:: Anglia i Walia :: Londyn :: Dalsze dzielnice :: Port
Fiendfyre
Fiendfyre
Konta Specjalne
▲ 26.11.20 13:41 | Doki portowe



Doki portowe



Gwendoline Prewett
Gwendoline Prewett
Zakon Feniksa
▲ 26.11.20 14:14 | Re: Doki portowe
30.08.1978

Wendy czekała na zadania od Dumbledora z ogromną niecierpliwością. Kiedy dostawała misje od dyrektora Hogwartu czuła się w pewien sposób doceniona, przydatna. Miała wrażenie, że wtedy jej działania nabierają sensu. Ogromnie cieszyła się z tego, że należała do Zakonu i jej umiejętności mogły przynieść korzyści jakieś słusznej sprawie. Kiedy więc otrzymała sowę od profesora była zadowolona, wreszcie będzie mogła zająć się czymś pożytecznym.
Prewett pojawiła się w wyznaczonym miejscu, o podanej godzinie i porozmawiała z Fergusem. Uważnie słuchała tego, co miał jej do powiedzenia. Po co im właściwie demimoz? Będą robić z niego peleryny niewidki? może mieli gdzieś żmijoptaki i potrzebowali pomocy do opieki? W sumie nie jej sprawa, najważniejsze, że miała odbić to stworzenie. Mogłaby poinformować ministerstwo? ale po co, zdecydowanie wolała mieć pewność, że to zdanie nie zostanie spartolone, a nie czuła, że pracownicy ministerstwa zrobiliby to równie dobrze, co ona.
Nie chciała iść jednak sama, to mogło być zbyt ryzykowne. Postanowiła skontaktować się z innym członkiem Zakonu, który to zaproponował jej wcześniej pomoc w podwyższeniu umiejętności. Był dużo bardziej doświadczony od niej. Zawsze kiedy miała się spotkać z Lutherem czuła okropne zażenowanie. Nie wspominała o tym jeszcze głośno, jednak ciągle widziała siebie, w Hogwarcie wyznająca mu swoją ogromną miłość. Nie sądziła, że będą ze sobą pracować, jednak nie miała zamiaru narażać Zakonu przez swój głupi wyskok z dzieciństwa. Tak naprawdę od czasu tamtej rozmowy, nigdy się przed nikim nie otworzyła. Gwen bała się mówić o uczuciach, bała się odrzucenia, jak bardzo na nią oddziaływało to niepowodzenie w strefie emocjonalnej z nastoletnich czasów? Najwyraźniej za bardzo, do tej pry to przeżywała.
Pojawiła się o umówionej godzinie przy dokach. Robiło się już późno, mgła zaczynała otaczać Londyn. Czekała na swojego partnera w zbrodni. Czas najwyższy odbić biedne stworzenie.
Luther Allcot
Luther Allcot
Zakon Feniksa
▲ 26.11.20 23:07 | Re: Doki portowe
30.08.1978

Luther był chętny do pomocy. Gdy się dowiedział w czym ma pomóc to musiał poluzować krawat. Bez bicia mógł przyznać, że jego wiedza w zakresie magicznych zwierząt była słaba. Pierwsze pytanie jeśli widzi jakieś "A gryzie to?". Oczywiście swoją wiedzę bardzo szybko nadrobił. Czytając o demimozie tracił motywacje na tą misję. Niewidzialny i przewiduje przyszłość? Nie wierzył, że jakkolwiek realnie pomoże w ratunku zwierzęcia. Miał się spotkać z panna Prewett,  która była jego uczennicą. Tym razem to ona będzie wydawała polecenia, a on grzecznie będzie je wykonywał. To było jej zadanie on był wsparciem. Zamierzał z siebie dać wszystko.
Luther dobrze pamiętał Wendy i ten jeden dzień w którym postanowiła mu wyznać miłość. Po tym dniu ich stosunek zrobił się jakby chłodny. Oczywiście jak spotkali się ponownie Luther udawał,  że nie pamięta zdarzenia licząc, że jakoś ośmieli to Wendy do jego osoby. Była dobrą uczennicą, skupiona na lekcji. Chociaż chyba skupiała się na czym innym. Ten dzień czasami budził go w nocy i wprowadzał w randomowe poczucie winy. Luther uważał, że tamtego dnia zawiódł jako pedagog. Kompletnie nie wiedział co powiedzieć wtedy. Jeśli, by mu Prewett powiedziała, że go nienawidzi to by to przyjął z pokorą, zasłużył sobie.
Na miejscu był punktualnie, ale i tak zjawił się jako drugi. Ubrał się tak, by było mu wygodnie, szczególnie podczas potencjalnej ucieczki. Stanął przed kobietą i uśmiechnął się do niej.
- Gwendoline - zaczął - Miło ciebie widzieć, szkoda, że w takich okolicznościach, biedne stworzenie. Generalnie to jest twoja misja, a więc śmiało wydawaj mi polecenia, a ja postaram się je wykonać bezbłędnie.
Starał się brzmieć łagodnie i pozytywnie. Był jednak już w pozycji do obrony i to powodowało spięcie. Musiał być cały czas gotowy do obrony. Nie wybaczy sobie jeśli dzisiaj coś się stanie Wendy z jego winy. Nawet gdyby to było nie z jego winy to i tak oskarży siebie o niefortunne zdarzenie. Kolejny raz by musiał zmienić zadanie, a powoli kończą mu się zawody jakie może wykonywać. Chociaż kelner brzmi niebezpiecznie.
Sponsored content
▲ | Re: Doki portowe