:: Anglia i Walia :: Londyn :: City of Westminster :: Pokątna :: Dziurawy Kocioł
Fiendfyre
Fiendfyre
Konta Specjalne
▲ 24.10.20 9:39 | Stolik koło wejścia

Stolik koło wejścia

Wszyscy koło niego przechodzą, trącają, którąś częścią ciała, krzesło ale oczywiście, obędzie się bez przeprosin, w końcu to Dziurawy Kocioł. Może i jest przy nim najgłośniej, ale za to w razie pożaru masz najbliżej do wyjścia!
Sirius Black
Sirius Black
Zakon Feniksa
▲ 30.11.20 22:38 | Re: Stolik koło wejścia
7 VII

Noc wydawała się być zbyt krótka. Czas – upływający zbyt wolno. Ulice Londynu pustoszały zbyt szybko, a jednak Sirius Black nie zamierzał jeszcze wracać do domu. Jego ulubioną porą dnia był ten moment zaraz przed wschodem słońca, gdy świat otoczony był błękitem, gdy słońce jeszcze kryło się za horyzontem, ale noc uchodziła już w zapomnienie. Do tego momentu pozostała jeszcze chwila, wystarczająco czasu by odwiedzić kolejny bar, wypić odrobinę więcej i być może spotkać kogoś, kto potowarzyszy mu w oglądaniu wyłaniającego się powoli poranka.
Być może od skończenia szkoły zbyt dużo czasu poświęcał na podobnego rodzaju rozrywki, z wyjątkiem nocy w których pracował i starał się zachować swój umysł trzeźwym. Nie zamierzał jednak marnować swojej młodości, szczególnie nie po wszystkim, co musiał znosić w dzieciństwie. Żałował, że nie miał przy sobie któregoś ze swoich przyjaciół, choć na całe szczęście dość dobrze przychodziło mu zawiązywanie nowych znajomości. Oczywiście do czasu, gdy nad jego ramieniem nie pojawił się poirytowany czarodziej skory dobyć różdżki i wszcząć pijacki pojedynek tylko dlatego, że odważył się zaproponować jego narzeczonej (żonie?) kieliszek wina na jego koszt. Nie jego wina, że nie miała na palcu pierścionka i sama przykryła jego dłoń swoją, w żaden sposób nie protestując przed niewinną rozmową.
Drzwi baru trzasnęły za nim i chłopak nawet się nie obejrzał, swoje kroki kierując w zupełnie nowym kierunku, z innym miejscem i nowym tłumem na oku. Ta noc była dla niego – ognista whisky przyjemnie rozgrzewała jego organizm i być może wypił już wystarczająco, by jego krok był lekko chwiejny, umysł nie do końca bystry a wzrok rozmydlony, ale nie zamierzał kończyć jeszcze tego wieczoru. Zdecydowanie bliżej było mu do baru niż do własnego mieszkania i czuł, że jeśli nie usiądzie na krześle najprawdopodobniej zrobi to na ulicy.
Zaśmiał się pod nosem, nie do końca wiedząc, dlaczego – być może przypomniał mu się ten jeden wieczór na szóstym roku, kiedy całą paczką zostali w Hogwarcie na święta… Nie przepadał za świętami, jednak tamten rok był jednym z najlepszych i zastanawiał się, jak święta będą wyglądać teraz, skoro nie ma rodziny, do której mógłby wrócić (nie żeby kiedykolwiek wracał), ani zamku, w którym nigdy nie brakowało świątecznego nastroju, i nie mieszka już z James’em. Może ktoś znów go przygarnie, jak porzuconego psa… Zaśmiał się znowu, bo po części był przecież psem i może nawet mógł nazwać siebie porzuconym, biorąc pod uwagę fakt, że jego własna rodzina nie chciała się od niego przyznawać. On też nie chciał przyznawać się do nich, więc tak naprawdę wyszło na jedno.
Tym razem zamiast się zaśmiać, parsknął dość głośno, sprawiając, że mijająca go para odwróciła się zaintrygowana odgłosem. Sirius również się obejrzał, unosząc rękę, która wydawała się wyjątkowo ciężka, i dając im znać, że wszystko w porządku. Przed sobą zobaczył już łunę światła wylewającą się na ciemną ulicę z drzwi baru i kilka osób rozmawiających głośno przed wejściem. Sam oparł się o mur budynku plecami ze skórzanej kurtki dobywając paczkę papierosów, jednego z nich wkładając między zęby i przez kilka minut męcząc się z papierosem, aż w końcu ten załapał ogień a Sirius zaciągnął się dymem, przymykając na chwilę oczy, myśląc, że w tamtej chwili nie było żadnego innego miejsca, w którym chciałby się znaleźć. Może z wyjątkiem jednego, ale chyba jeszcze nie był gotów się do tego przyznać.
Remus Lupin
Remus Lupin
Neutralni
▲ 03.12.20 0:13 | Re: Stolik koło wejścia
Kiedy niecałe dwa tygodnie temu zatrudnił się w sklepie ze starociami spodziewał się, że jego praca będzie bardzo spokojna, a on sam po krótkim czasie zacznie obrastać w kurz, dokładnie tak, jak większość asortymentu w lokalu. Myślał, że będzie raczej walczył z sennością albo powoli zapoznawał się ze wszystkimi przedmiotami i stopniowo nadawał im wszystkim konkretne miejsce na półkach czy układał w koszach. Właścicielka, pani Chaddesley, co prawda wydawała się być dość roztrzepana, ale sądził, że woli spędzać czas, będąc pogrążoną we własnych sprawach lub zajmując się wyszukiwaniem nowych miejsc do pozyskiwania kolejnych przedmiotów do wystawienia w witrynie. Nawet do głowy mu nie przyszło, że ktoś pracujący ze starociami może być takim gadułą. Pani Chaddesley była co prawda bardzo miła, ale zdecydowanie brakowało jej wyczucia w kontaktach interpersonalnych - Remus zatrudnił się tam po to, by zniknąć społeczeństwu z oczu, a nie być motywowanym do osiągania wielkich rzeczy i dzieleniem się ze swoim pracodawcą szczegółami ze swojego życia. Wolał pozostać cichy i nikomu nieznany, bo tak zwyczajnie było bezpieczniej.
Jego pracodawczyni, czy też “mów mi Agatha”, miała inne zdanie na ten temat i tak bardzo uparła się na wieczorek integracyjny, że w pewnym momencie zabrakło mu już wymówek, w efekcie czego został brutalnie zaciągnięty do Dziurawego Kotła po pracy, ponieważ, wiadomo, po alkoholu najlepiej prowadziło się rozmowy.
Choć był temu pomysłowi niechętny i przy stoliku usiadł raczej spięty, szybko okazało się, że po mocniejszym trunku pani Chaddesley staje się bardzo wylewna. Obawiał się przesłuchania i wyciągania różnych smaczków z jego życia, ale zupełnie niepotrzebnie, bowiem Agacie zupełnie wystarczyło, że ktoś słuchał jej. Z początku trwał w postanowieniu, że podczas tego spotkania nie będzie pił dużo, a nawet, że zostanie przy kremowym piwie i to tylko jednym, ale jeśli miał dotrwać do końca spotkania, to musiał zmienić taktykę - kolejne kieliszki Ognistej witał z ulgą.
Moment rozstania był najbardziej wyczekiwanym momentem tego dnia i podmuch ciepłego wiatru, który omiótł mu twarz zaraz po wyjściu na ulicę, nawet jeśli składał się w większości z papierosowej chmury, jawił mu się jako wyjątkowo miły. Czuł się zmęczony nie tylko dlatego, że godzina była już naprawdę późna, a on nie należał do najbardziej trzeźwych, ale też dlatego, że wysłuchiwanie narzekań pani Chaddesley na temat jej byłego męża wyssał z niego energię. Westchnął głośno, marząc już tylko o powrocie do swojego niewielkiego mieszkanka i położeniu głowy na poduszkę.
Zdążył jednak tylko się obrócić i rzucić krótkie spojrzenie stojącej pod ścianą osobie, by jego serce mocniej zabiło, a krew zaszumiała w uszach. Nie znał nikogo innego, kto nawet wyraźnie wstawiony i wymięty, wyglądał jednocześnie tak idealnie. Zmierzwione kręcone włosy, usta obejmujące papierosa i uśmiech zadowolenia sprawiły, że Remus zamarł na dłuższą chwilę, próbując zebrać do kupy rozbiegane myśli i poskładać je w coś sensownego, co będzie czymś więcej niż głębokim westchnięciem.
Na brodę Merlina.
Chrząknął już całkiem zdecydowanie, robiąc parę kroków w stronę Siriusa Blacka.
- Uskuteczniasz nocne życie także poza nocami w radio? - zapytał, choć przecież doskonale znał odpowiedź, ale nic lepszego nie przyszło mu do głowy, kiedy powtarzał sobie w myślach, żeby się nie gapić. - Samotny wypad? - dodał, bo nigdzie w pobliżu nie widział ani nie słyszał Jamesa. - Ja właśnie jestem po wieczorku integracyjnym - pokręcił głową, dając do zrozumienia, że nie był to temat, o którym chciałby więcej mówić. - Padam z nóg.
Sirius Black
Sirius Black
Zakon Feniksa
▲ 03.12.20 22:31 | Re: Stolik koło wejścia
Delikatny powiew wiatru przyjemnie ochładzał jego rozgrzaną alkoholem twarz. Po kilku minutach spaceru oraz stania na zewnątrz odnosił wrażenie, że zaczynał powoli trzeźwieć – było to dość częste w jego przypadku, świeże powietrze zdawało się przeczyszczać jego organizm z alkoholu, i chociaż oczywiście nie znaczyło to, że był prawdziwie trzeźwy, początkowe upojenie przeradzało się raczej w melancholijną senność, która popychała go z stronę niemalże filozoficznych rozważań, gdybań i, co gorsza, wspominania przeszłości.
Dlatego też nie zawsze lubił pić samemu – na koniec wieczoru zazwyczaj czekał go samotny powrót do domu, a nawet jeśli udało mu się po drodze znaleźć chętną towarzyszkę, jej obecność nie powstrzymywała jego umysłu przed oddalaniem się w miejsca, których wolał nie odwiedzać. Gdy pił w towarzystwie Jamesa czy Remusa, zazwyczaj nie miał czasu na przemyślenia. Alkohol lał się strumieniami, kieliszki zdawały się napełniać zanim jeszcze do końca opustoszały, a rozmowy oraz śmiech nie miały końca. Ewentualnie kończyli w mieszkaniu któregoś z nich – rozłożeni na podłodze, kanapie czy łóżku, usypiając jeden po drugim, zazwyczaj w stanie, który nie pozwalał umysłowi pracować na wyższych obrotach.
Sirius Black niespecjalnie lubił zawracać sobie głowę sprawami, które psuły jego na pozór nieodłącznie radosny nastrój. Uważał, że lepiej skupić się na przyszłości i tym, nad czym miał kontrolę, niż wracać wspomnieniami do przeszłości i rozkładać na części pierwsze wszystko to, co było już zapieczętowane czasem. Istniały jednak rzeczy, te o których nie powiedział nikomu i w których potrafił zatracić się aż za bardzo, które należały zarówno do przeszłości, teraźniejszości oraz, być może, przyszłości. To właśnie one wkradały się w jego podświadomość wtedy, kiedy wypił odpowiednią ilość alkoholu, by obudzić w sobie skrywane emocje i pragnienia.
Mogło to oznaczać tylko i wyłącznie jedno – czas dokończyć papierosa, wydobyć rzucające się po kieszeniach monety, i wejść do środka z nadzieją, że po kilku kieliszkach ognistej świat zacznie wirować jeszcze bardziej, a w tym wirze zatracą się również jego myśli.
Miał wrażenie, że od ukończenia szkoły wszedł w jednej z najlepszych okresów swojego życia. Jedynym autorytetem, który w jakikolwiek sposób miał nad nim kontrolę, był dyrektor rozgłośni radiowej, jednak tak długo jak Sirius wykonywał swoją pracę, a na dodatek wykonywał ją dobrze, tak naprawdę nie musiał się o nic martwić. Praca oraz pieniądze, które otrzymał od wuja, wystarczały mu na życie, pozostawiając jeszcze sporo oszczędności, których nie zamierzał przepijać ani marnować, ale też nie zamierzał odmawiać sobie tych prostych przyjemności. Jego życie, tak naprawdę, było idealne – wyniesioną ze szkoły popularność przeniósł na ulice czarodziejskiego Londynu, zjednując sobie tyle samo przyjaciół jak i wrogów gdziekolwiek się pojawił, mogąc mieć prawie każdą dziewczynę, której zapragnął, a jednak czasem odnosił wrażenie, że to tak naprawdę nie tego chciał. Podświadomie wiedział, co, a raczej kto, był odpowiedzią na jego rozterki, jednak z jakiegoś powodu o wiele łatwiej było udawać, że to właśnie noce takie jak ta, gdy liczył na spotkanie kogoś przypadkowego, kogo mógłby zabrać ze sobą do domu, były tym, czego potrzebował.
Nie usłyszał chrząknięcia Remusa i przeniósł na niego wzrok dopiero wtedy, gdy chłopak się do niego odezwał. Na widok przyjaciela Sirius wykrzywił usta w uśmiechu, wydychając kłębek dymu i rzucając papierosa na ziemię gestem, który miał w sobie coś nonszalanckiego pomimo bycia niezwykle prostym.
- Remus! – wykrzyknął dość radośnie, odpychając się od ściany i podchodząc do Lupina. Bez chwili zawahania zarzucił mu rękę na ramię, przyciągając go do siebie w pół uścisku – Jesteś ostatnią osobą, którą spodziewałbym się tutaj zobaczyć – powiedział, zdając się zupełnie ignorować to, co Lupin miał mu do powiedzenia, choć część jego umysłu zarejestrowała informację o wieczorku integracyjnym – To był samotny wypad, aż do teraz. Mam nadzieję, że nie zamierzasz odmówić mi chociaż jednej rundki ognistej? – powiedział, nie zamierzając czekać na odpowiedź. Zamiast tego obrócił Remusa w stronę drzwi i poprowadził go do środka, znajdując wolny stolik zaraz przy wejściu. Sam podszedł do paru, po chwili wracając z wypełnionymi szklankami ognistej whisky w dłoniach.
Sponsored content
▲ | Re: Stolik koło wejścia