:: Anglia i Walia :: Avebury :: Avebury
Fiendfyre
Fiendfyre
Konta Specjalne
▲ 24.09.20 1:40 | Pub "Zielony Lew"



Zielony Lew


W przeciwieństwie do większości restauracji i pubów w Anglii ten na samym początku był przeznaczony tylko dla magicznych. Lokal znajduje się w dość dużym budynku, przypominającym z zewnątrz starą stodołę: jest bielony, a jego sufit pokrywa strzecha. Wewnątrz nie brakuje więc miejsca. Przez wzgląd na swoją nazwę, goście mogą usiąść na wygodnych, zielonych kanapach. Posiłki są domowe i całkiem smaczne, jednak to piwo jest czymś, co zwraca uwagę przyjezdnych.
W 1962 roku okazało się, że pub nie może się utrzymać jedynie z samych czarodziejów. Z tego powodu został otwarty także dla mugoli. Nie zmienił się jednak wiele od tamtego czasu. Jedynie kilka nowiutkich automatów do gier może zwrócić uwagę i zmieszanie czarodziejów, którzy nie rozumieją, co i dlaczego tak głośno klika.




Viola Rosier
Viola Rosier
Neutralni
▲ 07.11.20 14:27 | Re: Pub "Zielony Lew"
22.07.78
Viola i desperacja to nigdy nie było dobre połączenie. Ostatnie spotkanie z jedną osobą kompletnie zaburzyło jej spokój. Nie mogła spać, nie mogła jeść. Zaczęła się martwić wszystkim. Jeszcze ten sen o którym nie mogła zapomnieć. To było zdecydowanie za dużo dla niej. Nie była pewna jak długo wytrzyma presję, którą tak naprawdę sama na siebie narzuciła. 21 lat i już problemy z alkoholem, ale każdy kiedyś musi zacząć. Potrzebowała rozrywki w swoim życiu, by nie oszaleć. Podróżowała jak  to miała w zwyczaju tylko po barach, a nie tropikach. Od domu była kawałek drogi, a więc można było to zaliczyć do wycieczki życia. Źle się czuła i oczywiście z jakiegoś powodu zdawało jej się, że alkohol załatwi sprawę. Była już lekko wstawiona gdy weszła do zielonego lwa. Bardzo lubiła to miejsce, chętnie rozmawiała z mugolami, których ostatnio coś mało tutaj było. Czarodzieje co tutaj się kręcili byli zazwyczaj w jej typie. Tylko nielicznym udawało się znieść hałas od tych diabelskich maszyn. Vi za pierwszym razem też to przeszkadzało. Obecnie była  przyzwyczajona do hałasu, ale wciąż trzymała odstęp. Przez długą chwilę nie wiedziała co zamówić, ale i tak stanęło na piwie.  Jedno piwo, drugie piwo,  trzecie, czwarte cała tabliczka mnożenia  normalnie. W końcu doszła do jej  ulubionego stanu gdy udało się jej wyciszyć. Mogła się dobrze bawić...sama z sobą.  Oczywiście jak zwykle każdy siedział przy stoliku i popijał ponuro alkohol. Więc Viola Dusza Towarzystwa Rosier musiała zacząć tańczyć na środku baru. Dobrze, że w takie miejsca nie przychodzi Gen, bo by nigdy nie uwierzyła w to jak Vi chce się zmienić. Na pewno nie w tych długich botkach na obcasie i wyciętej sukience.  Miała jeszcze z sobą kurtkę, ale zapomniała gdzie ją odłożyła. Od razu zauważyła pojawienie się wysokiego szkieletu. No chłopak wyglądał jak szkielet albo nitka od spaghetti, ale miał loczki. Uśmiechnęła się do niego i odprowadziła wzrokiem. Nie mogła jeszcze jednak zejść z parkietu, bo leciała piosenka, która lubi. No i tak jeszcze przez piętnaście minut. Dopiero gdy na krótki moment nawiązali kontakt wzrokowy uznała, że koniec tego. Tańczenie to nie może być jedyną rozrywką tego wieczoru. Podeszła więc do baru, wzięła kolejne piwo ignorując oceniający wzrok barmana i dosiadła się do makaronu. Dopiero siedząc poczuła jak pijana jest. Odgarnęła długie włosy, które wchodziły jej na oczy, przy okazji spojrzała na swoje paznokcie w końcu je pomalowała. Nie mając siły położyła się w łbie jej się kręciło jak na karuzeli. Skórzane obicie było zimne co wywołało u niej gęsią skórkę. Krawiec pożałował materiału na sukienkę to teraz jej było chłodno.
- Wyglądasz jakbyś był po pięciu rozwodach z dwudziestką dzieci na głowie, ale zdecydowanie za dobrze jesteś ubrany - powiedziała - to pikanie to od maszyn do grania, przynajmniej tak mi kiedyś wytłumaczono.
Z trudem podniosła się do siadu. Oparła łokcie o blat, a głowę na dłoniach. Od  tych procentów i zbędnych myśli łeb miała jak z głazu. Ciężko jej było, czuła jakby miała  sobie zaraz połamać kark. Gdy tak teraz patrzyła na chłopaka (bo mężczyzny to nie przypominało) to wyglądał znajomo. No ryj gdzieś widziała, ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie. Zmrużyła oczy przyglądając mu się uważnie. Przeglądała w głowie wszystkie wspomnienia związane z wysokimi brunetami, których zaliczyła poznała. Żaden z nich jednak nie pasował do zmarnowanego spojrzenia. Poddała się na jakimś dwudziestym typie. Może się zwyczajnie przedstaw idiotko pomyślała. To był dobry początek. Jeśli się znali to raczej od razu o tym wspomni, prawda?
-  Vi jestem - zrobiła jak planowała. Nie zamierzała podawać mu ręki to  nie było w jej stylu. Przez moment można było pomyśleć, że chce to zrobić, ale tak naprawdę sięgała po piwo. Powoli zaczęła je pić przez słomkę tak jak na pełnoletnią osobę przystało. Wyglądała przezabawnie, jakby piła tak kilka dni, a to raptem kilka godzin było. Nie wiedząc co mówić po prostu piła piwo patrząc na niego bujając się w rytm muzyki.
Antonius Octavianus
Antonius Octavianus
Zakon Feniksa
▲ 07.11.20 18:28 | Re: Pub "Zielony Lew"
22.07.1978

Do Avebury teleportowałem się po pracy, żeby kupić kilka ziół. Przez deszcz głowa mnie bolała, więc jakoś chciałem temu zaradzić. Co prawda trochę strata czasu, bo teoretycznie mógłbym po prostu się wyspać albo nie pić przez dwa dni. Ale jedna czasem trzeba też się przejechać, pozwiedzać rzadko odwiedzane strony. Dzień miałem słaby, nie dość że migrena, to jeszcze po prostu byłem bardziej zmęczony, niż zwykle. Miałem jasnoniebieską koszulę włożoną w spodnie od garnituru, a rękawy podwinięte, więc sprawiałem wrażenie poważnego człowieka. Pani Williams, która mi sprzedała, podobno najlepsze suszone badyle na mój problem, spytała się czy dla żony. Bardzo mnie to zbiło z tropu, czy ja wyglądałem, jak ktoś, kto ma stabilne życie? Nie miałem pojęcia co się stało. Po tych emocjach, które mnie spotkały, pomyślałem że dla odmiany mogę zahaczyć o bar. Kiedyś w nim byłem i mieli takie piwo, że szok. Dlatego też udałem się tam, przy okazji cztery razy pytając o drogę. Wydawało mi się, że ładnie wyglądam, więc od razu z większym impetem wszedłem do środka lokalu. Jakaś tańcząca dziewczyna się do mnie uśmiechnęła, a ja nie wiedziałem co zrobić. Dlatego też szybko oszedłem zamówić piwo. Nie wiedziałem czy ją znam i kim była, dlatego założyłem że po prostu za bardzo się nawaliła. Gdy już dostałem zamówienie to skierowałem się z nim na kanapę.  Na "parkiecie" była tylko tamta brunetka, ubrana stanowczo za ładnie na ten lokal i podpita bardziej, niż ustawa przewiduje. Przynajmniej tak mi się wydywało, bo nie powiem, atmosfera w barze nie była zbytnio imprezowa, poza tym to tłumaczyło dlaczego się uśmiechała. Powoli sączyłem swój napój, ale przez ten dziwny dźwięk nie mogłem w ogóle się zrelaksować. Jakieś pikanie, pewnie z tych maszyn co tam stały, ale wciąż, po co to komu było? Nie można mieć tyle bodźców, bo szlag trafi.
Zdziwiłem się widząc jak mistrzyni parkietu dosiada się do mnie. Jednak nie to mnie najbardziej zdezorientowało. JAKIE ONA MIAŁA NOGI. To była jedna z nielicznych osób, która miała nogi tak dobre jak ja, o ile nie lepsze. Zawsze się z koleżanek śmieje, że mają gorsze nogi ode mnie, a tu taki szok. Z twarzy wydawała się lekko znajoma, przez chwilę mi przeszło po głowie, czy to nie jakiś Rosier. Ale po chwili pomyślałem, że ni chuja i zostawiłem temat w spokoju.
- Z tego co wiem to nie miałem ani razu żony, ale dzięki. Ty wyglądasz, jakbyś dopiero się rozwiodła z mężem frajerem. Potraktuj to jako komplement. - Powiedziałem patrząc na nią. Byłem zbyt zmęczony, żeby być jakkolwiek kreatywny. - Albo i nie. - Dodałem, bo w sumie nie wiem, czy to co powiedziałem mogło w ogóle być miłe. Upsi. Wyjąłem z kieszeni spodni paczkę papierosów i wyciągnąłem ją w jej stronę. Po chwili ja sam odpaliłem jednego i włożyłem go do ust. W tym samym czasie "oświeciła" mnie z tymi maszynami. Czyli dobrze myślałem.
- Tak myślałem, wkurwia jak cholera. - Odparłem wracając do palenia na zmianę z piciem. Smak, rewelacyjny, szapoba dla czarodzieja, który to ważył, bo to czysta magia. Pomyślałem, żeby następnym razem przyjść tu z Rorym, na bank by mu smakowało. Tymczasem brunetka wciąż siedziała naprzeciwko mnie, a co więcej, nawet imię swoje podała.
- Tony - odparłem. Vi wyglądała komicznie pijąc to piwo przez słomkę. Jeszcze te długie włosy jej tam wszędzie latały, a ta najprawdopodobniej dorosła. - Żebym się czuł komfortowo, masz conajmniej osiemnaście lat, prawda? - Pytanie może i głupie, ale chciałem wiedzieć, czy mogę pomyśleć, że jest ładna, czy nie. Chociaż nawet i ta osiemnastka słabo brzmi, przynajmniej nie pedofilsko. Pewnie ona też mi nie dawała więcej, niż dwadzieścia trzy. Nikt nigdy nie wierzy, ze ja wcale właśnie nie zdałem Hogwartu i, że pełnię podobno ważny zawód.
Viola Rosier
Viola Rosier
Neutralni
▲ 07.11.20 21:23 | Re: Pub "Zielony Lew"
Uśmiechała się, bo była w takim humorze, że tylko śmiać się jej chciało. Chłopak przed nią w dodatku ciągnął rozmowę, nie gapił się na nią z jakąś odrazą, a  więc pozostało się im tylko bawić. Sączyła piwo, które było wyborne, temu tyle go piła. Miała problem z alkoholem tylko dlatego, że było smaczne, a nie dlatego, że jej życie to było pasmo porażek i niepowodzeń. Poza tym muzyka była świetna, to tylko żyć i nie umierać. Umieranie było później, a więc piło się znów, by nie umierać. No i tak można było miesiącami. Oczywiście to jej pierwszy raz, słyszała jedynie od innych, że taki tryb życia prowadzili ludzie. Wzięła papierosa, ale jeszcze go nie odpaliła, założyła go sobie za ucho. Teraz co innego ją gnębiło. Rozglądała się po barze szukając swojej kurtki, miała tam gumkę do włosów, a te jej właśnie przeszkadzały jak cholera. Bez słowa wstała i zaczęła jej szukać. Nagle uroczego Tony'ego nie było tutaj. Nie mogąc jej namierzyć podeszła do barmana. Kazał sprawdzić jej łazienkę. No i rzeczywiście tam była. Wróciła i usiadła tak jak wcześniej naprzeciwko. Związała włosy i od razu poczuła ogromną ulgę. Dalej pojedyńcze kosmyki jej uciekały, ale to już mniejsze zło, jakieś kwestie wizualne. Vi i tak wyglądała hot, bo tak powiedziała, a więc tak było. Dopiero teraz mogła odpalić tego papierosa. Podziękowała za niego z opóźnieniem, ale jednak podziękowała. Chwilę jej zajmowało przypomnienie sobie podstawowych zasad kultury. Papierosy po piwie byłym błogosławieństwem, nie wiedząc czemu, ale Vi je uwielbiała w takim stanie jakim obecnie była.
Muzyka wciąż leciała dobra, a ta bujała się w jej rytm. Chciało się wstać i dalej tańczyć. Obawiała się, że to piwo jednak mogło odebrać jej zdolność do tego. Usiadła wygodniej. Rozłożyła się na całej kanapie, nogi wyciągnęła, poprawiła botki, które lekko jej się zsunęły. Były nieco za duże na nią, ale chyba powinny tak wyglądać, obcisłe to tak nieprzyzwoicie. Nie no jej cała osoba była nieprzyzwoita. Czarownica czystej krwi, tak ubrana w takim barze ubrana w taki sposób. Jeszcze podrywała jakiegoś desperata. Podrywała? No chyba nie można było tego powiedzieć? Gapienie się na kogoś nie zaliczaliśmy do podrywów. Jego pytanie na temat wieku rozbawiło ją niezmiernie. Wyglądała tak młodo? Skubana się trzyma, jaka teraz zadowolona była.
- Ponad dwadzieścia  mam, a ty? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Ponad dwadzieścia to brzmiało poważnie, nie wie czemu to tak ujęła. To był tylko rok, a nie jakieś pięć lat, ale no dobra. Tony nie wyglądał w sumie jakoś staro, to ona raczej powinno go o to pytać, a nie ją. Mogli po prostu zapytać się czy oboje są legalni i by było najlepiej? Spojrzała na połowę piwa, które jej zostało i odpuściła. Sama sobie nie wierzyła, że to robi, ale tak...należało odpuścić sobie. Jeśli jeszcze chciała dzisiaj wstać to musiała przestać. Chociaż smakowało jej jak...inny alkohol? Samokontrola Viola, samokontrola powtarzała w głowie. Musiała się opanować. Gdyby nie obecność tego tutaj to, by nie miała żadnych oporów, ale no. Może pić więcej o ile jej obecny juz kompan dorówna ilością procentów we krwi. Jakieś tak zasady miała, byle jakie, ale wciąż zasady.  
- A więc co cię sprowadza do kufla piwa? - zapytała. Musiała zorientować się czy są jakieś szanse, że chłopak dorówna jej. Wszystko zależało od jego celu przybycia. Vi się życie sypało dlatego była w takim stanie jak ten. Bawiła się przednie w porównaniu z tymi smutnymi ludźmi dookoła. Kompletnie nie wiedziała czemu ludzie byli tacy przygnębieni Co źle im się żyło w tych czasach? Przecież wszystko było super. Bo było no nie? Vi mogła chociaż raz przeczytać gazetę. W sumie ostatnio coś tam czytała, ale była zbyt pijana by to teraz pamiętać. To zdecydowanie koniec picia na dzisiaj.
Antonius Octavianus
Antonius Octavianus
Zakon Feniksa
▲ 08.11.20 21:28 | Re: Pub "Zielony Lew"
22.07.78

Zabranie papierosa i schowanie go na później to typowa zagrywka imprezowa. Co nie pójdę gdzieś to każdy ode mnie wyciągnie i niektóre chamy nawet nie wypalą. Nic nie poradzę na to, przecież nie wyjebie gonga na ryj, ani nie każe mu wypalić tu i teraz. Tak wrobić już daję się zwyczajowo.
Nie miałem dobrego humoru, ale też nie chciałem pogonić tej całej Vi w pizdu. Wydawała się być ok jak na pijaną laskę w barze. Nie przystawiała się, ani nie próbowała mnie okraść. Z tym drugim to powodzenia, na kursie aurorskim z kradzieżą szło mi średnio, ale czujność to miałem dobrą. Ale tylko jak komuś nie ufam, bo taka Ida mogłaby mnie już sto razy okraść, a bym się nie zorientował. Nie można zawsze traktować ludzi z zapasem, dlatego "opuszczałem gardę" przy niektórych. Jednak otwarty to ja nie jestem. Mogę przez godzinę gadać co się u mnie wydarzyło, ale jak nie będę chciał o czymś gadać to mało kto to zmieni. Dlatego wszelkie próby posłania mnie na terapie kończyły się fiaskiem i moim opowiadaniem co zjadłem na śniadanie. W końcu, całkiem szybko, wszyscy się poddali i miałem względny spokój. Z przyjaciółmi z Hogwartu straciłem kontakt, ale poznałem Ruidhriego. Vi gdzieś poszla, wrocila, związała włosy, a ja paliłem nazmianę z piciem. Jej wiek mi ulżył, inaczej musiałbym się w ogóle przesiąść, bo rozpijanie nieletnich to też niefajna sprawa.
- Też. - No i tyle wystarczy, jestem Tony co ma więcej jak dwadzieścia lat i wszystko gra i buczy. Ona już nie piła z tej słomki, a ja na siłę nie próbowałem rozmawiać. No nie znam jej, to co mam niby? O żonę czy tam męża pytać?
- Alkohol - odparłem zdając sobie sprawę, że jednak przesadzałem - przyjechałem kupić coś na migreny to przy okazji wstąpiłem. - To są plusy bycia singlem bez dzieci. Nikt na Ciebie nie czeka, nie będzie wypominał, że jakiś obiad czeka, ani że trzeba odebrać latorośl z nie wiadomo skąd. Wracasz jak chcesz, z kim chcesz i w sumie to gdzie chcesz. Mam kasę to żyć nie umierać, tourne po barach zaliczam regularnie, narkotyki też kupuję, jest dobrze.
- A ty? Bo wyglądasz jakbyś się całkiem postarała, a zamiast to wykorzystywać to siedzisz ze mną. Więc zakładam, że przyszłaś na podryw, albo żeby się po prostu nawalić. - Chociaż na chlanie też się nie ubierasz tak ładnie, więc zostaje hipoteza numer jeden. Tylko czemu miałaby to na mnie stosować skoro wyglądam, jak rozwodnik z jakąś kurwa dużą ilością dzieci, według niej. No nie wiem, może fetysz, ale chuj wie. Wrzuciłem resztkę papierosa do popielniczki i bardziej się oparłem o siedzenie. Patrzyłem raz na nią, a raz na te jebane maszyny co pykały jak pojebane. Gdybym nie był mną to bym rzucił na nią bombardę i by się skończyło. Ale to już by było wykroczenie, do dwóch miesięcy w areszcie, dlatego też zrezygnowałem z genialnego pomysłu.
Wyciągnąłem ponownie paczkę i powtórzyłem wcześniejsze kroki, podałem jej, sam wziąłem, zapaliłem, włożyłem do ust, a na koniec napiłem się piwa. Ono się już kończyło, a ja nie byłem pijany, trochę wstyd.
- Szkoda, że nic tu się nie dzieje. - Rzuciłem w sumie sam do siebie. Na tańce nie miałem ochoty, ale jednak nudziłem się.
Viola Rosier
Viola Rosier
Neutralni
▲ 08.11.20 22:53 | Re: Pub "Zielony Lew"
Zaśmiała się na jego odpowiedź. Sam z siebie był dobrze ubrany to ta atmosfera jaką  robił wkoło siebie. Jakby właśnie mu się nic nie chciało, ale jednocześnie nudziło śmiertelnie. Viola rzadko miewała takie momenty. Zwyczajnie nie dopuszczała do takiej sytuacji. Choćby biegła piąty maraton pod rząd to wolałaby to od takiego stanu jakim sobą reprezentował tutaj obecny Tony. Cieszyła się, że jej niecodzienny wygląd został doceniony. Gdy opuszczała dom czuła się niezbyt pewnie, ale teraz była na szczycie.
- Przyszłam się nawalić, ale to już mamy zaznaczone na liście rzeczy do zrobienia. Pozostał tylko podryw.
Vi jak zawsze stuprocentowo szczera. Szkoda, że to akurat on musiał być jej ofiarą. Bardzo chętnie wzięła kolejnego papierosa. Rozsiadła się jeszcze wygodniej. Czuła się już dobrze, burzliwe myśli chwilowo ustały. Zapomniała o ostatnich dniach i chaosie jaki zapoczątkowały,  a może, który sama wprowadziła. Wolała teraz siedzieć tutaj i pić z obcym typem niż ułożyć to. Jeszcze nie był na to czas. Jej działania to były wybuchy energii, a następnie gwałtowne spadki. Tak było i w tym przypadku.
- Jeszcze dwa lata temu było tutaj więcej ludzi, później przestałam przychodzić no i teraz wygląda to jak wygląda. Biedaczki sobie nie mogły poradzić beze mnie - mruknęła zaciągając się papierosem - cała anglia zaczyna tak wyglądać.
Jej słowa byłyby zrozumiałe gdyby jeszcze wiedziała co się działo w otaczającym ją świecie. A to żadnej gazety nie czytało. Słyszała, że ludzie jacyś bardziej marudni, chcieli ciągłe zniżki, bo czasy niepewne. No jak się czasy traktowało niepewnie to takie były - proste rozumowanie Violi Rosier. Nie lubiła wybiegać planami daleko w przyszłość to i się nie przejmowała sytuacją na świecie.  Tylko teraz coś jej się teraz przewidziało, że ona chce zmiany i namiastki dawnego życia. Zaczęła od baru. Chcąc wyrównać swój stan z stanem chłopaka przed nią wstała zamówiła sobie wodę, a jemu kolejne piwo. Na komentarz barmana, mówiący, że się pogrąża odpowiedziała jedynie środkowym palcem. Czy ktoś kto się pogrążał tak zgrabnie, by szedł w tych obcasach? No właśnie. Siadając ponownie przy stoliku zdała sobie sprawę, że za każdym razem jak od niego odchodziła nie odzywała się ani słowem. Próbowała sobie przypomnieć czy to było zachowanie godne dobrych manier, ale mu to chyba nie przeszkadzało. Wciąż tutaj z nią siedział co o czymś świadczyło, nieważne o czym. Postawiła przed nim piwo.
- Na zdrowie.
Swoje piwo szybko dokończyła, ale już bez tej słomki. Słomkę przełożyła do wody, która absolutnie nie smakowała jak woda, nie żeby woda miała jakiś smak. Absolutnie z niczego zaczęła jakiś nudny temat, który z czasem zrobił się w miarę interesująco. Jak na pijaną osobę bardzo ładnie składała zdania i nawet nie powtarzała się tak często, ale zdecydowanie  za długo się zastanawiała. Zawsze starała się pokazać, że jest mniej pijana  niz była w rzeczywistości to i wszystko wychodziło jej ociężale i wolno. Podobała jej się ta ich rozmowa, która na koniec dnia i tak nic nie wprowadzała w ich życiu.  Nie poruszyli ciężkich kwestii egzystencjalnych ani nie odkryli czegoś niesamowitego, zapierającego dech w piersiach. Zwyczajnie, dwójka młodych ludzi robiąca  to co młodzi ludzie robili. Noc jak każda inna.  
- Dobra słuchaj. Jak  sam zauważyłeś przyszłam tutaj  w dwóch celach, napić się i na podryw. Oboje ustaliliśmy, że jesteśmy pełnoletni, mieliśmy całkiem miła rozmowę sugerująca nam, że nie jesteśmy debilami, bo użyliśmy kilka argumentów. Możemy przejść do tej części gdzie uprawiamy seks, a następnie każdy pójdzie w swoją stronę, by już nigdy się nie spotkać ponowny raz? - zapytała. Już ją znudziło to owijanie w bawełnę, mogła w sumie od tego zacząć ich rozmowę. Jeśli Tony się nie zgodzi to zwyczajnie uda  się do innego pubu, by tam się skończyć przy barze. Noc jak każda inna.
Antonius Octavianus
Antonius Octavianus
Zakon Feniksa
▲ 11.11.20 15:31 | Re: Pub "Zielony Lew"
22.08.78

Przyszła na podryw, dobre. To po jaką cholerę do mnie podeszła? Czy ja wyglądam na kogoś kogo łatwo poderwać po kilku głębszych? Pewnie tak, bo to nie pierwsza taka sytuacja, że łowczyni desperatów mnie napada. Oczywiście zostałem nauczony, jak się zachować w takiej sytuacji "Podaje się rękę" i tyle.
Może dlatego mi nigdy nie wychodzi, ale ja też od dawna nie podrywam w barach. Jakoś znudziło mi się to, jeszcze kilka lat temu to ja tylko o ruchaniu myślałem. Połowa bab z tej włoskiej wiochy, gdzie jeździłem z rodziną, to mnie do dziś nienawidzi. Może im naobiecywałem, że pokażę most Londyński i fajne kolczyki. Ale nie można człowieka winić za słowa po pijaku. To jest moja dewiza i ją zawsze powtarzam. Tak samo, jak to że są zawsze dwie strony winne przy rozstaniu. Laska i jej stara. Jedni mnie oskarżają o mizoginizm, ale co innego mi zostało w życiu, jak nie pocieszanie się takimi głupotami.
- Ja tu nie mam blisko, mieszkam po drugiej stronie Anglii, więc nie wiem. - Odparłem jak zaczęła mówić, jak tu kiedyś było fajnie, a teraz nie jest. Może dlatego, że bycie przedsiębiorcą w tych czasach to jak granie zawodowo w rosyjską ruletkę. Szansy tak pół na pół. Ona poszła do baru, nie wiem po co, ale ja przez chwilę zastanawiałem się nad powrotem do domu. W ogóle nie byłem pijany, a głowa i tak mnie napierdalała. Jednak Vi wróciła z piwem dla mnie, co oznaczało że coś chciała. Oczywiście podziękowałem, chociaż i tak potem bym za to zapłacił. Za jej wodę, czy co tam miała, też mogłem. Kiwnąłem głową, gdy powiedziała "Na zdrowie", ale zawiodłem się, że porzuciła słomkę. Miało to jakiś urok.
- O nie, już bez słomki? - Udałem zawód zaczynając pić już drugie piwo. Jeśli chciała mnie upić i okraść to nie miało to sensu, mogła zamówić wódę, poszłoby przecież szybciej. Poromzawialiśmy nawet o czymś, do końca nie wiem o czym, ale było przyjemnie. Niezobowiązujące tematy, nic prywatnego, żadne żalenie się. Wydawało się, że to będzie perfekcyjne zwieńczenie pobytu w barze, aż nie przeszła do sedna.
Trochę się zdziwiłem, ale też nie było to niespodziewane. Musiałem się chwilę namyśleć. Przeanalizowałem wszystkie możliwe złe skutki, ale było ich mało. Przecież nie byliśmy jakkolwiek połączeni, nie znaliśmy się, nie pracowała ze mną. Same plusy bym powiedział. Rozejrzałem się jeszcze dookoła, żeby ocenić czy nikogo znajomego nie było.
- Możemy. Zauważyłem pokój dla pracowników tam w głębi. Można tam. - Odparłem. Vi się zgodziła, więc  bez ociągania poszliśmy tam. Załatwiliśmy swoje sprawy i nikt nam w niczym nie przeszkodził. Zbiliśmy jakąś butelkę nawet, a ja o mało nie wpadłem w jakieś ięć mioteł (do czyszczenia podłogi). Na nasze szczęście muzykę podgłośnili, ale wciąż słyszałem te jebane pikanie. Nie powiem, trochę to psuło górnolotny nastrój, który panował w schowku.
Było to masakrycznie śmieszne doświadczenie. Po wszystkim zapłaciłem barmanowi za nasze zamówienia. Co prawda posłał nam złowieszczy wzrok, który świadczył że należy mu się odszkodowanie. Dlatego też rachunek wyniósł trochę więcej, niż wartość trunków wypitych. No, ale trudno. Rozstaliśmy się z Vi w dobrych humorach i każdy poszedł w swoją stronę. Doszedłem do wniosku, że tak to ja mogę spędzać chwile po pracy.


koniec
Sponsored content
▲ | Re: Pub "Zielony Lew"