wkurwiającej grupki. Możliwe, że na pierwsze zaczepki dość niekulturalnie powiedział, żeby się zamknęli i dodał, że są debilami. Możliwe też, że kiedy nie przestali i rzucili mu książkę w krzaki, ten ich popchnął i wrzucił torbę jednego z nich do jeziora. Wtedy się zaczęło. Problem z tą bójką nie był taki, że się odbyła. Problemem było raczej to, że on był sam, a ich było troje i chociażby Greyback nie wiadomo, jak próbował, nie był w stanie ich pokonać. Pocieszał się tylko tym, że nos jednego z nich, gdy wreszcie zostawili go w spokoju, ewidentnie był złamany, drugi miał podbite oko, a torba trzeciego dalej pływała w jeziorze. Zawsze coś. Gorzej, że sam Rowan nie był w najlepszym stanie. Właściwie to nie pamiętał, kiedy ostatnio tak kiepsko wyszedł z jakiejś bójki. Możliwe, że nigdy, a dzisiaj musiał być ten pierwszy raz. 
Trochę nie wiedział, co ze sobą zrobić. Najchętniej wróciłby teraz do swojego pokoju, rzucił się na łóżko i spał z kilkanaście godzin, ale nie chciał pokazywać się na razie w budynku szkoły. Domyślał się, że jego pojawienie się na korytarzach Hogwartu w tym stanie, poskutkowałoby wywołaniem poruszenia wokół jego osoby, natychmiastowym wysłaniem do Skrzydła Szpitalnego i pytaniami o powód jego wyglądu.  No i pewnie rodzeństwo dowiedziałoby się o wszystkim, a tego też zdecydowanie wolał uniknąć.
Dlatego jedyne co zrobił, to podniósł swoje rzeczy, przeniósł się w inne miejsce - wciąż istniała szansa, że te ślizgońskie, puste łby wrócą po torbę i usiadł w krzakach. Cholera. Trochę bardzo nie wiedział co dalej zrobić, a wszystko go bolało. Gdyby tylko był w stanie z kimś się skontaktować. Może Bernie zorientuje się, że długo go nie ma w dormitorium? Z drugiej strony było jeszcze za wcześnie, by jego nieobecność wydała się komukolwiek niepokojąca. Czy był w stanie sam się połatać? Chyba... Ostatnio na zajęciach z opieki nad magiczny stworzeniami uczyli się jak zajmować się młodym, rannym jednorożcem. Co prawda tylko w teorii, ale przecież to dawało mu jakąś podstawę, nie? 
- Ja pierdolę - wymarotał sam do siebie, kiedy usłyszał czyjeś kroki. Świetnie. Tylko tego mu kurwa było trzeba. Towarzystwa. Jakaś dziewczyna nagle podbiegła do niego i z poślizgiem uklękła na kolanach.
- Wszystko dobrze - warknął, kiedy zaczęła pokazywać mu, gdzie krwawi, a gdzie ma siniaki - Nic mi nie jest. Idź sobie.
Domyślał się, że wygląda okropnie. Naprawdę nie musiała mu jeszcze o tym mówić. Zmarszczył brwi. Chyba ją kojarzył. Czasami widywał ją w bibliotece, kiedy przychodził coś wypożyczyć. Na pewno nie była z jego rocznika, a jej szaty wskazywały, że należała do Slytherinu. Zaraz... Czy ona nie była na tym samym roku co tamci Ślizgoni?
- Nie interesuj się. Naprawdę nie masz innych rzeczy do roboty!? - znowu ją ofuknął i dodałby coś jeszcze, ale zauważył, że dziewczyna sięga po torbę. Nie podobało mu się jej towarzystwo, ale chyba chciała mu pomóc. A on zdecydowanie tej pomocy potrzebował.
- To chyba byli twoi znajomi - odpowiedział już spokojniej - Thomas Adley i jeszcze jakaś dwójka dupków. Kojarzysz?
Marianne Ahn
Marianne Ahn
Neutralni
▲ 26.11.20 21:17 | Re: Szalone lata szkolne [Marianne & Rowan]
Słowa chłopaka pewnie miały sprawić, że Marianne się wypłoszy i pójdzie - w końcu tak robią filigranowe nastolatki. Jednak ona taka nie była, co to, to nie. Wręcz przeciwnie. Zdenerwował ją lekko, a szczególnie ton jego głosu. Naprawdę myślał, że po tym jak do niego podbiegła, teraz skuli się i odejdzie? Na Merlina, gdyby miała tak zrobić to wszystko nie miałoby sensu. Zainteresowała się sprawą, a to oznacza, że nie spocznie póki nie zrobi tego co chce. Nawet jeśli ktoś jest burakiem.
Dlatego milczała. Nie odezwała się słowem na jego chłodne podejście. Zamiast tego postanowiła robić swoje, niewzruszona na postawę młodzieńca. Zresztą, większą uwagę skupiło wnętrze jej torby, nic się nie dało wygrzebać. Wciągnęła głośno powietrze i zmarszczyła brwi. Cholera jasna, zaraz to rozerwie na strzępy. Wiedziała, że musi się uspokoić. Wzięła głęboki wdech i zamiast targać torbę zaczęła wyjmować wszystkie książki i rzeczy, które tylko jej zawadzały. Jednak słowa chłopaka nie dawały jej spokoju. Owszem, miała lepsze rzeczy do roboty. Odłożyła na bok jeden z podręcznik i spojrzała prosto w oczy nieznajomego.
- Słuchaj, gnojku. Do każdej dziewczyny się tak odzywasz? Kultury nie masz? Tak cię nauczyli? Już walić moją płeć, jestem starsza! Nie mówili ci, że do starszych ma się szacunek? Mam cię ja nauczyć manier? Chcesz kolejnego siniaka? A potem zaciągnę cię do pielęgniarki, ciekawe co powiedzą jak zobaczą twój stan i ile punktów odbiorą twojemu domowi. - powiedziała na jednym wdechu. O, nie, ona nie da sobie wejść na głowę. Może i wygląda na bezbronną, ale na pewno taka nie była. Powiedziała co miała powiedzieć, a to oznaczało też, że już nie gniewa się na nieznajomego. Nigdy nie lubiła trzymać do kogoś urazy. Następnie powiedziała już spokojniej: - Zdejmij szatę, będzie mi łatwiej. I podwiń rękawy.
Wróciła do wypakowywania swoich rzeczy. Jakim cudem różdżka musiała zawsze znajdować się na samym dnie, kiedy już wszystko było na wierzchu? Tak było i tym razem. I dodatkowo znalazła jeszcze eliksir czyszczący rany. Nie wiedziała, że ma go przy sobie. Pamiętała tylko, że chciała zawsze mieć go pod ręką, a potem nagle go zgubiła. Przynajmniej się znalazł.
Uśmiechnęła się i machnęła buteleczką przed twarzą chłopaka.
- Twój szczęśliwy dzień, mój drogi. - odłożyła naczynie na bok i zmrużyła oczy. - Chociaż chyba i tak na za wiele mi się nie przyda... - szepnęła bardziej do siebie. Wtedy też usłyszała kto był oprawcą. Wzięła w dłoń różdżkę. - Oh, tylko nie nazywaj ich moimi znajomymi, błagam. Rzygam na ich widok, i oni ewidentnie na mój też. - prychnęła. - Chociaż mogliby się czasami powstrzymać od swoich komentarzy. Mam nadzieję, że odpłaciłeś się im trochę - ujęła podbródek gryfona. Miał rozcięcie na ustach i brwi, i siniaka na prawym policzku. Tyle jeśli chodziło o twarz. - Swoja drogą, jestem Marianne. Marianne Ahn. Ale ty możesz mówić mi wybawicielko. - przyłożyła koniec różdżki do policzka. - Nie ruszaj się, proszę. Episkey.
Nie minęło parę sekund jak twarz chłopaka znowu można było nazwać przystojną.
- Powiedz mi gdzie cię boli. Masz jakieś większe urazy oprócz siniaków? Oby nie żadne złamanie, z tym może być gorzej. - spojrzała się na niego i dopiero teraz do niej doszło w pełni. - Chcesz mi powiedzieć, że pobili cię w trójkę? Na jednego?! Aż tak nie mają godności?!
Rowan Greyback
Rowan Greyback
▲ 30.11.20 4:00 | Re: Szalone lata szkolne [Marianne & Rowan]
Sam nie do końca wiedział dlaczego, ale zupełnie nie spodziewał się, że dziewczyna się odgryzie.
- Tak. Do każdego. Nie martw się. Nie jesteś wyjątkowa - burknął wyraźnie rozdrażniony, ale też i strasznie zmęczony. Chciał jej nagadać. Naprawdę chciał. Zwłaszcza, kiedy rzuciła ten idiotyczny tekst, o byciu starszą. O rok. Była starsza o pieprzony rok. No to naprawdę kurwa bardzo dużo. Problem był tylko taki, że... Że tak właściwie jej słowa nie pozostały mu obojętne. Nie wiedział, czy naprawdę mogłaby go uderzyć, ale czuł, że na pewno mogłaby go zaciągnąć do pielęgniarki. A tego przecież bardzo nie chciał. I naprawdę nie obchodziły go jakieś durne punkty domów. Miał gdzieś tę całą zabawę dla idiotów. Po prostu zależało mu, by nikt się nie dowiedział, że znowu wpakował się w jakąś bójkę. Ostatnio zdarzało się to zdecydowanie za często. Nawet jak na niego.
- Zostań - mruknął pod nosem i posłusznie zdjął z siebie szkolną szatę. Obrzucił wzrokiem białą koszulę, której rękawy właśnie podciągał. O! Żadnych śladów krwi. A więc jednak nie było z nim najgorzej. Teraz tylko pozbyć się tego cholernego bólu i po problemie.
Na widok flakoniku zmarszczył brwi.
- Nosisz przy sobie eliksir oczyszczający rany? Po co? Szukanie po błoniach pobitych Gryfonów i zmuszanie ich do udzielenia pomocy to twoja pasja? - nie wiedział, czemu postanowił rzucić tym tekstem. Chyba naprawdę kiepsko się czuł, skoro postanowił wdawać się w jakieś durne rozmowy z nieznajomą. Jednak już jej kolejne słowa sprawiły, że nieznacznie się uśmiechnął.
- Powiedzmy, że są trochę poobijani, a torba i podręczniki jednego z nich pływają teraz w jeziorze - nie miała pojęcia, jak cholernie dumny był z tego osiągnięcia. Dla tej jednej rzeczy naprawdę warto było być teraz całym w siniakach - I nie. Nie czasami. Najlepiej, by zrobili, gdyby stulili pyski raz na zawsze.
Chciał dorzucić jeszcze kilka bluzg pod adresem starszej grupki Ślizgonów, ale nie zdążył, gdyż dziewczyna znienacka ujęła jego podbródek i zaczęła mu się przyglądać. To był ten dziwny i niekomfortowy moment, kiedy to pażałował, że nie kazał jej spierdalać bardziej stanowczo. Prychnął pod nosem, gdy usłyszał, jak moze zwracać się do czarownicy.
- Zapomnij - rzucił po czym poczuł skutki działania rzuconego na niego zaklęcia. Syknął cicho z bólu, ale już w kolejnej chwili poczuł ulgę. Zbliżył dłoń do twarzy, próbując przeprowadzić prowizoryczne oględziny. Wyglądało na to, że wszystko znowu jest jak powinno być. Żadnych rozcięć, czy posiniaczonych policzków.
- Dzięki - odparł i zdał sobie sprawę, że jeszcze się nie przedstawił - Rowan Greyback. Możesz mi mówić... - cholera. Do głowy nie mógł mu przyjść żaden dobry tekst - Nie ważne. - istniała jakaś szansa, że tego nie słyszała? Nie?
Pokręcił głową na pytanie Ślizgonki. Nie wydawało mu się, by miał coś złamanego.
- Trochę żebra - wyznał po chwili zastanowienia - Ale wątpię, by były złamane
Są co najwyżej mocno potłuczone. Przejdzie mi.

W sumie skoro twarz miał już zrobioną, tak naprawdę nie potrzebował nic więcej. Grunt, że na pierwszy rzut oka nie wyglądał na poobijanego. Reszta jakoś sama się zagoi.
- O wow... Wielkie mi odkrycie. Oni nie mają godności. Kto by się kurwa tego spodziewał? - skomentował jej wypowiedź może nieco zbyt złośliwie. Ale co miał na to poradzić? Czuł zmęczenie. Bolało go. Musiał zdać sie na wolę, jakiejś obcej mu dziewczyny, które jeszcze rzuciła tak śmieszną uwagę - A co mieli zrobić? Ustawić się w pieprzoną kolejkę?
Marianne Ahn
Marianne Ahn
Neutralni
▲ 30.11.20 21:53 | Re: Szalone lata szkolne [Marianne & Rowan]
Brakowało naprawdę mało, aby ta zaczęła się przekomarzać z chłopakiem o to czy aby na pewno nie jest wyjątkowa. Jednak chciała skończyć ten temat i już do niego nie wracać. Powiedziała co miała, możemy przejść dalej. Ona sama uważała, że nieważne o ile ktoś jest starszy, należy i tak okazać mu nieco szacunku, no, ale to już był jej pogląd. Wielu może się z nim nie zgadzać.
Uśmiechnęła się lekko na prośbę. Uh, oh, ktoś tutaj zmądrzał, cóż za niespodziewany zwrot akcji. Wiedziała, że ma rację i słuszność, a jego reakcja tylko połaskotała jej ego.
- Tak, to moje hobby. Uważam, że jest o wiele ciekawsze niż zbieranie znaczków czy jazda na miotle. - odparła z powagą po czym zaśmiała się. Miała to już w nawyku, gdy mówiła coś na żarty bardzo poważnie, a zaraz po tym chichotała. Dość często jej się to zdarzało - lubiła rozładowywać atmosferę głupimi uwagami.
Eliksir był przydatny, w końcu nigdy się nie wie kiedy się przyda, a na pewno się przyda w najmniej spodziewanym momencie. Zupełnie jak teraz. Co prawda, zamierzała go nosić na wypadek gdyby się wywróciła albo skaleczyła, nigdy nie myślała, że po raz pierwszy użyje go dla jakiegoś nieznajomego.
Pokiwała głową na wiadomość i posłała mu uśmiech na znak, że jak najbardziej aprobuje taką odpowiedź, mimo wszystko cieszyła się, że choć trochę dostali za swoje.
- Ta, możliwe. - odparła. - Mnie też dokuczają, i wiem o co chodzi. Jednak musisz puszczać koło uszu to co mówią. Inaczej wiecznie będziesz pakował się w tarapaty, a kiedyś dostanie ci się wyjątkowo mocno. Nie zawszę będę spacerowała po błoniach aby się natknąć na ciebie. - prychnęła.
Marianne wiedziała, że trzeba czasami odpuścić. Zwłaszcza kiedy oprychów jest więcej. Poza tym to szkoła. Wyjdą z niej i nawet nigdy już nie zobaczą tych ludzi. Czy jest się czym denerwować? Mimo wszystko nie powiedziała tego na głos. Nie była też do końca pewna co sprowokowało gryfona do tego, może tym razem naprawdę przegięli?
Spojrzała na niego mrużąc oczy. Nie spodziewała się, że w ogóle usłyszy podziękowania. Miłe zaskoczenie.
- Ależ nie ma za co. - niestety, ale nie było cienia szansy aby tego nie usłyszała. Ani odrobinki też aby tego nie skomentowała. - Dobrze, panie Nieważne... - zaśmiała się. - Okej, przepraszam, nie powinnam tak słabo żartować, widzę, że masz cienkie nerwy.
Jednak czy na pewno będzie mu mówić po imieniu? Zobaczymy. Na bank parę razy jej się wymsknie to przezwisko. Mogła mieć tylko nadzieję, że Rowan jej za to nie zabije. Ostatnim czego chciała to śmierć z ręki narwanego nastolatka.
- O tu? - po tych słowach lekko dźgnęła go w żebra. Czy było to mądre posunięcie? Na pewno nie. Sama nie wie czemu to zrobiła. Jednak stało się. - Przepraszam, to było bardzo głupie, wybacz mi. - powiedziała na jednym wdechu. Następnie na obu rękach zniwelowała siniaki, tym samym zaklęciem co poprzednio. - Mogę zająć się żebrami... - powiedziała cicho. Nie była pewna Greyback zgodzi się po tym ataku.
- Byłoby miło nie sądzisz? Mogłeś ich o to poprosić, może nie musiałabym ci naprawiać twarzy. - odparła.
Rowan Greyback
Rowan Greyback
▲ 09.12.20 3:05 | Re: Szalone lata szkolne [Marianne & Rowan]
Na uwagę o hobby przewrócił oczami.
- Tak. Zdecydowanie ciekawsze. W takim razie polecam zajrzeć na trening Quidditcha.
Z tego co widziałem, to ci idioci często nie są w stanie porządnie odbić tłuczka i sami obijają sobie mordy. Może się tam przydać jakaś pomoc
- nie, że Quidditch go jakkolwiek obchodził. Właściwie wręcz przeciwnie. Zupełnie nie rozumiał idei tej gry. Jasne. Latanie na miotle jak szalony i rzucanie piłkami w innych lub do innych graczy brzmiało całkiem fajnie, ale cholernie zniechęcała go ta część dotycząca współpracy. Na cholerę, zamiast dobrze się bawić, ma jedynie się wkurwiać, że inni zawodnicy mogą potencjalnie zjebać cała sprawę? Totalnie bez sensu. Co nie znaczyło, że nigdy nie widział żadnej rozgrywki, ani treningu. Zwłaszcza, że w ich drużynie znajdowała się Bernie.
Prychnął śmiechem, i natychmiast skrzywił się przez ból w żebrach, gdy usłyszał tę jakże wspaniała radę Marianne. Pokręcił głową.
- Zwariowałaś? Ignorowanie zaczepek tylko pogorszy sprawę. Wtedy zrozumieją, że są bezkarni. Pozwolisz im spierdolić ci życie,
a jak im się porządnie przywali, to może coś dojdzie do tych cholernych, pustych łbów
- za nic nie potrafił zrozumieć jej podejścia. Pakowanie się w tarapaty było małą ceną, aby pokazać tym debilom kto tu rządzi. Nawet jeśli miał pewne wątpliwości, czy podczas tej konkretnej potyczki przekaz jakkolwiek do nich dotarł.
- Wiem, że nie ma za co - odgryzł się Krukonce, mniej więcej zdając sobie sprawę, że ta próbuje z nim pogrywać.
Wcale nie mam słabych nerwów - warknął nagle, zirytowany jej uwagą - Kurwa mać. Możesz żartować tak słabo jak tylko chcesz. Nic mnie to kurwa nie obchodzi.
Nie znosił. Nie znosił. Nie znosił, gdy ktoś wypominał mu, że łatwo traci nad sobą kontrolę. Po prostu kurwa nieznosił.
Nie dodał jednak nic więcej i pozwolił dziewczynie na dalsze doprowadzanie go do porządku.
Syknął z bólu i zaklnął pod nosem.
- Tak. Dokładnie tu - burknął z wyrzutem w oczach, ale po chwili skinął głową na jej przeprosiny. Sam pewnie zrobiłby podobnie, gdyby ktoś mu powiedział, że bolą go żebra. Cholera. A co jeśli jednak były złamane, w co wątpił, i Marianne uzna, że zaciągnie go do Skrzydła Szpitalnego? Nie mógł na to sobie pozwolić - Spoko. Ale wiesz co? Jest ok. Dzięki za pomoc. Już sobie dam radę - po tych słowach energicznie wstał i zatrzymał się w połowie, probując zdusić okrzyk bólu. Nie minęło kilka sekund, a z powrotem znalazł się w pozycji siedzącej. Żebra jednak były dość mocno obite.
- Cholera. To mówisz, że możesz się nimi zająć? - zapytał, jak gdyby nigdy nic - Mam odpiąć koszulę?
W sumie to nie byłoby takie złe. Gdyby wszyscy ustawili się w kolejce pewnie miałby szansę ich pokonać.
- Jasne. Może jeszcze od razu zapytasz się wkurwionego hipogryfa, czy porzuca z tobą piłką?
Teraz zaatanawiał się, czy Marianne jedynie żartuje, czy naprawdę jest tak śmiesznie naiwna. Ale przynajmniej była dobra w łataniu ludzi, więc powstrzymał się przed kolejnym komentarzem.
Marianne Ahn
Marianne Ahn
Neutralni
▲ 17.12.20 21:58 | Re: Szalone lata szkolne [Marianne & Rowan]
I już miała powiedzieć, że w takim razie to Rowan ma idealne predyspozycje do zostania graczem quidditcha, jednak rozmyśliła się. Co za dużo to niezdrowo, nawet jeśli chodzi o głupie przytyki. Jak tak pomyśleć to nawet zgadzała się z chłopakiem. Według niej ta gra była zwyczajnie zbyt... Brutalna. Momentami nie potrafiła zrozumieć co ludzi rajcuje w ciągłym obijaniu się tylko po to aby przerzucić piłkę przez obręcz. Zwłaszcza, że czasami specjalnie prowokują się i tłuką, choć mogło to być zbędne. Raz w życiu była na takim meczu, aby nie było, że nigdy nie spróbowała, i to jej wystarczy.
Jego uwaga była całkiem trafna, ale wciąż mało przekonująca. Sama zawsze twierdziła, że przemoc nigdy nie jest odpowiedzią, a jak dotąd jakoś ich wystarczająco nie pobił, bo ci dalej zaczepiali innych.
- Oh, czyli mam rozumieć, że  ty w końcu im tak przywalisz? Bo jak na razie to idzie ci całkiem słabo. - rzuciła. Nie chciała być niemiła, ale także chciała pokazać mu, że jego uwaga jest dość średnia.
Nie mogła się powstrzymać od parsknięcia śmiechem. No, ale skoro on mówi, że może sobie żartować ile chce, no to jasne, że będzie z tego korzystać. Nie może przepuścić takiej okazji.
Chciała go powstrzymać przed wstaniem, ale nie zdążyła, więc jedynie zmarszczyła brwi i powiedziała ciche "auć". Mogła sobie tylko wyobrazić jak go zabolał taki gwałtowny ruch. Sama przemyślała sprawę. Powinna dać radę. Już była na tym poziomie i miała takie umiejętności, że mogła śmiało się tego podjąć. Na pewno wszystko pójdzie sprawnie, prawda? Początkowo lekko zdębiała kiedy usłyszała, że Gryfon miałby ściągnąć koszulę. Siedzieli w krzakach, sami. Jakby ktoś tu ich zobaczył byłoby to... Nieciekawe. No, cóż, zawsze mogli się wytłumaczyć, nic złego nie robili. Więc zwyczajnie skinęła głową i poczekała, aż Rowan się rozbierze.
W międzyczasie rzuciła:
- Myślę, że hipogryfy wolą bawić się ludzkimi zwłokami niż piłką. - nie wiedziała czy to prawda. Chyba nie, ale brzmiało w miarę śmiesznie. Przynajmniej dla niej.
Lekko się denerwowała - w końcu pierwszy raz naprawiała czyjeś żebra. Przymknęła oczy i wzięła głęboki wdech. Musiała przecież mieć czysty umysł przed rzuceniem zaklęcia, tu nie chodziło o byle zadrapanie. - Brackium Emendo. - wypowiedziała pełna skupienia. - I? - zapytała chwilę później.
Miała tylko nadzieję, że nie zrobiła mu większej krzywdy.
Rowan Greyback
Rowan Greyback
▲ 23.12.20 16:41 | Re: Szalone lata szkolne [Marianne & Rowan]
Rzucił jej krótki spojrzenie spode łba. Przecież nie poszło mu, aż tak źle. Może i skończył cały poobijany, ale tamci też nie wyszli z tej potyczki bez żadnych ran. Co więcej, był prawie pewien, że jednemu złamał nos. Albo chociaz go obił.
- Kiedyś to oni przegrają. To matematyczna statystyka - absolutnie nie znał się na matematyce, nie miał pojęcia co właśnie powiedział i czy była to prawda, ale chciał zabrzmieć mądrze. Przecież był pewien swojej racji - Zresztą, gdyby te obsrane tchórze nie postanowiły rzucić się na mnie w grupie, wygrałbym.
Tak. Greyback był tego pewien. W pojedynkę, żaden z nich nie miałby z nim zbyt dużych szans. Nieznacznie uśmiechnął się na myśl, o tym, że to przywódca tamtej grupki siedziałby teraz w krzakach z poobijanymi żebrami. Gdy Marianne skinęła głową, Rowan od razu rozpiął koszulę. Nie zauważył wahania dziewczyny, ani nie dostrzegł dziwności tej sytuacji. Nieco skrzywił się na to co ujrzał. Skóra na tułowi chłopaka stanowiła teraz wielką mozaikę barwnych siniaków, okraszoną jego licznymi pieprzykami. Zaklnął pod nosem. Nic dziwnego, że trudno było mu się ruszać. Kurwa. Niby to nie była pierwsza bójka w jego życiu. Druga zresztą też nie, ale dopiero teraz zaczął rozumieć, że gdyby nie ta nieoczekiwana pomoc, nie skończyłoby się to dla niego dobrze. Tym razem nie dałby rady sam wykręcić się z tych kłopotów. Zamiast tego czekałoby go Skrzydło Szpitalne, list do rodziny i opieprz od starszego rodzeństwa, czyli tak naprawdę wszystko, czego tak bardzo chciał na razie uniknąć. Nie mógł ich denerwować. Zwłaszcza teraz, gdy matka czuła się coraz gorzej. Mimo tych przemyśleń spojrzał na Krukonkę, siląc się na minę wszystko jest pod kontrolą, to tylko niewielki dyskomfort.
- Nie jest tak źle - skomentował krótko - Słuchaj, a czy ty kiedykolwiek leczyłaś ludziom że...
Urwał w pół słowa. Co ona przed chwilą powiedziała? Wiedział, że to pewnie był tylko durny żart, ale nie mógł się powstrzymać przed naprostowaniem sprawy.
- Hipogryfy zdecydowanie wolałyby się bawić piłką, niż pieprzonymi zwłokami. Po cholerę im ludzkie ciało? To nie są agresywne stworzenia, a każdy kto twierdzi inaczej jest tylko pierdolonym idiotą - po chwili przerwy dodał - Nie mówię o tobie. Nie jesteś idiotką. Proszę nie zostawiaj mnie teraz w tych krzakach bez dalszej pomocy.
Marianne rzuciła zaklęcie. Rowan poczuł w żebrach silne ukłucie. Usłyszał trzask i... I nagle poczuł się o wiele lepiej. Wstał z miejsca. W kilku miejscach dalej czuł się obolały, ale żebra przestały być częścią problemu. Odwrócił się do Krukonki.
- Cholera. To zadziałało. Udało się.
Sponsored content
▲ | Re: Szalone lata szkolne [Marianne & Rowan]