:: Anglia i Walia :: Londyn :: Dalsze dzielnice :: Galeria Chant de Sirène
Fiendfyre
Fiendfyre
Konta Specjalne
▲ 09.11.20 0:47 | Główna galeria


Główna galeria

Składająca się z czterech sal główna galeria na pierwszy rzut oka prezentuje się dość spektakularnie. Przeszklony sufit sprawia, że w słoneczne dni pomieszczenia są niezwykle jasne, a w te bardziej deszczowe krople uderzające o szkło zapewniają atmosferyczny akompaniament, wraz z sączącą się z magicznego gramofonu cichą muzyką klasyczną. Sale nie są ułożone w sposób tematyczny, choć same dzieła sztuki zorganizowane są według artystów, którzy je stworzyli. Ostatnie, oraz najmniejsze, z pomieszczeń zazwyczaj przeznaczone jest na wystawy tymczasowe, którymi są zarówno kolekcje wypożyczone z innych galerii w Europe oraz wystawy przez artystów, których dziedzina sztuki odbiega od stałej kolekcji wystawianej w Chant de Sirène. To właśnie w głównych galeriach odbywają się również bankiety, a w ostatniej z sal od czasu do czasu goszczą również muzycy, najczęściej grający muzykę klasyczną.
Luther Allcot
Luther Allcot
Zakon Feniksa
▲ 27.11.20 13:41 | Re: Główna galeria
14 sierpnia 1978

Luther chciał korzystać z tych wakacji jak tylko mógł. Odkąd właściwie zaczął kurs aurorski to nie miał ani jednych wakacji. Aurorem już nie był od kilku lat. Pedagogiem już chyba był zawsze nawet podczas wakacji. Miał dobrą pamięć do swoich uczniów. Rozpoznawał ich na ulicy bez zastanowienia kto to jest gdy mówiono mu dzień dobry. "Dzień dobry profesorze" stało się jego codziennością. Czasami nawet właśnie w wakacje był zaczepiany tym tekstem. Nie przeszkadzało mu to, ale niektórzy uczniowe jego byli już dorośli, pracowali i zapewne jego lekcje pamiętali już jak przez mgłę. Zawsze trochę czuł się starszy niż był w rzeczywistości. Czuł jak mu w kościach łupie.
Korzystając z wakacji postanowił odwiedzić galerię. Lubił sztukę chociaż nie praktykował żadnej i nawet mu nigdy to przez myśl nie przeszło. Bardziej Amanda miała do tego rękę, posiadała ogólnie lepszą wiedzę w tej dziedzinie. Chyba jak w każdej dziedzinie. Luther się przy niej chował i nigdy nie starał się udawać, że jest inaczej. Do galerii to wypadało się ładniej ubrać, bo przez większość wolnego czasu wyglądał jakby się do mielna wybierał. Chodzenie non stop w krawacie i koszulach go męczyło. Już luźniej się ubierał jako auror. Głupio tak mu było stać przed tablicą w laczkach i szortach.
Z wielu uczniów jacy przekroczyli prób jego klasy, niektórych pamiętał lepiej, a niektórych gorzej. Darwin Ollivander był jednym z uczniów, których pamiętał zdecydowanie wyraźnie. Nawet nie bezpośrednio przez jego zajęcia, a raczej jego dokonania poza nimi. Chyba z raz mu się zdarzyło udawać, że nie widzi jak młody Ollivander coś kombinuje. Chłopak był po prostu sympatyczny dla niego i Luther był pewny, że mu z czasem "przejdzie". Widząc go w galerii uśmiechnął się. Nie był pewien czy powinien podejść i zapytać byłego ucznia jak się czuje. Gdy nawiązali kontakt wzrokowy nie było odwrotu. Poprawił krawat i wygładził koszulę. Podszedł do już w sumie dorosłego mężczyzny. Jak należało kulturalnie wyciągnął do niego rękę na przywitanie, uścisk wydawał mu się najbardziej odpowiedni. Tak Luther miażdżył palce jak się witał.
- Pan Ollivander, jakże mi miło pana widzieć - przywitał go. To naprawdę było miłe spotkanie.
Darwin Ollivander
Darwin Ollivander
▲ 28.11.20 14:59 | Re: Główna galeria
Każdy miesiąc dla Darwina wyglądał niemalże tak samo - głównie praca i parę dni wolnego. Dlatego też nie korzystał zbytnio z tego wspaniałego czasu zwanego "wakacjami". Jednak mimo wszystko dało się wyczuć atmosferę lata. Upały, festyny, turyści, picie wina na świeżym powietrzu do później pory. Tak, chłopak to kochał. W tym okresie zdarzało się, że godziny snu było ostro okrojone. Chciał się bawić jednocześnie wciąż szlifując swój fach. Koleją rzeczy do godziny 16 przebywał w sklepie - ojciec pozwolił mu kończyć wcześniej o godzinę, chyba, że urzędował dziadek. Dziadek był cięty, jak zawsze i młody Ollivander był zmuszony pracować dłużej. Jednak, nie ważne o której opuszczał Pokątną nigdy nie szedł prosto do domu. W zależności od humoru dobierał sobie rozrywkę. Częściej niż na bary czy kluby, wybierał miejsca pełne sztuki. Nieważne czy chodziło o skwery gdzie ktoś dawał koncert na ulicy czy wizyta w filharmonii. Nieważne też czy były to miejsca magiczne czy typowo mugolska część Londynu - przyjmował wszystko. Ktoś mógłby powiedzieć, że zachowuje się jak typowy arystokratyczny snob, on natomiast nie mógł zaprzeczyć, że to właśnie wycieczki w takie miejsca za czasów, gdy był dzieckiem sprawiły, że to pokochał. Poza tym nie przeszkadzała mu ta łatka, nigdy nie myślał o tym co mówią inni na jego temat.
Na dzisiejszy cel wybrał galerię sztuki. Dawno tu nie był, a czas najwyższy aby obejrzeć nową wystawę. Nawet nie myślał, że spotka kogoś znajomego, ludzie albo bawili się na sonorusie, albo nie mieli w zwyczaju przychodzić w takie miejsca. Tym bardziej nie spodziewał się zobaczyć tu swojego starego nauczyciela. I to nie byle jakiego. Ten jeden, który jako jedyny nigdy do niego nie powiedział: "za twoją niesubordynację, Ollivander, jestem zmuszony odpowiednio cię ukarać i odjąć punkty ravenclaw. Co za wstyd dla twojego ojca". Momentalnie chciał podejść, ale mężczyzna go ubiegł i już parę sekund później ściskał jego rękę, wyjątkowo mocno.
- Witam pana! Cóż ja mam powiedzieć? Nie myślałem, że spotkam mojego ulubionego profesora. - uśmiechnął się szeroko. - I niech pan nie myśli, że się podlizuję, oboje wiemy jak było.
Darwin wciąż był wdzięczny za te kilka(naście) razy kiedy pan Allcot mrużył oczy na jego wybryki albo zwyczajnie udawał, że nie widzi tego co ten robił. Jako jedyny nie osądzał go od razu, jakby wiedział, że chłopak nie knuł niczego w złej wierze. To zawsze była miła odmiana.
- Wciąż pan uczy w Hogwarcie? - zapytał. Skoro już się spotkali wypada nadrobić zaległości i chwilkę pogadać.
Luther Allcot
Luther Allcot
Zakon Feniksa
▲ 30.11.20 8:31 | Re: Główna galeria
Darwin miło zaskoczył go. Wręcz podkarmił jego ego. Upewnił się, że stoi wystarczająco prosto jak na miano ulubionego profesora. Nie wiedział, że na takie miano można sobie zasłużyć poprzez zwyczajne ignorowanie wybryków chłopaka. No nie wydawał mu się groźny. No i miał rację. Stał przed nim teraz dorosły mężczyzna, uśmiechnięty i w dodatku stał w galerii sztuki! Dbał o swój rozwój! No więcej Luther nie mógł wymagać. Z tego co kojarzył  poszedł w ślady rodziny i pracował w sklepie. Luther w sumie nie miał większych powodów, by tam zaglądać poza zakupami z mugolskimi uczniami, ale chyba zawsze się niestety mijali. Pytanie o to czy dalej uczy było wręcz absurdalne. A co innego miał robić? Chyba nie wrócić do pracy Aurora.
- Oczywiście, obecnie bez żadnych przerw stanowisko obrony przed czarną magią. A czy to taki szok? - zaczął - A ja jak się nie mylę ty Darwin poszedłeś w rodzinne ślady, prawda? Mam nadzieję, że jesteś zadowolony z swojego zajęcia i jest to twoje prawdziwe powołanie.
Luther nie chciał brzmieć uszczypliwie, a jedynie chciał się upewnić, że Darwin obrał dobrą drogę. Pamięta ile razy było mu docinane z powodu jego nazwiska, że jego zachowanie przynosiło im wstyd. Gdzie było to śmieszne, bo zapewne jego dziadek i ojciec przeskrobali coś w jego wieku. Taka kolej rzeczy. Przeniósł wzrok z byłego ucznia na obraz znajdujący się przed nim. Przekrzywił łeb licząc, że to mu jakkolwiek pomoże.
- Moja matka zawsze mawiała, że prawdziwą sztuką jest umiejętność patrzenia na nią. Chyba dopiero po tylu latach jej słowa nabrały dla mnie sensu - mruknął wciąż przyglądając się obrazowi. Pani Allcot lubiła się w sztuce, zawsze liczyła na to, że Luther będzie miał talent artystyczny. W ogóle się przeceniła, bo jak się okazało Luther był czarodziejem i to takim co wybrał sobie kiepską ścieżkę w życiu. Stale krytykujący ministerstwo, obecnie pracujący jak nauczyciel, może dopiero ma znaleźć stabilizację w życiu. Westchnął ciężko wciąż nie wiedząc na co patrzy. Spojrzał na Darwina licząc, że on rozumie. Naprawdę liczył na jego pomoc, bo natura mu tak zwyczajnie nie pozwalała przejść do kolejnego dzieła. Ale czy w sumie miało to jakieś większe znaczenie? Nie był wielkim koneserem sztuki, jak tylko się zacznie rok szkolny to zapomni, że w ogóle tutaj był. No niestety.
Darwin Ollivander
Darwin Ollivander
▲ 30.11.20 20:54 | Re: Główna galeria
Mimo że ignorowanie jego działań nie było wcale niczym wielkim, Darwin traktował to inaczej. To była dla niego miła odmiana kiedy zamiast go karać, pouczać czy wyśmiewać, ktoś najzwyczajniej w świecie odpuszczał. Zwłaszcza, że chłopak nie robił nic złego, a nawet więcej, rozwiązywał czyjeś problemy, na swój dziki sposób. Dlatego właśnie pan Allcot zasłużył sobie na to godne miano.
Kącik jego ust drgnął.
- Ani trochę zszokowany nie jestem. Wręcz przeciwnie, nie wyobrażam sobie nikogo innego na tym stanowisku. Chyba zbyt się przyzwyczaiłem do tego, że to właśnie pan prowadził te zajęcia.
Kiedy usłyszał o swojej pracy widać, że nieco się ożywił, można nawet rzec, że oczy mu zabłyszczały.
- Jeśli mam być szczery, lepszego wyboru nie mogłem podjąć. Pamiętam, że rodzice mi powtarzali, że mogę być kim chcę, bez względu na rodzinną tradycję. Szczególnie mój dziadek, ale tego można się domyślić. - Tak, chyba cały szkolny personel i jego rocznik doskonale wiedzieli, że Darwin nie jest ulubionym wnuczkiem starego Ollivandera. Ileż razy wysłał mu wyjca? Co najmniej połowę słyszała cała szkoła. - W każdym razie, podczas mojego ostatniego wybryku bardzo długo myślałem o tym co chcę robić. I tak naprawdę, chyba tworzenie różdżek mam we krwi. Lubię to robić i jest to nadzwyczaj interesujące. Jak na razie jestem bardzo grzecznym praktykantem. To nie jest łatwa praca i wciąż zostaje mi sporo do nauczenia się.
Podczas trzyletniej podróży spotkał wielu ludzi - magicznych i mugoli. Nabrał więcej życiowego doświadczenia oraz spojrzeń z różnych perspektyw. Miał też mnóstwo czasu na przemyślenie o swojej przyszłości, w końcu po to wyruszył w drogę. Tak naprawdę początkowo uparł się aby wyrabiać różdżki dlatego, że najzwyczajniej w świecie chciał przejąć sklep i do końca życia mieć coś swojego i mieć jakąś namiastkę wolności. Nie chciał mieć szefa, który stałby nad nim i dyszałby mu w kark. Musiał tylko przecierpieć kilka lat praktyk i nauk pod okiem starego dziada. Jednak z czasem zdał sobie sprawę, że lubi to robić. Miał do tego rękę, i nim się spostrzegł, coraz dłużej zostawał w pracowni. Najwyraźniej tak miało być.
Kiedy mężczyzna zwrócił uwagę na obraz on również to zrobił. Było to chyba największe dzieło z całej wystawy. Piękne malowidło rozpościerało się przed nimi w całej okazałości.
- Pańska matka miała nieco racji. - odparł. Widząc reakcję profesora dodał: - Rzekłbym nawet więcej. Sztuka ów patrzenia ma szersze znaczenie. W końcu nie ma jedynego właściwego spojrzenia. Przed tym obrazem może stanąć setka ludzi i zarazem wyrazić sto interpretacji tego co widzą. I, jasne, możemy uznać, że wersja autora to ta poprawna, jednak i tak każdy zobaczy w nim to, co chce zobaczyć. Tak samo jest z muzyką. Piosenkarz śpiewa smutną balladę o miłości, którą napisał z myślą o swojej byłej dziewczynie, jednak ktoś słuchając utworu może myśleć o swoim przyjacielu, matce, bracie. Sztuka patrzenia. Myślę, że nie nie musimy brać czynnego udziału w powstawaniu sztuki aby zwać się artystami, wystarczy tylko, że będziemy ją podziwiać i doceniać. Ot co. Wystarczy posiadać oczy, uszy i odrobinę chęci, a jak wiemy, tego ostatniego sporo osób nie ma. - wytłumaczył. Po krótkiej pauzie postanowił dalej kontynuować: - Przykładowo, ja w tym obrazie widzę chęć zmiany, dokonanej jednak w sposób nie naruszający stałości bytu - wzruszył ramionami i wskazał kciukiem za siebie. - Chce pan zobaczyć resztę wspólnie? Możemy nawzajem wymienić się interpretacjami, lub jeśli pan woli, możemy jeszcze pogawędzić o tym co nas ominęło.
Obie opcje wydawały się chłopakowi dobre.
Luther Allcot
Luther Allcot
Zakon Feniksa
▲ 02.12.20 4:23 | Re: Główna galeria
- Bez tego stanowiska byłbym jak bez ręki. Naprawdę, może trochę dramatyzuje, ale ta praca rozwinęła mnie jako osobę. Na pewno nauczyła cierpliwości - przyznał szczerze. Tak było. Albus trafił do niego w najlepszym czasie. Chociaż czasem go niektóre sytuację w szkole denerwowały lub stresowały to zdecydowanie była to dobra praca dla niego. Nie przypominał reszty kadry nauczycielskiej, ale to chyba przez to jak młodo zaczął. Dało mu to kompletnie inny pogląd na uczniów. Nie tak dawno sam był uczniem. Chciał być nauczycielem taki  na którego lekcje sam by chętnie przychodził.
Uśmiechnął się widząc jak promienieje na wspomnienie rodzinnego biznesu. Przypomniał sobie dzień w którym poszedł zakupić swoją różdżkę, która mu służyła do dnia dzisiejszego. To było miłe wspomnienie. Wiele sklepów na pokątnej było fascynujące, ale żaden z nich nie robił takiego wrażenia jak sklep Ollivanderow i jak sami Ollivanderowie.
- Pamiętam swoje pierwsze zakupy na pokątnej. Nauczyciel, który nam pomagał zostawił wybór różdżki jako ostatni mówił, że czasami może to zająć chwilę, ale Ollivanderowie są najlepsi w fachu. Sam miał różdżkę waszej roboty, którą nam pokazał. Nie mogę sobie przypomnieć kto był wtedy w sklepie, ale pamiętam, że zadał mi dwa pytania. Chwilę na mnie popatrzył i sięgnął po różdżkę, która była niezwykle wysoko, oczywiście wysoko jak na takiego młodziaka jakim byłem wtedy. Wręczył mi ją do ręki i dokładnie wytłumaczył co mam robić, by ją sprawdzić. Nie było jednak potrzeby robienia wielu trików, to była ta jedyna różdżka. Coś mówił wtedy do moich rodziców, a ja jedynie przyglądałem się jej. Oczywiście służy mi do dnia dzisiejszego. Jak się później dowiedziałem nie jest za dobra w eliksirach, które znienawidziłem od pierwszej lekcji. Idealnie zgrani. Cieszę się, że obrałeś drogę w życiu, która cię satysfakcjonuje. Cokolwiek, by to nie było dopóki, by sprawiało, że jesteś szczęśliwy nikogo nie krzywdząc swoim działaniem, byłoby to najlepsze dla ciebie. Ja zawsze będę z dumą wspominał, że przyszło mi uczyć Darwina Ollivandera.
Ta rozmowa była tak przyjemna. Przywołała wiele radosnych wspomnień. Wspominając rodziców zawsze mu się robiło cieplej na sercu, rzadko powodowało w nim to melancholie. Jego matka była szczególnie wyjątkowa osobą. Jednak tak chyba twierdzi zapewne co drugi jedynak. Ojca oczywiście kochał mocno, ale nie mieli takiej relacji jaką posiadał z matką. Chętnie, by przyszła do galerii takiej jak ta. Próbowałaby zachęcić Luthera do interpretacji tego co widzi. Słuchał Darwina z zaciekawieniem. Jeden z jego ciekawszych uczniów. Przeniósł wzrok z niego ponownie na obraz. Pomyślał nad interpretacją Darwina, dokładnie przyglądając się dziełu. Zastanawiał się gdzie Darwin to widział. Gdzie? Gdzie chęć zmiany? Jak on miał tak delikatnie dobrać słowa jak jego własny uczeń na temat obrazu? On uczył obrony przed czarną magią, a nie sztuki. Patrzył na obraz i próbował ubrać w słowa to co widział. Sprawdziło się to co Darwin powiedział. Bo Luther odbierał go nieco inaczej. Naprawdę był w tym kiepski.
- Ja widzę, ja widzę coś właśnie stałego, ciepłego z nutą melancholii? Trochę jak wspomnienie, bo chyba tym są w rzeczywistości - zaśmiał się - Możemy spokojnie chyba połączyć te dwie czynności.
Darwin Ollivander
Darwin Ollivander
▲ 03.12.20 21:03 | Re: Główna galeria
Słysząc słowa byłego profesora potrafił dokładnie wyobrazić sobie co ten czuł. W końcu miał takie same wrażenie. Mimo że minęły dopiero 4 lata jak zaczął szkolić się na twórcę różdżek już był w stanie jasno stwierdzić, że się zmienił. Na pewno nie był już gówniarzem, który wręcz ucieka z domu aby poznać świat. Teraz też mógłby wyruszyć w podróż, ale przynajmniej powiedziałby wszystkim, a to sporo o nim mówi.
Z uwagą zaczął słuchać opowieści Luthera. Wiedział, że jego rodzina jest sławna właśnie z produkcji najlepszych różdżek, jednak słysząc dobre słowo o niej poczuł ogromną dumę. Takie chwile jak ta zdecydowanie jeszcze bardziej zachęcały go do zostania najlepszym z najlepszych. Chce być wspominany wśród przyszłych pokoleń. A nawet stworzyć coś nowego. Być kimś. Zawsze fascynowało go połączenie między różdżką, a czarodziejem. To nie był tylko przedmiot i jego właściciel, ale coś więcej, co trudno wytłumaczyć. Już sam fakt, że to różdżka wybiera sobie posiadacza był niesamowity. Móc tworzyć takie coś można nazwać nawet przywilejem. Wiązało się z tym też, że jest to naprawdę ciężka sztuka, i minie jeszcze sporo zanim Darwin będzie mógł sprzedawać swoje własne wyroby.
Zmarszczył brwi. Różdżka, która nie jest dobra w eliksirach? Mógłby teraz zgadywać z jakiego drzewa została zrobiona, a nawet jaki miała rdzeń. Wszystko to oparte na swojej wiedzy. Mógł być to jawor, cyprys lub jodła, z pewnością odpadała śliwa czy lipa. Zastanawiał czy nawet nie "pobawić" się w zgadywankę z mężczyzną, jednak wiedział, że nie może opierać wszystkiego na jednym zdaniu i domysłach. Może pod koniec rozmowy uda mu się stwierdzić jaką różdżką posługuje się jego towarzysz? Byłoby to dość zabawne. W takim razie spróbuje coś z tego ugrać przy okazji sprawdzając swoje doświadczenie pod tym kątem.
Lekko go zatkało, jednak nie dał po sobie tego poznać. Nigdy nie spodziewał się, że usłyszy takie słowa. Jakikolwiek profesor miałby być dumny, że uczył Darwina Amadeusa Ollivandera? Zaskakujące, doprawdy.
Uniósł lekko lewą brew otworzył usta jakby się uśmiechał, miał tak w zwyczaju kiedy nie wiedział co powiedzieć.
- Przyznam szczerze, że po raz pierwszy słyszę takie słowa. Jest mi niezmiernie miło i powiem nawet więcej... - teatralnie rozejrzał się po pomieszczeniu po czym ściszonym głosem powiedział: - ...Ma pan dożywotnią zniżkę w sklepie Ollivanderów.
Uśmiechnął się od ucha do ucha. Czy dziadek by się zgodził na to? A w życiu. Jednak dziadyga nie musi wiedzieć, a to najczęściej Darwin rozliczał się z klientami. Poza tym chłopak zawsze się odwdzięczał ludziom, którzy okazali mu życzliwość. Nie poznawał ich za dużo - najczęściej trzymał się w zamkniętym gronie i w życiu spotykał się z ludźmi, których już znał choć trochę - zupełnie nowe znajomości były u niego rzadkie. Pasował mu taki stan, ale też nigdy nie był zamknięty na ludzi, trudno byłoby mu wtedy podróżować.
Przyglądał się twarzy Allcota kiedy ten próbował coś wyczytać z obrazu. Choć młodemu przychodziło to od razu, naturalnie, wiedział, że nie wszyscy muszą tak mieć. On sam był słaby w wielu rzeczach. Na przykład nie miał instynktu do alchemii jak niektórzy i prędzej wysadzi coś w powietrze niż stworzy jakiś przydatny eliksir. Był też bardzo niezdarny i czasami jego innowacyjne pomysły prowadziły do tego, że pakował się w kłopoty - jego cecha charakterystyczna.
- Podoba mi się pana interpretacja. - odparł z uśmiechem patrząc na obraz. Może nawet jego spojrzenie było bardziej właściwe? Ruszył ku następnemu dziełu, jednak głowę miał obróconą w stronę rozmówcy. - W takim razie wrócę do poprzedniego tematu. Różdżki, jeśli panu to odpowiada. Jestem zdania, że to wspaniałe ile różdżka może powiedzieć o czarodzieju, wystarczy tylko znać jej skład. - wyciągnął swoją różdżkę zza płaszcza. - Do mojej użyto drewna ze świerku, znaczy to tyle, że jest całkiem niesforna jeśli będzie w rękach człowieka mało stanowczego, dodatkowo lubi ludzi śmiałych, jak i z humorem, natomiast popiół popiełka użyty w niej częściej dobiera mężczyzn, również żartownisiów, czy też hedonistów. - zatrzymał się przyglądając różdżce. - Oczywiście, nie wszystko się zgadza, mimo to już można nakreślić szkic tego jakim człowiekiem jestem. - schował ją i spojrzał na Luthera. - Również jeśli zna się człowieka, można zgadywać jaką ma różdżkę. To całkiem fascynujące, nie uważa pan? - chrząknął po czym spojrzał na kolejne dzieło, przed którym się zatrzymali. - A co widzi pan tutaj? Pozwolę mówić panu pierwszemu.
Luther Allcot
Luther Allcot
Zakon Feniksa
▲ 07.12.20 23:44 | Re: Główna galeria
Bardzo przyjemnie się mu się spędzało czas z  Darwinem. Bił od niego taki spokój, ale chyba od zawsze go od niego wyczuwał. Mówił tak delikatnie o czarodzieju i jego więzi z różdżką. Luther  zawsze wiedział, że to niezbędne w życiu każdego czarodzieja, ale nie myślał nigdy, że aż tyle się łączą. O właściwościach swoich dowiedział się na pokątnej pojawił się z uczniem na zakupach. Chyba spotkał wtedy dziadka Darwina. Próbował uczniowi wytłumaczyć właściwie czym są różdżki i jak ważne są, jednocześnie próbował nie wystraszyć ucznia, nie chciał go pospieszać. Wtedy przyszedł pan Ollivander i poprosił o jego różdżkę i przedstawił jej właściwości, a Luther powiedział na temat swojej pracy Aurora. Chwilę mu zajęło przyjęcie słów na temat eliksirów, ale miały one dla niego sens. Nawet sobie zażartował, że mógł się zdecydować na inną różdżkę to, by chociaż tylu kociołków  nie zmarnował w szkole.
Chciał sprawdzić czy Darwin byłby wstanie zgadnąć z jakiego drewna i z jakim rdzeniem jest jego różdżka. Wydawało mu się, że Darwin też chyba chciał to zrobić. Tak dobrał słowa. Nie wiedział jednak jak wplątać to w rozmowę bez brzmienia jak egoista, a jednocześnie dać mu wskazówki bez oczywistego dawania mu wskazówek. To był jednak bystry chłopak zarówno Luther jak i Darwin, coś wymyślą.
- Jeśli rzeczywiście chciałbyś zrealizować zniżkę to chętnie z niej bym skorzystał jeśli mojej się coś stanie. Ta jednak jest idealnym  kompanem. Szczególnie była przydatna za dzieciaka w pojedynkach. Wręcz czasami sama mnie prowadziła. Będąc młodszym bylem chyba jeszcze śmielszy niż później pracując jak auror. Dorównywała mi kroku, czasami mi dawała szczęście.
Stanęli przy następnym obrazie. Było to już inne dzieło, nieco bardziej intrygujące dla Luthera. Było głownie utrzymane w ciepłej tonacji, takiej bliskiej mu. Pomarańcze, żółć i beże zdecydowanie dominowały, tylko tło było ciemne granatowe. Na obrazie była namalowana dłoń, kobieta sugerując się delikatnie dobranymi barwami, smukłymi rysami i dłuższymi paznokciami. Trzymała ona lusterko w złotej oprawie, róże i inne zawijasy. W odbiciu lustra widać było pole zboża, dwie postacie biegnące przez nie, kobieta z rozwianymi długimi blond lokami i mężczyzna, który podrzucał słomiany kapelusz, oboje byli ubrani na biało. Nie było widać ich twarzy. Z tyłu za polem widoczna była chatka z której unosił się  jasny dym, niedaleko niego leciała sowa. Niebo już zachodziło, autor obrazu idealnie ujął ten moment gdy niebo mieni się różami i pomarańczami, a chmury się błyszczą na złoto. Było to piękne. Jednak im dłużej patrzył na obraz tym bardziej robiło mu się smutno.
- Z początku bym powiedział, że to zwyczajne odbicie, ale jednak to nie to. Z początku ponownie chciałem powiedzieć, że   to wspomnienie jak poprzedni obraz. Dopiero po chwili przyglądania mu się gdy na chwilę zabrałem wzrok z ciepłych barw, które dominują na tym dziele dostrzegłem więcej szczegółów. Ktokolwiek trzyma to lusterko robi to niezwykle mocno, zobacz na kolorystykę przy kostkach. Gdziekolwiek ta osoba się znajduje musi być dość zimno, sugeruje się po tym jak palce na czubkach są nieco sine. Tło jest granatowe, ale jak spojrzysz tylko na niego bez zwracania uwagi na to co przedstawia lustro to nie jest tylko granatowe, jest smętne, pochłaniające, wręcz jakbym nagle nie widział głównego planu. Samo odbicie w lustrze, a raczej co w nim jest nazwałbym pragnieniem. Jeśli patrzę na samo lusterko bije ciepło, nadzieja i szczęście, bo osobiście utożsamiam te uczucia z tą kolorystyką. Żółty to mój ulubiony kolor od zawsze. Nie widzimy twarzy tej dwójki, nie ma większych szczegółów, ale widać, że są raczej beztroscy. Moim zdaniem ktokolwiek trzyma to lustro widzi w nim swoje największe pragnienie i jest nim ono samo poczucie bezpieczeństwa może miłości, ale bardziej byłbym za bezpieczeństwem, beztroską i szczęściem. Patrząc na to jak mocno trzyma się tego w życiu musiało go spotkać coś bardzo nieprzyjemnego, łamiącego serce lub nawet nigdy nie doświadczył tego  co widzi w samym lusterku. Chyba tak bym to ujął - wypowiedział się. Mówił spokojnie z wyrozumiałością. Ten konkretnie do niego przemówił. Emocje przedstawione na obrazie były mu bardzo bliskie, doświadczył tego, ale i jednego dnia to wszystko stracił. Rozumiał ten obraz w ten sposób, bo zwyczajnie było mu coś takiego znane. Słyszał również o lustrze, które rzeczywiście mogło ukazać największe pragnienie. Osobiście nie chciałby przed nim stanąć, spojrzeć na nie nawet na sekundę. Uciekł by do niego tak samo jakby uciekł do alkoholu. Należało żyć jednak codziennie, mieć realne cele i marzenia i pewnym sytuacją dać po prostu odejść. Ucieczka nie była rozwiązaniem. Zdał sobie sprawę, że jego chwilowa walka z ministerstwem to była ucieczka. Musiał upuścić emocjom, kłębiło się w nim zdecydowanie zbyt dużo. Wierciły mu dziurę w brzuchu i głowie, powodując ciągły ból i mdłości. Chwilowe wytykanie błędów innym było pomocne. Wracając do Hogwartu zrozumiał, że to nie było to, nie była to jego droga do ponownego zaznania spokoju. Potrzebował sobie wybaczyć, to zdjęło ciężar jaki nosił i powoli go wykańczał od środka. Ślad pozostał, goi się w swoim tempie, czy w pełni się odrodzi? Nie wiedział tego nikt. Spojrzał chwilę na Darwina i ponownie na obraz, skupił się na tle.
- Nie mogę sobie wyobrazić co się dzieje w sercu osoby, która nigdy czegoś takiego nie zaznała. Co innego jest doświadczyć szczęścia i je utracić, a co innego nigdy jego nie zaznać. Wydaje mi się, bo może mi się jedynie wydawać, że to może trwale  zmienić czyjś światopogląd. Może stworzyć problemy z identyfikacją z znalezieniem podstawowych odpowiedzi na takie pytanie jak  "Kim jestem?". Czy później taka osoba byłaby nawet wstanie rozpoznać szczęście? Jak miałaby rozpoznać intencje ludzi? Wydaje mi się, że brak doświadczenia tego kiedykolwiek w swoim życiu byłby o wiele gorszy niż utrata tego.
Można, by się wydawać, że po takiej analizie, by mógł się zasmucić. Żal przebiegł przez jego twarz dosłownie na chwilę. Uśmiech zaraz powrócił mu na jego buźkę. Nie chciał tutaj w żaden sposób niepokoić Darwina. Musiał jednać przekazać mu szczerą interpretację.
- Czy to prawda, że różdżki w Wielkiej Brytanii, a na przykład w Ameryce potrafią się diametralnie różnić? - zapytał. Chciał Darwinowi dać szybką zmianę tematu gdyby nie chciał odnieść się do jego interpretacji obrazu. - Gdzieś czytałem na temat rdzeni, których oni używają. Nie byłem oczywiście wstanie zapamiętać ich nazw za co proszę mi wybaczyć. Były bardzo trudne, nie kłamię.- roześmiał się wesoło.
Darwin Ollivander
Darwin Ollivander
▲ 09.12.20 21:34 | Re: Główna galeria
Czy Darwin zrealizuje ów dożywotnią zniżkę? Z pewnością. Nigdy nie łamał danego słowa, nawet kosztem kłopotów. Poza tym może nawet nie musiałby ukrywać tego czy nawet kłócić się z dziadkiem. Pan Allcot przyprowadzał do sklepu mnóstwo młodej klienteli, co prawda większość z nich i tak by do nich trafiła, ale jednak gest to gest. W podzięce za to należy mu się jakaś wdzięczność, prawda? Bardzo naciągane, mimo to chłopak zrealizuje swoje zamiary.
Wytężył słuch bardziej kiedy profesor opowiadał o różdżce. Nie zastanawiał się nad tym czy towarzysz zrobił to specjalnie czy nie, był zbyt skupiony na tym, że chciał się sprawdzić. Notując kolejne informacje odrzucał potencjalne produkty. Skreślił z listy jodłę, którą podejrzewał, bardziej nadawała się do transmutacji niż do pojedynków. Co do rdzenia, mógł skreślić większość, właściwie to zostały mu dwie opcje, zastanawiał się pomiędzy włosem z grzywy kelpie, a włóknem z serca bystroducha. Większość rdzeni, która pasowałaby do opisu niechęci eliksirów i powodzenia w pojedynkach, była kapryśna czy niesforna, i ostatnią rzeczą, jaką można było o nich powiedzieć to to, że kogoś poprowadzi. Mając w głowie swoją małą listę uznał, że wciąż będzie prowadził swoje małe śledztwo.
Przyjrzał się obrazowi. Nie przypadł mu do gustu kolorystycznie, wolał on ciemne barwy, które mogły utrzymać tajemniczy wydźwięk, czy nawet mroczny. Zwyczajnie też nie przepadał za żółtym. Mimo to dzieło samo w sobie mu się podobało. Może dlatego, że wyzwalało w nim dziwne, nieznane uczucia. Nie nazwałby tego czystym smutkiem, bardziej pustką. Słuchał wypowiedzi Luthera, który dość ładnie rozłożył wszystko na czynniki pierwsze.
- Hmm, ja osobiście zostałbym przy wspomnieniu. Przy wspomnieniu czegoś co się już utraciło, dlatego ta osoba tak mocno trzyma lusterko. Wie, że nigdy tego nie odzyska, więc mocno trzyma się tego wspomnienia jako czegoś co jej zostało. Sama scena kojarzy mi się ze swobodą, jak i wolnością. Ci ludzie robią co chcą, są wolni, bez jakichkolwiek trosk. - skomentował.
Chyba faktycznie każdy interpretował sobie to tak jak chciał. Sam Ollivander bardzo cenił sobie wolność. W każdym sensie. Czy po powrocie czuł się niczym w klatce, uwięziony, nie mogąc wrócić do lekkiego życia, kiedy jego jedynym zmartwieniem było czy zasypiając będzie wpatrywał się w gwiazdy, czy w piękny krajobraz? Teraz istniała ciężka praca. Jasne, bawił się na swój sposób, jednak była to ledwo namiastka wolności. Wciąż miał swoje obowiązki, nie mógł, od tak, wszystkiego rzucić. Tym samym wiedział, że jest już dorosły i zwyczajnie nie może. Poza tym samo tworzenie różdżek sprawiało mu przyjemność. Był uwięziony w plątaninie uczuć.
- Ma pan całkowitą rację. Myślę, że taka osoba może nawet myśleć, że wie co to prawdziwe szczęście, jednak w głębi duszy wciąż będzie czuć pustkę. - uśmiechnął się lekko. - Okrutny ten świat. Jedni czują pustkę, bo coś utracili, a inni, bo nawet tego nie mieli. A najgorzej mają ci, którzy wiedzą, że nigdy nie zaznali szczęścia i usilnie starają się go znaleźć, jednak nie potrafią.
Po tej wymianie zdań poczuł się odrobinę lepiej. Odrobinę. W końcu zaznał swojego szczęścia w życiu. Czas jego podróży był dla niego czymś wspaniałym. Wizja przejęcia sklepu, małżeństwa, kolejnych obowiązków z nim związanych, była dla niego straszna - w końcu wszystko to odbierało mu wolność. Jednak jeśli wybierze dobrze w życiu, wcale nie stanie się najgorsze. Marzył o tym aby zostać najsławniejszym twórcą różdżek, o tym aby przejąć biznes. I wiedział, że pragnie tego bardziej niż szczeniackiego życia, do którego go ciągnęło.
Na zmianę tematu uśmiechnął się szerzej.
- Oj tak, ale zapewniam pana, nie ma lepszych niż w Wielkiej Brytanii, a ściślej mówiąc, niż u Ollivandera. - odpowiedź była pewnie przewidywalna, jednak on się tym nie przejmował. Przecież mówił prawdę. - Hmm, niech pomyślę. W Ameryce przykładowymi rdzeniami są włosy bagnowyja czy kolce białego rzecznego potwora. Przynajmniej tych nie używamy my, może dlatego, że bagonwyj u nas nie występuje. Tak samo jak wampus, z którego włosów też powstaje rdzeń. Mam zamiar kiedyś wybrać się tam, właśnie aby zdobyć trochę składników. Chcę stworzyć różdżki z każdym możliwym rdzeniem, a następnie sam stworzyć coś nowego. Zamierzam dokonać czegoś wielkiego jeśli o to chodzi.
Sponsored content
▲ | Re: Główna galeria