:: Anglia i Walia :: Mieszkania :: Ulica Stroma 14, Dolina Godryka
Sammuel Clearwater
Sammuel Clearwater
Neutralni
▲ 20.11.20 22:28 | Salon
Sammuel nie mógł mieć za złe swojej bratanicy, że w postaci psa wzbudzał o wiele większe zainteresowanie niż kiedy przychodził jako człowiek. W końcu co prawda w formie dorosłego mógł z nią porozmawiać, pomóc jej z manualnymi zadaniami oraz jakimiś grami dziecięcymi, co uwielbiał robić, ale kiedy jego forma zmieniała się na tę psią, zainteresowanie Penny od razu wybijało ponad skalę. Piesek był puchaty, ciepły, dawał się bez problemu tarmosić za uszy i ogon i zawsze można było obserwować, jak biegnie za piłką z wyciągniętym językiem. Młody Clearwater nie wydawał się mieć cokolwiek przeciwko temu – dla rodziny zrobiłby praktycznie wszystko, więc jeżeli odrobiną sierści mógł ucieszyć dziewczynkę, nie miał nic przeciwko częstemu bieganiu jako corgi. Co prawda zasięg nóg miał niewielki, nikt jednak nie powiedział, że się nie starał!
Korzystając z tego, że mógł złapać chwilę wolnego, postanowił wybrać się w odwiedziny do brata, przynosząc ze sobą jakieś świeże bułeczki i krem do nich. Te jednak zostały dość szybko zapomniane na rzecz zabawy, tak więc trójkolorowy corgi zaczął biegać w jedną i drugą, próbując usilnie złapać piłkę, aby zaraz odnieść ją swojej towarzyscy, co jakiś czas piszczącej z zachwytu kiedy mogła pochwycić w dłonie jego ogon.
Kątem oka dostrzegł jeszcze brata – tym bardziej nie mógł przepuścić okazji, aby i Rory’ego wciągnąć w zabawę. Znając podejście jego starszego brata, ten będzie narzekał na jego zachowanie – jakby kiedykolwiek to zniechęcało Sammy’ego do czegokolwiek. To pewnie dlatego podbiegł do starszego z Clearwaterów, wyciągając w jego stronę pysk z nieco obślinioną piłką i patrząc na niego błagalnie brązowymi ślepiami, mokrym nosem lekko trącając dłoń brata.
Rory Clearwater
Rory Clearwater
Neutralni
▲ 18.12.20 6:26 | Re: Salon
Niczyjej uwadze nie umknął fakt, że Rory nie należał do osób tryskających optymizmem. Jeżeli jednak już dla kogoś miał się wysilić to z pewnością była to jego dwuletnia córka, Penny. Przesłodka dziewczynka o szczerym uśmiechu, którym potrafiła wymusić na swoim staruszku wszystko. No prawie wszystko. Jeszcze nie doszedł do tego momentu w swojej rodzicielskiej podróży, aby ku uciesze swojej córki nauczyć się animagii i biegać za piłką po podwórku jak wujek Sammy. Nie podejmował się nawet nierównej walki jaką byłaby dyskusja i próba wytłumaczenia, że nawet gdyby spróbował to nie do końca był pewien, czy też zyskałby miękkie futerko i cztery łapy.
I chociaż optymizm Samuela przyprawiał jego starszego brata o ból głowy i chęć utopienia się w łyżeczce z herbatą to tak naprawdę, czego prawdopodobnie młody nigdy nie usłyszy z jego ust, był mu niezwykle wdzięczny za to, jak wiele robił dla małej Penelope. Przecież w końcu jedyne na co Rory'emu zależało to uśmiech na twarzy córki. Pozwolił im bawić się w ogrodzie, kiedy zajął się przyniesionymi przez brata bułeczkami i kremem, które z precyzją co najwyżej kuchennego pomywacza, przygotował na talerzu i to właśnie z nimi w ręku wyszedł na dwór, stając w drzwiach prowadzących z domu na tył działki, gdzie znajdowało się podwórko. Uniósł jedną brew ku górze i posłał wymowne spojrzenie młodszemu bratu. - Chyba żartujesz - burknął. Penny jednak zauważyła co zrobił jej podstępny wujek i już zaczęła się cieszyć i ekscytować tym, że tato miał dołączyć do zabawy. Skrzywił się nieco i wziął do ręki piłkę, rzucając ją gdzieś przed siebie, żeby chociaż w ramach kary Sammy sobie trochę pobiegał. Towarzyszył temu radosny okrzyk Penny. Rory usiadł przy małym stoliku, na którym postawił talerz z bułeczkami i sięgnął po papierosa, którego wsunął między wargi, chociaż nie odpalił. - Może coś zjecie? - słowa, które przeważnie matki wypowiadały z troską, brzmiały niemalże komicznie w ustach Rory'ego.

@Sammuel Clearwater