:: Anglia i Walia :: Inne miejsca :: Festiwal muzyczny "Sonorus"
Fiendfyre
Fiendfyre
Konta Specjalne
▲ 21.10.20 19:05 | Pole namiotowe (część zachodnia)



Pole namiotowe (część zachodnia)

Cú Chulainn O'Connor
Cú Chulainn O'Connor
Neutralni
▲ 19.11.20 13:12 | Re: Pole namiotowe (część zachodnia)
28.07.1978

Niektórzy twierdzili, że mając nad sobą widmo czterdziestki wypadałoby się ustatkować, spoważnieć i godnie reprezentować starą duchem społeczność. O’Connor był zgoła odmiennego zdania i nie wyobrażał sobie takiego skostnienia, miał w sobie wciąż zbyt dużo energii, a jego praca pomagała w docenianiu życia jako takiego. Gdy tylko słyszał o takich wydarzeniach jak festiwale muzyczne budził się w nim ten szczyl, który chadzał chlać do Zakazanego Lasu, doprowadzał woźnego do białej gorączki, a razem z najlepszym kompanem do wygłupów nawalali się tłuczkami na szkolnym korytarzu. To były piękne lata życia i chociaż w ten sposób może wrócić do beztroskiej młodości. Nie był wysokim urzędnikiem czy innym krawaciarzem, a nie przypominał sobie aby połykał kiedykolwiek kij od miotły, z kolei wypracowana renoma pozwalała mu nie chuchać i dmuchać na swoją pozycję zarówno społeczną jak i zawodową. Jednym słowem – hulaj dusza, piekła nie ma, a jeśli jest to znajduje się tutaj, na ziemi.
Standardowo użył swojego ulubionego gadżetu czyli grzebienia zmieniającego kolor włosów, aby przybrały barwę intensywnego niebieskiego. Tradycję trzeba kultywować, a w pracy nie był. Może i wyglądał na swój wiek, ale z kolei jego sposób bycia był na tyle swobodny i zawadiacki, że prędzej weźmie się Cu za tego fajnego wujka, który przemyca ci piwo i pokazuje jak wyrolować Ministerstwo przy używaniu czarów niż starego dziada z kryzysem wieku średniego.
Szybko wmieszał się w tłum, odnajdując starych znajomych jak i poznając nowych, zazwyczaj na zasadzie „kolega koleżanki siostry kumpla” lub stare dobre „hej, mordo, napij się z nami”. Każdy powód jest dobry, żeby się dobrze bawić, szczególnie, że wszyscy nowopoznani staną się ledwie wspomnieniem za parę dni. W Końcu Cu Chulainn nie przywiązywał się do ludzi, nierozważnie więc było rezerwować miejsce w umyśle na kolejne imiona. Pamięć miał dobrą, ale nauczył się już przesiewać użyteczne informacje od chwilowych komunikatów.
Po intensywnym maratonie wzdłuż tłumów przyszła pora na naładowanie wewnętrznych baterii. Czasem dobrze jest usiąść z butelką piwa w jednej dłoni, papierosem w drugiej i tak po prostu popatrzeć na bawiącą się młodzież, posłuchać przy okazji o czym rozmawiają osoby w pobliżu. Podsłuchiwał automatycznie, nauczony czujności od najmłodszych lat nie miał już na to wpływu, a też nie zamierzał zmieniać takiego stanu rzeczy.
Zwinnie przelawirował przez dziesiątki małych grupek, aby dotrzeć na pole namiotowe. Kolorowe „czapki”, jak je czasem nazywał, rozpościerały się jak okiem sięgnąć i nikogo tutaj nie dziwiło, że do malutkiego namiociku wchodzi grupa siedmiu rosłych chłopów, a ten się nie rozrywa na kawałki. Przycupnął gdzieś na wolnej połaci już solidnie wydeptanej trawy i odpalił papierosa. Czuł energię w powietrzu, jak zawsze przy takich wydarzeniach. Dobrze, bardzo dobrze. Ludziom przyda się trochę głupiego zapomnienia w takich czasach.

@Rowan Greyback
Rowan Greyback
Rowan Greyback
▲ 30.11.20 2:12 | Re: Pole namiotowe (część zachodnia)
Nie miał zielonego pojęcia czemu zgodził sie na ten pieprzony wyjazd. Jakim cudem Bernie go do tego przekonała? Musiał być wtedy pijany, bo na trzeźwo nigdy w życiu, by na to nie przystał. Szczerze mówiąc już zaczynał żałować swojej decyzji. Gdzie ci cholerni ludzie widzieli w tym wszystkim dobrą zabawę? Naprawdę. Dla Rowana idea tego typu imprez nie miała najmniejszego sensu. Muzyki można było równie dobrze słuchać w swoim domu. Po co dodatkowo pakować się w zatłoczone do granic możliwości miejsce, gdzie dodatkowo jest cholernie głośno, wszędzie są pieprzone kolejki, ludzie niemal ciągle na ciebie wpadają i nie można nigdzie znaleźć chwili spokoju? Debilzm. Po prostu skrajny debilizm. Z drugiej strony on sam był teraz debilem, skoro jednak pojawił się na Soronusie. Może nie byłoby tak tragicznie, gdyby miał jakiś pomysł co ze sobą robić. Teraz jednak jego wszyscy znajomi gdzieś poszli, a że na poznawanie nowych ludzi nie miał najmniejszej ochoty, tak naprawdę nie pozostało mu nic innego niż kręcenie się bez celu i powolne umieranie z nudów. I tak przez ostatnie dwie godziny. Przynajmniej postanowił wykorzystać ten czas na długi spacer z Malfoyem po okolicznym lesie. Niestety i tam znalazło się od cholery czarodziejów w różnym wieku. I co gorsza jakieś dwie dziewczyny uparły się, że koniecznie chcą pogłaskać jego psa. Nie był pewien, czy dobrze zrobił, że wziął go ze sobą, ale przeciez nie mógł go zostawić samego w domu. Zresztą czworonóg, w przeciwieństwie do swojego właściciela, wydawał się niezwykle zachwycony z tego wyjazdu. Ten to miał w życiu dobrze. Kudłaty farciarz.
Po skończonym spacerze ponownie skierowali się w skierowali się w stronę pola namiotowego. A może po prostu powinien się zjarać? Z doświadczenia wiedział, że to często rozwiązywało jego problemy. A przynajmniej ich część. Wkurzenie się na coś? Stres po pracy? Stres i zirytowanie byciem na imprezie ze zbyt wielką ilością ludzi? Tak. Trawka mogła potencjalnie pomóc w każdej z wymienionych tych sytuacji. Niestety, jak na złość losu, nie dana była mu realizacja tego, jakże pięknego planu. Dzień wcześniej znalazł sobie całkiem dobre miejsce do siedzenia, na zewnątrz, na trawie zaraz koło jego namiotu. Teraz jednak zobaczył, że ktoś mu je zajął. Zajebiście. Rowan stanął przed mężczyzną i zmierzył go
wzrokiem. Z pewnością nie należał do najliczniejszej grupy wiekowej, obecnej na Sonorusie. Chociaż zważywszy na to, że zafarbował włosy na niebiesko, może nie do końca zdawał sobie z tego sprawę. Z resztą mniejsza o to. Rowan naprawdę jedyne o czym obecnie marzył, to by usiąść na trawie i zapalić skręta, a ten człowiek skutecznie mu to uniemożliwiał.
- Ej. Niebieskie włosy. Weź spierdalaj co? - rzucił do nieznajomego, nie bawiąc się w zbędne uprzejmości - Siedzisz mi zaraz przed namiotem. Nie masz kurwa własnego, że szwędasz się tu jak ostatni debil?
Cú Chulainn O'Connor
Cú Chulainn O'Connor
Neutralni
▲ 16.12.20 17:09 | Re: Pole namiotowe (część zachodnia)
Nie zliczy ile razy chociażby jego dobry przyjaciel powtarzał, że O’Connor jest magnesem, gdy przychodziło do pecha pod każdą postacią. Bójka w pubie? Niespodziewana ulewa? Przypadkowy awanturnik? Nadgorliwy koneser napojów wyskokowych? O ile w naturze funkcjonował rachunek prawdopodobieństwa, tak w przypadku tego jednego Irlandczyka los kpił sobie przynajmniej raz w miesiącu pokazując, że niektórym nie dany jest łut szczęścia. „Gdyby szczęście było mierzona ocenami to zasługujesz na łajno trolla”. „Kto włócznią wojuje od pecha ginie”. „Ty nie musisz się wysilać na te swoje cele, pojaw się obok obiektu zlecenia i na bank oberwie piorunem albo inną gałęzią. Albo jedno i drugie”. Nie widział tego zawszonego szwaba już dłuższy czas, właściwie rzadko mieli okazję się spotkać od czasu opuszczenia Hogwartu, ale z zadziwiającą łatwością przywoływał w pamięci jego złośliwości. Pewnie dlatego, że życie mu o nich przypominało trochę zbyt często.
Najpierw zobaczył czworonoga. Odruchowo się uśmiechnął na widok zwierzęcia, po raz nie wiadomo który przeprowadzając z samym sobą pertraktacje na temat posiadania takiego urokliwego towarzysza. Znał swoje własne argumenty aż za dobrze, więc ta debata trwała dosłownie cztery sekundy i skończyła się tym samym wnioskiem. Gdzieś tam w duchu O’Connora siedział taki mały dzieciak z założonymi rękami, którego wydęta warga obwieszczała naburmuszenie stulecia. Szybko się pojawił, szybko zniknął.
Dopiero niezbyt sympatyczny głos kazał mu wrócić do rzeczywistości. Od razu westchnął, nawet nie musiał słuchać tego mało ambitnego przekazu. Przeczuwał co się święci, taki ton wypowiedzi nigdy nie zwiastuje przyjacielskiego picia i szeregu nowych, wartościowych znajomości. W takich momentach czuł się nawet na swój wiek, jeśli by tak zliczył ile takich kiepskich zaczepek już słyszał. Podniósł wzrok, który jednoznacznie przekazywał niewerbalny komunikat pod tytuł „we have a badass over here” przemieszany z „ale żem się przejął”. Zmierzył wzrokiem młodego faceta, dla niego wręcz gówniarza. O ile osoba przed nim nie prezentowała wspaniałej puli genowej wiecznej młodości to dałby mu na oko maksymalnie dwadzieścia dwa, może trzy lata. Na upartego Cu Chulainn mógłby być ojcem tego szczawia, szczególnie, że on akurat wyglądał na swój wiek, przynajmniej z twarzy.
- Te, kwiat wyspiarskiej młodzieży, nie myślałeś o tym, żeby na przykład nie zachowywać się jak roszczeniowy piesek kanapowy tylko po ludzku, normalnie do kogoś zagadać? Wiesz, taki szalony koncept, ekstrawagancki wręcz, wiem, ale może zadziałać. – odpowiedział nie zamierzając za bardzo ruszać swoich czterech liter z miejsca. Gdyby ktokolwiek przyszedł i po prostu grzecznie stwierdził „ej, mordo, siadłeś na wejściu, dwa metry w prawo i jesteśmy ugadani”. Naprawdę, nie wymagał aż tak dużo kultury, nie trzeba się anonsować, sporządzać rolki pergaminu z podaniem w trzech kopiach ani bić pokłonów. Ale chamem też nie należy być. Takie rzeczy przechodziły tylko w pubach, gdy bójka widniała na niepisanej liście atrakcji wieczoru, bo po wszystkim i tak każdy z każdym pił.
- Jak cię życie przytłacza to pewnie krąży tu wystarczająco dużo prochów czy trawy, znajdziesz sobie coś i wyluzujesz. Spokojnie, masz czas, żeby coś znaleźć, nie wybieram się stąd. – dorzucił jeszcze, częstując chłopaka na koniec rozbrajającym i nieco złośliwym uśmiechem. Gdzieś w oczach błysnęła iskra, która zawsze pojawiała się przy potencjalnej burdzie. Co prawda nie spodziewał się niczego spektakularnego tym razem. On był przynajmniej kilkanaście lat starszy od młodzika, ma na karku lata ćwiczeń i doświadczenie zawodowe. Nawet jeśli awanturnik trenował od najmłodszych lat to wciąż był w tyle o tę przewagę wieku. Trochę rozczarowujące, gaszenie gówniarzy było satysfakcjonujące, ale na krótki czas. Potem tęskniło się za odpowiednimi przeciwnikami.

@Rowan Greyback
Sponsored content
▲ | Re: Pole namiotowe (część zachodnia)